W styczniu 2002 rosyjska proputinowska organizacja młodzieżowa stworzyła listę książek "słusznych" oraz "niesłusznych". Nazwisko Wiktora Pielewina, zdobywcy rosyjskiej Nagrody Bookera, autora bardzo popularnego w najrozleglejszym kraju świata, uznanego przed ośmioma laty przez "New York Times" za jednego z sześciu najzdolniejszych młodych pisarzy europejskich, otwiera tę drugą listę.
Jaki grzech przeciwko carowi Władmirowi popełnił Pielewin? Mianowicie odtworzył na papierze za pomocą eleganckich metafor cały brud dzisiejszej Rosji, całe zdegenerowanie społeczeństwa, znieczulicę i brak odruchów nazywanych powszechnie za "ludzkie". Można by pomyśleć, że dlatego bohaterami "Świętej Księgi Wilkołaka" są zwierzęta.
Stare chińskie legendy opowiadały o lisicy A Huli, stworzeniu, które czerpie swoją energię duchową dzięki przeżywającym miłosną ekstazę. A Huli obecnie jest prostytutką w XXI-wiecznej Rosji i dzięki swoim nadzwyczajnym umiejętnościom wiedzie dostatni żywot. Za pomocą rudego ogona potrafi wywołać złudzenie aktu płciowego, dzięki czemu może zaoferować klientom najwyższej jakości usługi oraz spełnić ich najbardziej wyszukane seksualne marzenia. Jednak - jak to zwykle bywa - pojawia się postać natychmiast burząca zastany porządek rzeczy. Tutaj poznajemy wilkołaka Aleksandra, oficera Federalnych Służb Bezpieczeństwa, który okazuje się zupełnie niewrażliwy na złudzenia A Huli. Lisica nabiera podejrzeń, bo wysoko postawiony wilkołak bardzo pasuje do opisu legendarnego i wyczekiwanego "arcywilkołaka".
Historia pisana jest niejako piórem A Huli, która w swoim pamiętniku opowiada o zdarzeniach językiem często kolokwialnym, wulgarnym. "Święta Księga Wilkołaka" to mieszanina (a raczej zawiesina) kultury wysokiej oraz niskiej, świetny przykład na tezę, że o wielkich rzeczach należy mówić prostym językiem. Paradoksalnie powieść, gdyby rozbić ją na czynniki pierwsze, jawi się jako skomplikowany misz-masz różnych poglądów, kierunków oraz koncepcji; zupełnie jakby do wielkiego (koniecznie produkcji radzieckiej) tygla wlać tego i owego, trochę popkultury, nieco masówki, kilka antagonistycznych filozofii, a na koniec wstrząsnąć, w żadnym wypadku nie zmieszać (proszę mi wybaczyć tę wyświechtana parafrazę, ale jest tu ona jak najbardziej na miejscu). Pozornie mogłoby to dać niestrawną breję, jednak w efekcie dostaliśmy pozycję inteligentną i pouczającą, ale zarazem zwyczajnie ciekawą i wciągającą. Warto jednak dodać, iż jest to mieszanka wybuchowa.
Mimo fikcyjności oraz metaforyki ocierającej się nawet o fantastykę, świat przedstawiony jest bardzo realistyczny i wiarygodny. Dodatkowo, mamy tu do czynienia z doskonałą narracją oraz - co bardzo podnosi wartość pozycji - mnogością cytowanych dzieł, które świetnie ubarwiają powieść. Jeśli dodamy do tego znakomite wydanie, werdykt jest bardzo przewidywalny - warto kupić, warto przeczytać, bo to lektura i zajmująca, i dającą wiele do myślenia. Nie tylko w dziedzinie gier nasi wschodni sąsiedzi wypuszczają co jakiś czas prawdziwe cudeńka. Spasiba wam, Pielewin.