Pierwszy raz usłyszałem Go w ciekawych i nie ukrywam przyjemnych okolicznościach. Był to rok 1975 i ja gościłem w mieszkaniu jednej z moich kolejnych, ale zawsze pierwszych Miłości, pod nieobecność rzecz jasna Jej rodziców. W trakcie chwil czułych, których opisu Wam oszczędzę Szanowni Czytelnicy uchem złowiłem dźwięki płynące z magnetofonu szpulowego ZK – 140 T, na ówczesne czasy szczytu techniki. Przerwałem gwałtownie zajęcia manualne i niemal frunąłem do sprzętu. Przewinąłem taśmę i nagranie odsłuchałem jeszcze raz. Oblubienica nie była w stanie mi powiedzieć, co to jest i Kto to nagrał, stwierdzając, że dostała taśmę od jednej z Koleżanek. Pożyczam taśmę i wpadnę pojutrze pod Twoją szkołę, hej! – Powiedziałem do zaskoczonej moim postępowaniem młodej niewiasty. Zabrałem taśmę i pocwałowałem do domu. Uparcie „przeczesując” audycje Radia Luksemburg w końcu ustaliłem, że nagranie, które powaliło mnie z nóg należy do zespołu Queen, a głos do jego solisty, zwanego później frontmanem Freddiego Mercury. Był to utwór Bohemian Rhapsody. Tak zaczęła się moja trwająca do dzisiaj fascynacja tym Wielkim Zjawiskiem, jakim jest bez wątpienia twórczość zespołu Freddiego i Queen.