Finał serialu „Szadź” już dziś w TVN. Ten kryminał to jedna z najlepszych premier tego roku
„Szadź” to połączenie „Belfra” i „Upadku”, a przy tym jeden z najlepszych polskich seriali tego roku. Już dziś finał produkcji, która odczarowuje TVN-owskie premiery.
Nieczęsto mi się zdarza chwalić seriale TVN-u i nie znajdywać w nich przesadnych wad. Wróć, nieczęsto w ogóle zdarza chwalić mi się TVN-owskie seriale. Dla „Szadzi” zrobię jednak wyjątek. I choć pewnie niejeden widz będzie miał się do czego przyczepić, mnie kilka godzin z Aleksandrą Popławską i Maciejem Stuhrem (dwa wieczory!) dały uciechę, jakiej dawno nie dał mi żaden polski serial. Fabuła produkcji została oparta o powieść Igora Brejdyganta. Ten wraz z Pauliną Murawską i Michałem Godzicem jest odpowiedzialny za scenariusz. Reżyserią z kolei zajęli się Sławomir Fabicki („Ultraviolet”), Maciej Bochniak i Anna Kazejak.
Rzecz dzieje się w Opolu. Agnieszka Polkowska (w tej roli Aleksandra Popławska), wieloletnia policjantka, trafia na miejsce zbrodni. W lesie zostały znalezione nagie zwłoki młodej blondynki. Jej ręce są obcięte, ciało pachnie kadzidłem, a na szyi widnieje srebrny wisior z aniołem. Wygląda to na robotę jakiegoś psychopaty z misją. Zadaniem Polkowskiej jest odkryć, kto stoi za morderstwem dziewczyny. Wkrótce trafia na trop sprawy z przeszłości. A ta jest niepokojąco podobna do ostatniego odkrycia policji.
Zaczyna się walka z czasem i seryjnym mordercą.
Tymczasem równocześnie poznajemy tożsamość przestępcy. Jest nim Piotr Wolnicki (Maciej Stuhr) – wykształcony mężczyzna, który ma powodzenie u kobiet. Jest uniwersyteckim wykładowcą, pisarzem, religioznawcą. Na pozór zdystansowany, ostrożny, szarmancki. Kochający i dbający o żonę mąż, przykładny ojciec dwójki dzieci. W rzeczywistości to tyran i socjopata, który do bukietu pięknych róż z uśmiechem dołączyłby liścik z pasywno-agresywnym pozdrowieniem. Piotr ma sposób na swoje ofiary – najpierw poznaje ich słabości, a potem je uwodzi.
Widzowie obserwują taniec dwóch postaci – policjantki i seryjnego mordercy. Ten ostatni wciąż tej pierwszej umyka.
Pytaniem, które zadajemy sobie podczas serialu, jest więc nie kto zabił, a kiedy i czy policja go dopadnie. I gdy wydaje się, że Polkowska ma go w garści, znowu wydarza się coś, co daje przewagę Wolnickiemu. W tle rozgrywają się jeszcze prywatne sprawy obu bohaterów, prowadzące nas do ich przeszłości. A ta będzie mieć niebagatelny wpływ na aktualne wydarzenia.
„Szadź” to miks „Belfra” i „Upadku” – dwóch bardzo dobrych seriali kryminalnych.
W przypadku „Belfra” mam na myśli 1. sezon serialu (2. niestety bardzo mnie zawiódł) – nie sposób nie pomyśleć o produkcji Canal+, kiedy znowu widzi się Stuhra w roli, nazwijmy to, sympatyzującego z młodymi ludźmi nauczyciela. Z kolei „Upadek” z Jamiem Dornanem i Gillian Anderson to w pewnym sensie podobna dynamika pomiędzy oprawcą, a próbującym go schwytać przedstawicielem wymiaru sprawiedliwości. I też podobne pytania, które rodzą się podczas seansu – a więc dlaczego ktoś jest zdolny do takich okropieństw i co nim kieruje? Kim jest? Jaki ma cel w szerzeniu zła?
Produkcja TVN-u to udane spojrzenie na serial kryminalny po polsku. Mogłoby się wydawać, że to klisza – w końcu ileż już razy widzieliśmy policjantów z przeszłością, którzy walczą z niestabilnymi emocjonalnie przestępcami. Tutaj w końcu tym kimś, kto idzie na wojnę, jest kobieta. I tutaj w końcu śledzimy na równi poczynania dwóch stron konfliktu. A ta zabawa w kotka i myszkę potrafi potęgować napięcie bardziej niż poszukiwanie igły w stogu siana. I koniec końców, tak po prostu, zwyczajnie i bez nadęcia, dobrze się to ogląda.
Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.