REKLAMA

Wstyd przyznawać, ale na filmie „Szybcy i wściekli 7” bawiłem się doskonale

 „Szybcy i wściekli 7” mieli wszelkie zadatki, aby stać się najgorszym filmem z serii. Nowy reżyser, który dotychczas pracował jedynie przy horrorach. Przesadzone sceny akcji, które swoją niesamowitością obrażały inteligencję widzów. W końcu śmierć aktora Paula Walkera, która nie przeszkodziła producentom w dokończeniu prac. Mimo wszelkich przeciwności „Szybcy i wściekli 7” są najlepszą odsłoną serii, natomiast twórcy filmu przekuwają największe wady na zalety.

Szybcy i wściekli 7 to najlepsza odsłona serii - recenzja sPlay
REKLAMA
REKLAMA

Jeżeli do kina, to tylko na efektowne, wypełnione akcją i wybuchami produkcje. Bardziej wymagające dzieła wolę konsumować w zaciszu własnych czterech ścian, na moich prywatnych warunkach – kiedy chcę i jak chcę. Sala kinowa to z kolei panteon Avengersów, Godzilli, olbrzymich robotów i jeszcze większych eksplozji. Seria „„Szybcy i wściekli” do wielkiego ekranu pasuje więc jak ulał. Mimo tego, nawet ja czułem się obrażony rosnącym poziomem niesamowitości, efekciarstwa i odrealnienia charakterystycznego dla „Szybkich i Wściekłych”.

„Szybcy i wściekli 7” nie są inni. Samochody to jedynie dodatek do scen walk, strzelanin oraz niesamowitych sytuacji, w których bohaterowie mają w nosie prawa fizyki.

O ile jednak w poprzednich filmach producenci do spółki z aktorami nadymali się i próbowali wyglądać poważnie, w „Furious 7” jest nieco inaczej. Reżyser James Wan raz za razem mruga do widza, który jest z serią od pierwszej odsłony. Nawiązuje do wcześniejszych scen akcji, jak na dłoni pokazując zmianę i ewolucję całej serii. Śmieje się razem z widzem, czyniąc aluzję do tego, jak daleko trzeba się posunąć, aby w dalszym ciągu zdumiewać i zadowalać wychowanych na Hollywood odbiorców.

Szybcy i wściekli 7 3

To właśnie dystans do napompowanych filmów akcji spodobał mi się najbardziej. „Szybcy i wściekli 7” okazali się zaskakująco zabawni. Nie ma modłę klasycznych sucharów z filmów akcji, ale dobrze rozpisanych dialogów i scen komediowych. Nawet będący ostoją powagi i grobowych min Vin Diesel bawi się doskonale, co widać gołym okiem. Czuć autentyczną chemię pomiędzy aktorami, którzy spędzili na planie już setki godzin. Czuć, że ci faktycznie są czymś na kształt „rodziny”, do której nieustannie nawiązuje Vin. Część atmosfery wylewa się również na widzów.

Gorzej robi się dopiero wtedy, kiedy postanowimy skupić się na scenariuszu.

Historia zemsty Jasona Stathama na ekipie Vina i Walkera nie brzmi specjalnie odkrywczo. Męski do granic możliwości Brytyjczyk ugania się na głównymi bohaterami po całym świecie, drążąc wątki z poprzedniej odsłony serii. Robi to jednak w sposób tak nieumiejętny, że przy każdej próbie włączenia mózgu w sali kinowej ten zaczyna krwawić. Podczas oglądania „Furious 7” dociekliwość najlepiej zostawić przed wejściem do pomieszczenia. Inaczej będzie boleć.

Szybcy i wściekli 7 2

Nawet przy wciśniętym przycisku „off” między uszami scenariusz po prostu nie trzyma się kupy. Gdzieś w tle pojawia się dodatkowy wątek bardzo ważnych danych, który od początku do końca będziecie mieli w nosie. Wszystkie wydarzenia są jedynie pretekstem, aby pokazać ekipę bohaterów na tle nowych widoków. To po prostu czuć. „Szybcy i Wściekli 7” są klasyczną wycinanką.

Wielkie amerykańskie metropolie, dzikie europejskie stepy czy nawet Abu Zabi – drużyna kierowców pojawia się w nowych kreacjach, rzuca kilkoma zjadliwymi żartami, opcjonalnie ogląda piękne kobiety w obcisłych strojach, po czym rozpoczyna się akcja, wybuchy, strzelaniny i pościgi. Wytnij – kopiuj, wytnij – kopiuj, wytnij kopiuj. Z drugiej strony muszę obronić scenarzystów za to, że ci w końcu połączyli w jedną, stosunkowo spójną całość wszystkie „dzikie wątki” z poprzednich odsłon. Seria „Szybcy i Wściekli” w końcu staje się kompletna.

Szybcy i wściekli 7 4

Gdzie ten Paul Walker?

Chyba nie ja jeden cały czas zastanawiałem się, czy widoczny na ekranie Paul Walker to faktycznie on sam. Może któryś z braci, zmodyfikowanych komputerowymi technologiami? Pomimo wytężania słuchu i wzoru nie byłem w stanie zauważyć niczego, co „demaskowałoby” głównego bohatera. Sprawa rozwikłuje się dopiero na samym końcu. Okazuje się, że Walker dał się nakręcić w zdecydowanej większości materiału nim zginął w wypadku. Kiedy na scenę wchodzą jego bracia, na pewno to zauważycie.

Końcówka filmu przyniosła dwie bardzo dobre rzeczy. Po pierwsze, spaja pewną klamrą kompozycją wszystkie dotychczasowe filmy akcji. Po drugie, co wyjątkowe i zaskakujące, „Szybcy i wściekli 7” przebijają czwartą ścianę. Główni bohaterowie żegnają Paula Walkera w sposób, który odnosi się tylko i wyłącznie do prawdziwego człowieka, nie fikcyjnej postaci z filmów. Scena może złapać za serce, jest zaskakująco ludzka i naturalna. Nawet, jeżeli producenci grają na emocjach milionów fanów, robią to umiejętnie i z odpowiednim wyczuciem.

Szybcy i wściekli 7 8

„Szybcy i wściekli 7” to najlepsza odsłona serii.

REKLAMA

No, przynajmniej od czasów egzotycznego „Tokio Drift”. Reżyser James Wan zręcznie bawi się efekciarską formą, mrugając w kierunku widza. Aktorzy doskonale czują się w swoim towarzystwie, z kolei nastrój udziela się również widowni. Porcje humoru są aplikowane umiejętnie i rozsądnie, natomiast producenci umiejętnie biorą emocje widzów za zakładników w ostatnich scenach.

Jeżeli masz ochotę wejść do kina, wyłączyć mózg i konsumować piękne obrazki, będące wypadkową marzeń z dzieciństwa oraz popędów dorosłych ludzi - „Szybcy i wściekli 7” będą weekendowym strzałem w dziesiątkę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA