Dla tego serialu superbohaterskiego warto dać szansę Amazon Prime Video. „The Boys” są jak „Strażnicy” na dragach
Amazon Prime Video to serwis streamingowy, który nie cieszy się jeszcze dużą popularnością w Polsce. Fani komiksów i seriali superbohaterskich powinni jednak zwrócić szczególną uwagę na debiutujący właśnie serial „The Boys”. Produkcja pokazuje brutalną i ponurą rzeczywistość, w której niezniszczalni herosi żyją obok zwykłych ludzi.
OCENA
Wśród fanów opowieści o superbohaterach trudno znaleźć osobę, która nigdy nie słyszałaby o „Strażnikach” Alana Moore'a i Dave'a Gibbonsa. Ta słynna powieść graficzna odmieniła gatunek i pokazała tego typu postaci w sposób, jakiego wcześniej nie znano. Moore stworzył swoją własną, mroczną wizję świata, w którym potężni herosi są w stanie przejąć władzę nad całym światem i nie powstrzymują ich zasady moralne.
Stacja HBO właśnie pracuje nad serialową kontynuacją popularnego komiksu, ale zanim „Watchmen” trafią do telewizji, miną jeszcze niecałe trzy miesiące. Tymczasem Amazon Prime Video przygotował właśnie zupełnie nowy serial, „The Boys”, który może się okazać najważniejszym konkurentem produkcji HBO w walce o serca widzów. Dzieło, w którym zagrali m.in. Karl Urban, Anthony Starr, Jack Quaid i Erin Moriarty, łączy w sobie współczesny świat i istnienie skorumpowanych superbohaterów. I robi to naprawdę świetnie.
„The Boys” Amazona to adaptacja popularnej serii Gartha Ennisa i Darick Robertson. Tytułowa grupa zajmuje się eliminacją superbohaterów.
Świat serialu Prime Video poznajemy z perspektywy Hugh Campbella. Mężczyzna pracuje w sklepie z elektroniką i znajduje się w szczęśliwym związku ze swoją dziewczyną, Robin. W trakcie spaceru i pogawędki dziewczyna schodzi o pół kroku z chodnika i zostaje z całą mocą potrącona przez najszybszego człowieka na świecie, A-Traina. Pozostają po niej tylko para rąk i plama krwi na jezdni. Kilka tygodni później wściekły Hughie odrzuca zapłatę ze strony firmy Vought International, która zarządza superherosami. Na jego drodze pojawia się jednak Billy Butcher, który daje mu okazję do zemsty za śmierć Robin.
Już pierwszy odcinek „The Boys” pokazuje, że widzowie powinni się spodziewać krwawej i momentami naprawdę brutalnej opowieści o zemście i korumpującej nawet najlepsze intencje władzy. Drugim głównym wątkiem produkcji Amazona jest bowiem historia Annie January. Dziewczyna zostaje przyjęta do grupy Siedmiu, czyli najważniejszych superbohaterów w świecie „The Boys”. Początkowo pragnie pomagać ludziom i działać dla ich dobra. Szybko przekonuje się jednak, że w korporacyjnym świecie znacznie ważniejsze jest sprzedawanie filmów i zabawek. A bohaterowie, których kiedyś miała za swoich idolów, są albo pozbawieni całkowicie kręgosłupa moralnego, albo wypaleni i zmęczeni udawaniem.
Pokazanie świata superbohaterów z tych dwóch perspektyw sprawdza się całkiem udanie.
Głównie dlatego, że na wysokości zadania stają aktorzy po obu stronach barykady. Grający Butchera Karl Urban doskonale balansuje między komedią i mrocznym dramatem. Z kolei Quaid i Moriarty udanie oddają zagubienie ludzi, którzy dowiadują się, że świat wygląda nie do końca tak, jak im się wydawało. A potem próbują się w nim odnaleźć, nie tracąc przy tym własnej osobowości.
Show kradnie jednak przede wszystkim Anthony Starr, grający alternatywną wersję Supermana o pseudonimie Homelander. To fałszywie uśmiechający się i rzekomo pozbawiony negatywnych cech socjopata, którego bardzo łatwo byłoby pokazać jako jednowymiarowego przeciwnika. Na szczęście udaje się tego uniknąć. A dzięki wszystkiemu, czego widzowie się o nim dowiadują, można nawet zrozumieć, dlaczego widzi świat tak a nie inaczej.
Wszystko to sprawia, że „The Boys” jest naprawdę udaną mieszanką punkowej brutalności, intelektualnej dekonstrukcji superbohaterów, ale też dużej dawki humoru. Nie spodziewajcie się tutaj wielu efektownych walk rodem z MCU (choć zdarzają się pojedynki między posiadającymi różne moce postaciami), bo tytułowa grupa desperatów na otwartym polu nie miałaby szans z Siódemką. Produkcja Amazona najlepiej czuje się w cieniu, gdy pokazuje swoich bohaterów w nietypowych dla superbohaterskiego gatunku sytuacjach. Dotyczy to na równi żądnych zemsty zwykłych ludzi, jak i teoretycznie bliskich boskości herosów.
„The Boys” to nie jest oczywiście dzieło bez wad. Po niezwykle elektryzującym początku następuje poważne spowolnienie, które wynika głównie z nastawienia na kolejny sezon.
To jednak skaza, która nie dotyczy tylko „The Boys”. Większość współczesnych seriali boryka się z problematycznymi zakończeniami, które tak naprawdę przez ostatnie odcinki otwierają furtkę, aby móc powrócić za jakiś czas z kontynuacją. Nie inaczej jest w tym przypadku, ale serial Amazona ma tę przewagę, że mimo wszystko wciąż jest w stanie intrygować. I pozostawił wystarczająco dużo fascynujących pytań, żeby widzowie mogli z niecierpliwością czekać na już oficjalnie potwierdzony 2. sezon.
Największym sukcesem dzieła showrunnera, Erica Kripke, jest jednak to, że wykreowało zupełnie nowy i fascynujący świat. Inny od tego, co większość widzów zna z dzieł Marvela czy DCEU. Podobna sztuka udała się kiedyś Moore'owi ze „Strażnikami”, a jeśli chodzi o świat seriali to np. „The Umbrella Academy”, będącego adaptacją serii komiksów. Mam szczerą nadzieję, że w następnej serii twórcy wykorzystają potencjał, który udało się wykreować w dostępnych na ten moment ośmiu odcinkach. Bo jest szansa na jeden z najlepszych seriali superbohaterskich w historii.