Nie dziwię się, że aktorzy strajkują. Korporacje chciały im zgotować los rodem z "Czarnego lustra"
Hollywoodzcy aktorzy mówią "dość" wyzyskowi. Nie udało im się dojść do porozumienia ze stowarzyszeniem reprezentującym wielkie wytwórnie i platformy streamingowe (AMPTP), więc zdecydowali się na strajk. Ujawniono jaką propozycję otrzymali w kwestii jednego ze swoich warunków. Miała być przełomowa, a okazuje się... żenująca.
Negocjacje między SAG-AFTRA a AMPTP trwały niemal od początku czerwca. W ostatnich dniach do rozmów włączył się nawet mediator federalny. Mimo to porozumienia nie udało się osiągnąć, więc zarząd związku zawodowego amerykańskich aktorów podjął decyzję o strajku, który rozpoczyna się już dzisiaj - 14 lipca. Oznacza to m.in., że aktorzy nie tylko zaprzestaną występowania przed kamerą, ale też nie będą brali udziału w promocji powstałych już projektów ze swoim udziałem. Czy tego wstrzymania Hollywood naprawdę nie dało się uniknąć?
Aktorzy domagali się przede wszystkim wzrostu stawki minimalnej i tantiem ze streamingu, poprawy warunków pracy oraz zabezpieczenia przed nieautoryzowanym wykorzystaniem ich wizerunku przez sztuczną inteligencję. Po zerwanych negocjacjach przedstawiciele AMPTP byli zdziwieni rozwojem wydarzeń, bo jak stwierdzili, zaproponowali nie tylko "historyczną podwyżkę płac i tantiem", ale również "przełomowe rozwiązania" w regulacjach wykorzystywania sztucznej inteligencji". Prezeska SAG-AFTRA Fran Drescher poinformowała jednak, że ich odpowiedź na stawiane żądania była "obraźliwa" i "wskazująca na brak szacunku".
Czytaj także:
Strajk aktorów - dlaczego postanowili się zbuntować?
Podczas konferencji, w trakcie której ogłoszono decyzję o strajku, główny negocjator SAG-AFTRA Duncan Crabtree-Ireland zdradził, jak brzmiała "przełomowa propozycja" w kwestii zasad wykorzystania sztucznej inteligencji. Zasugerował, że gdyby się na nią zgodzili, aktorów czekałby ten sam los, co spotkał Salmę Hayek w pierwszym odcinku 6. sezonu "Czarnego lustra" - "Joan is Awful":
Zaproponowali, żeby statyści byli skanowani, dostawali wypłatę za jeden dzień pracy, a wytwórnie posiadały skan ich wyglądu i ruchów, żeby mogli go wykorzystać kiedykolwiek i gdzie zechcą, bez zgody, bez wynagrodzenia. Jeśli uważacie to za przełomową propozycję, sugeruję, żebyście to jeszcze przemyśleli.
Ta propozycja powinna wam uświadomić, że strajk aktorów nie jest strajkiem osób, które zarabiają 20 mln dolarów za film i pławią się w luksusie, tylko osób, które drżą ze strachu o swoją przyszłość i czują się wykorzystywani. Bo tutaj nie chodzi o wielkie gwiazdy - to tylko kilka nazwisk, a większość członków SAG-AFTRA to ludzie pracujący od zlecenia do zlecenia, często ledwo wiążący koniec z końcem.
W tym kontekście należy przyznać rację Fran Drescher, która podczas wspomnianej już konferencji stwierdziła, że dla wytwórni i platform streamingowych priorytetem jest Wall Street i ich chciwość. Przez co "zapominają o współpracownikach, sprawiających, że ta maszyna się kręci. Wstyd. Są po złej stronie historii".