Na to, że State of Decay odniesie jakiś sukces, wskazywało wiele czynników – otwarty świat, zombie, które na stałe wdarły się do dominującego nurtu popkultury oraz model survival-horroru. Chyba nikt nie spodziewał się jednak, że SoD podbije Xbox Live z tak piorunującą ilością pobrań.
STATE ZDOBYWCA
Ponad ćwierć miliona pobrań. Tylu chętnych chciało przetestować nowy survival-horror od Undead Labs, w cenie 1600 punktów Microsoftu (które już niedługo odejdą do lamusa, na cześć i chwałę realnych walut). Mowa o wyniku w ciągu pierwszych dwóch dni od pojawienia się tytułu na Xbox Live. Co warte podkreślenia, State of Decay ukazało się jedynie w formie cyfrowej. Bardziej spektakularnym startem w sieci Microsoftu może pochwalić się jedynie Minecraft, skutecznie rozreklamowany i z silną pozycją na rynku gier, za sprawą komputerowej edycji.
Jak podkreślają przedstawiciele Undead Labs, ich produkcja nie miała ani takiego wsparcia, ani tak dogodnej pozycji wyjściowej, jak hit zaserwowany graczom przez Notcha:
„Nie mieliśmy dużego budżetu przeznaczonego na reklamy. Nie mamy pudełkowej edycji, którą moglibyśmy umieścić na sklepowych półkach. Brakowało nam milionów fanów, nie mieliśmy ogromnego rozgłosu z mediach. Wszystko, co posiadaliśmy, to poczucie tworzenia świetnej gry oraz wspaniałą społeczność wokół tytułu. Nie myślcie jednak, że solidny tytuł wystarczy, aby w 2013 roku odnieść sukces. Ten pociąg jedzie dzięki wam”.
Zainteresowani? Posiadacze konsoli Microsoftu mogą kupić tytuł w tym miejscu. Nie zabrakło możliwości wypróbowania bezpłatnego dema. Co z wersją na inne platformy? Użytkownicy PlayStation 3 na ten moment nie mają co myśleć o rozegraniu sesji w State of Decay. Inaczej jest w przypadku komputerów osobistych – wersja PC jest w produkcji, ale na ten moment to wszystko, co wiemy na ten temat.
CO Z WERSJĄ PC?
Jeżeli czekacie razem ze mną na State of Decay w wydaniu na komputery osobiste, można umilić sobie ten okres. Od siebie polecam fenomenalną, nawet pomimo pokaźnej ilości nieustannie eliminowanych błędów, modyfikację do ARMA II. DayZ, bo tak nazywa się ten mod, dał realistycznemu symulatorowi walki od Bohemia Interactive drugą młodość, ciesząc się na tyle dużą popularnością, że zostanie wydany jako samodzielna produkcja. Wiecznie odwlekany moment premiery przyprawił mnie o pokaźne ubytki szkliwa oraz wymusił poszukiwanie alternatywy, dzięki której znalazłem prawdziwą perełkę.
Jest nią Project Zomboid. Nie dajcie się zwieść prostej grafice w 2D. Cieszące się dużą popularnością w naszym kraju dzieło The Indie Stone to niezależny survival-horror z krwi i kości, z pokaźną ilością możliwości. Najprościej opisać ten tytuł jako Minecraft w postapokaliptycznym świecie. W grze istnieje wątek przewodni i coś na kształt kampanii, niemniej znacznie bardziej ciekawy jest drugi z trybów. Dostajemy w nim losowo wygenerowany, olbrzymi świat do eksploracji, pozostawieni samym sobie. Licznik zaczyna tykać i nasza w tym głowa, aby wytrwać jak najdłużej. Żywe trupy to nie jedyne nasze zmartwienie. Musimy mieć gdzie spać, musimy mieć co jeść, pić oraz dbać o zdrowie psychiczne naszego bohatera.
Gra posiada rozbudowany system konstrukcji przedmiotów ze znalezionych materiałów. Istotne jest oświetlenie oraz interakcje z pozostałymi ocalałymi. Możemy przesuwać meble, okopując się w mieszkaniach, wpływać na statystyki naszej postaci i wiele, wiele więcej. Póki co największym problemem okazała się dla mnie nie chmara żywych trupów, ale liczne błędy, które przeszkadzają w rozgrywce. Nawet pomimo tego polecam bez wyrzutów sumienia. Gra jest wciąż rozwijana, z aktualizacji na aktualizację będąc coraz pełniejszą i dopracowaną produkcją.