REKLAMA

Wszyscy wspominamy nauczycieli jako tyranów lub aniołów. Trudno się dziwić, w końcu kino robi dokładnie tak samo

Cała Polska odczuwa skutki rozpoczętego w poniedziałek strajku nauczycieli. Internet wrze od opowieści o fantastycznych osobach, które zainspirowały nas do wielkich czynów. Albo wręcz przeciwnie – o tyranach, którzy obrzydzali nam życie. Oczywiście, ma to więcej wspólnego z hollywoodzką wizją zawodu nauczyciela niż z rzeczywistością.

strajk nauczycieli
REKLAMA
REKLAMA

Nauczyciele i pedagodzy mają kolosalny wpływ na dorastających ludzi, którzy spędzają w szkołach najwięcej czasu ze swojej młodości. Dlatego nikogo nie dziwi, że Hollywood stworzyło w swojej długiej historii mnóstwo doskonałych produkcji poświęconych temu zawodowi. Świetne filmy nie zawsze oznaczają jednak równie doskonałych nauczycieli. W światowym kinie nie brakuje bowiem przypadków, gdy to właśnie wychowawcy byli głównymi bohaterami historii, czasem negatywnymi.

Teoretycznie można by powiedzieć, że nie ma w tym niczego dziwnego ani niezwykłego. W końcu bohaterowie historii toczących się w realnym świecie wykonują różnorakie prace i mają zróżnicowane charaktery. Filmowe portrety nauczycieli w zaskakujący sposób odzwierciedlają jednak nasze własne postawy wobec dawnych pedagogów. Doskonale pokazują to reakcje internautów na odbywający się właśnie strajk nauczycieli.

Wielu, w tym Dawid Podsiadło, decyduje się opowiedzieć o inspirujących ich w młodości nauczycielach. W odpowiedzi przeciwnicy wspominają wychowawców-tyranów.

We wspomnieniach wielu osób nauczyciele są przedstawiani tylko jako doskonali mówcy, inspirujący myśliciele, którzy dbali o nas w dzieciństwie. W wyobrażeniu innych to irytujące, przynudzające postaci, które uprzykrzały życie młodym ludziom. Filmy mówią więc to samo, co ludzie na bazie swojej przeszłości.  Zapewne obie siły oddziałują na siebie równolegle. Twórcy hollywoodzkich filmów też byli przecież uczniami i mają z tym okresem pewne wspomnienia. Nie należy jednak lekceważyć wpływu, jaki na nasze myślenie o świecie ma popkultura. Filmy sprawiają, że szukamy podobnych wzorców we własnym życiu.

Zakończenie filmu „Stowarzyszenie Umarłych Poetów”, podczas którego uczniowie wchodzą na ławki, żeby oddać hołd postaci granej przez Robina Williamsa nie ma na celu tylko wzruszyć widzów. W tej jednej scenie zawiera się cały sens zawodu nauczyciela, a przynajmniej jego wyidealizowanej wersji. Wychowawca-kapitan może zejść z okrętu niepokonanym, bo przekazał swoją wiedzę, emocje i przekonania kolejnym pokoleniom. Dał im najważniejszą część siebie, ponieważ jego rolą jest w pewnym sensie poświęcanie siebie na rzecz przyszłych pokoleń. W zamian otrzymuje wdzięczność i poczucie spełnienia.

Podobny schemat został też wykorzystany w „Klubie Imperatora” oraz „Wszystko albo nic”. W tym układzie głównym bohaterem historii jest nauczyciel, ale to nie wokół jego przemiany toczy się historia. Wymienione filmy przedstawiają ewolucję uczniów z niesfornej, niepokornej grupy, która jednak w głębi ma w sobie dobro. Problem w tym, że nikt wcześniej nie był w stanie do nich dotrzeć i zrozumieć ich problemów. Nie pouczać, tylko radzić. Nauczyciel jest jednocześnie dobrym rodzicem, pedagogiem i kumplem. Stanowi bardzo wygodny bodziec dla bohaterów i nie mówimy tutaj tylko o hollywoodzkich historiach. Figura mędrca, przewodnika duchowego i nauczyciela w jednej osobie pojawiała się w ludzkich opowieściach już od starożytności.

Na pierwszy rzut oka podobny styl reprezentują „Szkoła rocka” czy „Trener”. Ale można zauważyć kilka różnic.

Od razu rzuca się w oczy inna estetyka wspominanych produkcji. Wszechogarniający patos zostaje zastąpiony odpowiednio humorem i twardym realizmem. Nie brakuje podniosłych momentów (w końcu to Hollywood), ale w tym układzie nauczyciel pełni nieco inną rolę. Nie poświęca siebie, a jedynie otwiera uczniom drzwi do nowych doświadczeń. Kariera w muzyce i sporcie jest znacznie bardziej konkretnym celem, na którym zależy naszym bohaterom.

