„Szukając Alaski” to serial, który pozwala nastolatkom pozostać nastolatkami. I jest doskonałą opowieścią nie tylko dla młodzieży
„Szukając Alaski”, nowy serial na podstawie powieści Johna Greena, wylądował na HBO GO. Jeśli jesteście spragnieni upalnej opowieści o poszukiwaniu „Wielkiego Być Może” i miłości oraz odpowiedzi na pytanie, kim jest Alaska i dlaczego trzeba jej szukać, włącznie tę produkcję. Pochłoniecie ją w jeden, góra dwa wieczory i nie pożałujecie.
OCENA
Wiele jest atutów twórczości Johna Greena, amerykańskiego pisarza, którego powieści z gatunku young adult stały się światowymi bestsellerami. Jednymi z nich, dla mnie najważniejszymi, jest fakt, że – po pierwsze – autor nie boi się braku happy endu i szczęśliwe zakończenie nie oznacza dla niego tego samego, co dla twórców komedii romantycznych; po drugie, traktuje swojego czytelnika, a więc młodzież, jak partnera do rozmowy. Wie, co tę młodzież trapi, potrafi mówić jej językiem i nigdy nie patrzy na dzieciaków z góry. John Green, mówiąc w skrócie, jest równym gościem.
A jego książki mają w sobie obietnicę fascynującej przygody, prawdziwe emocje, poważne tematy napisane lekkim piórem i humor, który jest takim wentylem dla odbiorcy, bo pozwala oswoić problemy bohaterów, będące nieraz sprawami życia i śmierci.
Książki Greena przenoszone były już na duży ekran – w kinie mogliśmy zobaczyć „Gwiazd naszych wina” z Shailene Woodley i Anselem Elgortem oraz „Papierowe miasta” z Natem Wolffem i Carą Delevingne. Teraz przyszedł czas na pierwszy serial na podstawie prozy pisarza. Hulu postanowiło nakręcić historię w odcinkach opartą o pierwszą powieść Greena, a więc „Szukając Alaski”. Produkcję w Polsce możemy oglądać w serwisie HBO GO.
I trzeba sobie powiedzieć, że tak jak książki tego autora pozwalają nastolatkom być nastolatkami, zachować pewną dziecięcą niewinność, będąc przy tym doskonałymi współczesnymi powieściami inicjacyjnymi, tak i serial „Szukając Alaski” zachowuje ten klimat, gwarantując podczas oglądania te same emocje.
Miles, główny bohater, prowadzi okropnie nudne życie i wciąż poszukuje w nim czegoś, co nazywa „Wielkim Być Może”.
„Wielkie Być Może” nie zostało jeszcze dookreślone, ale jedno jest pewne – kiedy chłopak je odnajdzie, będzie wiedział, że znalazł to, czego szukał przez całe swoje dotychczasowe życie. Podróż ku „Wielkiemu Być Może” utrudnia Milesowi fakt, że ten jest wycofany i z trudem nawiązuje znajomości. Niepewny siebie Miles nie ma też łatwości w kontaktach z dziewczynami, ma za to łatwość w zapamiętywaniu... ostatnich słów sławnych ludzi i wierzcie albo nie, to mu się jeszcze przyda.
Kiedy trafia do liceum z internatem, które ma być początkiem drogi w odnalezieniu sensu życia i zmianie go na lepsze, poznaje Pułkownika. Ten wprowadza go w świat Culver Creek i zasady, jakimi rządzą się uczniowie szkoły. A te są wymagające – Pułkownik ma na pieńku z bogatymi dzieciakami. Ci walczą ze sobą, robiąc sobie perfidne kawały i próbując uniknąć kary od Orła, dyrektora placówki. Bo najgorsze, co możesz zrobić, to zakapować. Walcz albo zgiń, ale nigdy nie wydaj nikogo Orłowi na pożarcie.
Pułkownik poznaje też Milesa z Alaską. Kim jest Alaska? To niezwykła dziewczyna, która robi na chłopaku ogromne wrażenie. Od tego momentu nic już nie będzie takie samo jak wcześniej.
Miles zostaje nowym członkiem paczki, do której należą Pułkownik, Alaska i Takumi. Wszyscy razem spędzają czas na długich rozmowach, piciu taniego wina, podpalaniu papierosów i szykowaniu się do kolejnych żartów, którymi upokorzą swoich wrogów. Wszystko to daje chłopakowi radość, ponieważ znalazł przyjaciół, ale też nadzieję, że uda mu się zbliżyć do Alaski, w której się zakochał. Ale dziewczyna jest dla niego zagadką. Bywa gwałtowna, jest pełna problemów i melancholii, a czasem wydaje się, jakby niczego nie traktowała poważnie.
Wkrótce stanie się coś, co wywróci nowy porządek do góry nogami. Pułkownik, Miles, Takumi i Alaska będą musieli odnaleźć się w rzeczywistości, z którą nikomu z nich nie będzie po drodze.
„Szukając Alaski” urzeka od pierwszych chwil swoją bezpretensjonalnością, dowcipem, ale i wagą poruszanych problemów. Wiemy, że czeka nas coś nieuniknionego, co może nas i bohaterów przerazić. Tym czymś są straszne wydarzenia, do których doszło – w trakcie fabuły wciąż zbliżamy się do felernego dnia, poznając sytuacje, jakie miały miejsce wcześniej – a także trudne i bolesne wchodzenie w dorosłość. Bo nieszczęścia i ona nie pytają o pozwolenie. A my musimy sobie poradzić z tym, jak zmieniają się ludzie wokół nas i my sami. Choć chcielibyśmy pozostać w bezpiecznym miejscu, bez tych wszystkich decyzji, wyborów, okupionych czasem brakiem powrotu do tego, co było.
Na pochwałę w tym serialu zasługuje właściwie wszystko, bo i kreacje aktorskie są wyśmienite (Denny Love jako Pułkownik jest genialny!), i atmosfera wyjątkowa, przywodząca na myśl to ostatnie lato przed wejściem w dorosłe życie, już z pracą i obowiązkami, które spadają na człowieka znienacka. Jest coś sentymentalnego w tej opowieści, jest jakaś tęsknota za beztroską, za pierwszymi przyjaźniami, pocałunkami, rozmowami przez całą noc, które potrafiły związać ludzi na lata. Odnajdą w tym coś dla siebie i młodsi widzowie, i nieco starsi, bo któż z nas nie chciałby cofnąć się choć na moment do tej rozkosznej niepewności nastoletnich czasów.
Być może dlatego, że powieść czytałam już stosunkowo dawno i pamiętam jej charakter, a także ogólny przebieg zdarzeń, nie mam problemu z tym, że w serialu znajdziemy pewne odstępstwa od książki. Kluska, czyli Miles, jest tutaj Pączkiem, a Alaska nie ma tak kasztanowych włosów jak na kartach powieści. Nie stanowiło to dla mnie przeszkody, by czerpać z radość oglądania każdego odcinka. Ach, i muzyka! Ta też jest genialna i pozwala nam przenieść się w cudowną, choć pełną wątpliwości, przeszłość. Szukajcie Alaski, oglądajcie!