W obu tych produkcjach znacznie bardziej zauważalna jest szkoła jako większy organizm. Poprzednie opowieści toczyły się w salach lekcyjnych, ale gdyby przenieść je w jakąkolwiek inną sytuację z góry ustalonej hierarchii, to też mogłyby zadziałać. W tym sensie „Trener” z Samuelem L. Jacksonem jest najbardziej wiarygodnym portretem pracy nauczyciela, w której ważnym elementem jest współpraca z innymi pedagogami, wypełnianie dzienników czy egzaminy.

Oczywiście, nadal mowa o mocno idealizowanych sytuacjach. Pojedyncza osoba zmienia na zawsze spojrzenie innych ludzi. We własnym życiu wypatrujemy takich samych bohaterów, bo chcemy, żeby miało w sobie równie wielki czar co fikcja. Dlatego część z nas próbuje przedstawić swoich nauczycieli w podobnym świetle. Zapominamy przy tym o wszystkich tych chwilach, które były szarą codziennością szkolnego czasu.

Historie okropnych nauczycieli, którzy zamienili życie uczniów w piekło też mają w sobie olbrzymi element kreacji.

Jednym z najważniejszych portretów złego nauczyciela we współczesnym kinie jest Fletcher z filmu „Whiplash”. Reżyser i scenarzysta Damien Chazelle bardzo wyraźnie inspirował się tu klasycznymi portretami wychowawców. Bohater grany przez J.K. Simmonsa stanowi niemal antytezę postaci Johna Keatinga ze „Stowarzyszenia Umarłych Poetów”. Nie tylko jest znacznie ostrzejszy od trenera Cartera, jego brutalne metody nie mają prowadzić do rozwoju młodych ludzi. Słynna scena, w której nakazuje bohaterowi grać w odpowiednim tempie, pokazuje dwie rzeczy. Fletcher nie tylko skupia się na automatyzmie i wyuczeniu, ale też tworzy z tego sadystyczną grę. Nie zależy mu na powodzeniu Andrew, chciałby go wręcz zniszczyć.

Co ciekawe, motywacje pedagogicznych tyranów zawsze stosują te same metody, które stanowią hiperbolę cech utożsamianych ze złymi nauczycielami. Ich motywacje mogą być jednak różne, czasem szlachetne. W „Przedszkolance” uczucie niespełnienia prowadzi do – wydawać by się mogło – pozytywnych działań bohaterki. Widzi w dziecku potencjał i próbuje go wyzwolić. Ale chęć ulepszenia rzeczywistości za pomocą innych wcale nie musi mieć pozytywnych skutków. Judi Dench w roli demonicznej nauczycielki, Barbary Covett z „Notatkach o skandalu” ma z kolei pokazać, że granica między dobrym i złym wychowawcą jest cieńsza, niż mogłoby się zdawać. Jej motywacje niczym nie różnią się bowiem od uczuć bohaterki granej przez Cate Blanchett, lecz wykorzystuje je do szantażu i obłudnej gry.

Wszystkie te portrety składają się na obraz zawodu, ale warto pamiętać, że zostały przerobione na użytek fikcji.

REKLAMA

Kino przerysowuje rzeczywistość. A my napędzani przez popkulturę również dorabiamy do niej różne mniej lub bardziej fantastyczne historie. Nie jest niemożliwe, żebyśmy w prawdziwym życiu napotkali takich nauczycieli jak John Keating lub Fletcher. W większości przypadków uczyli nas jednak znaczenie bardziej zwyczajni pedagodzy. Przemowy na szkolnych ławkach nie zdarzyły się przecież wielu z nas. Nie znaczy to, że mamy rezygnować z odrobiny fantazji, ale musimy być świadomi tego jak bardzo wypływa ona z hollywoodzkich filmów.

Bo gdyby nauczyciele zajmowali się jednak tylko robieniem show i inspirowaniem uczniów do życia, to pozostałoby bardzo niewiele czasu na naukę. Odrobina dyscypliny również musi być nierozerwalnie połączona ze szkołą, która w samym założeniu jest sytuacją pewnego uznanego społecznie przymusu. Tego typu kwestie zawsze trzeba zrównoważyć. Dobry pedagog tak naprawdę powinien mieć nieustępliwość trenera Cartera, wiarę w uczniów godną Keatinga, wiedzę Fletchera i czar Deweya Finna ze „Szkoły rocka”. Żeby pokazać te cechy wcale nie musi wypowiadać płomiennych przemówień i zabierać uczniów na rockowy koncert. Warto, żebyśmy o tym pamiętali.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA