City Interactive to dość dziwna firma. W przerwach przy wydawaniu beznadziejnych gier, na których każdy wiesza psy i bluźni na producentów, potrafi wydać produkt, w który można pograć bez grymasu na twarzy i przymusu, ale ze szczerą przyjemnością. Fan przygodówek powinien pamiętać "Sherlock Holmes: Przebudzenie", a miłośnicy lotnictwa i dobrej akcji "Wings of Honour". Niestety, producenci są kojarzeni przede wszystkim z wydawania wtórnych i nudnych strzelanin, które ukazują się co dwa tygodnie. The Hell In Wietnam na szczęście od poprzednich produkcji zdecydowanie się różni.
Fabuła gry przenosi nas do Wietnamu roku 1967. Trafiamy do oddziału specjalnie wyszkolonych komandosów, którzy mają za zadanie napsuć jak najwięcej krwi wrogom narodu amerykańskiego. Wraz z grupą trafiamy w sam środek wojny. Łącznie misji jest osiem. Miłośnik strzelanin wojennych nie powinien się nudzić, gdyż mamy tu wszystko, co dusza zapragnie. Będziemy przedzierać się przez niebezpieczną dżunglę, oczyszczać małe wioski czy zrobimy szturm na miasto. Nie zabraknie też zadań z wykorzystaniem pojazdów. Sprawdzimy się jako strzelec na łodzi i helikopterze. Akcja toczy się w szybkim tempie, nie ma czasu aby się zastanawiać czy coś planować. Większość misji polega na tym, że wchodzimy na teren nieprzyjaciela, zabijamy wszystkich, idziemy dalej i tam dobijamy resztę wrogów. Wprawdzie jest to mało realistyczne, że czwórka komandosów przejmuje sama miasto pełne Wietnamczyków, ale nie da się ukryć, że strasznie satysfakcjonujące! Problem w tym, że misji jest mimo wszystko za mało i zdecydowanie są za krótkie! Tak jak i poszczególne misje, tak i sama gra kończy się wyjątkowo szybko i pozostawia nas z lekkim niedosytem.
Jak już wspominałem na "obczyźnie" sami nie jesteśmy. Towarzyszy nam trzech innych kompanów, którzy to jakoś specjalnie inteligencją nie grzeszą. Oczywiście, sami bez problemu pożegnają "skośnookich" ze światem doczesnym, ale to my, jak na prawdziwego dowódcę przystało, popychamy całą akcję do przodu. Od czasu do czasu, każdy z nich skomentuje to co się wokół nas dzieje w sposób…typowo po żołniersku. Niestety, komentarze, mimo że słychać, jak dubbingujący starają się wczuć w klimat wojny, mówione są szybko i strasznie sztywno. Niby dramaturgia itp., ale tak jakby ich to nie obchodziło. I głosy aktorów jakoś mi nie pasują do wielkiego pana, który jest uzbrojony po zęby i w terenie nie ma niego silnego. No, ale zapewne żeby wyszło taniej, wzięto tych, którzy byli najtańsi i akurat byli pod ręką.
Walczyć będziemy z wietnamskim partyzantami. Ci bronią swych ziem z niesamowitą determinacją…do czasu. Od czasu do czasu możemy liczyć na wsparcie lotnicze, ale tylko w najgorszych przypadkach. Gdy przeczytałem w raporcie przed misją, że właśnie będziemy wkraczać do wioski uzbrojonych po zęby mieszkańców, liczyłem, że rywale będą godni. Gdy zobaczyłem jak wyskakuje mi za rogu chłopak z AK-47, w kapelusiku, który zapomniał zdjąć podczas pracy na roli, sandałkach i luźnych ciuchach nie mogłem ukryć uśmiechu. Widocznie myśleli, że na Amerykanów to starczy…Braki w uzbrojeniu rekompensuje "wyszkolenie fizyczne" Wietnamczyków . Potrafią chować się za osłonami, przeturlają się z zakamarków, biegają po dachach. Jednak nie wystarcza to na nasze celne oko i szybkie kule z naszych karabinów. Mimo wszystko na uzbrojenie Azjaci narzekać aż tak bardzo nie mogą. (O broni "osobistej" wspomnę za chwilę) Ci wspierani są również z nieba, do dyspozycji mają przeróżne bunkry, CKM ( Oczywiście nie mówię tu o tym popularnym wśród mężczyzn czasopiśmie…) czy działa przeciwlotnicze
Uzbrojenie Amerykanów jest mimo wszystko pokaźniejsze. Nasz dzielny wojak nosi przy sobie zwykły pistolet, trzy karabiny (jeden własny i dwa można "pożyczyć" od naszych przeciwników) dwie wyrzutnie rakiet, snajperkę i kilka granatów. Bez ładunków wybuchowych też się nie obędzie. Jak widać Amerykanie przed wyjazdem na wojnę, dużo czasu spędzali w siłowniach., bo trzeba było mieć niezłe barki, aby takie żelastwo dźwigać. No, ale od czegoś te szkolenia były. Do dyspozycji będziemy mieć takie cuda jak: karabin szturmowy M16 A, półautomatyczny M14 czy AK-47, albo PPS 41. Zacne towarzystwo
Grając w Hell In Vietnam widzimy, że twórcy gry czerpali wzorce z najlepszych gier wojennych, dostępnych na PC. Gdy przeciwnik rzuca do nas granatem, na ekranie pojawia się znany z Call of Duty 2 "informator" gdzie dany granat się znajduje. Gdy zostaniemy trafieni, ekran staje się czerwony, co również znane jest z Call of Duty 2. Jednak w tym przypadku autorzy zdecydowali się wykorzystać apteczki, których w CoD 2 zabrakło. Mimo wszystko HiV klimatem bliżej do Delty Force, niż tych typowo wojennych(Cod, MoH). Szkoda, że aż takiego klimatu wojny nie ma, gdyż byłby to duży plus. No, ale nie możemy aż takich cudów oczekiwać po grze za 20zł.
Graficznie Piekło w Wietnamie prezentuje się mocno…średnio. Autorzy szczycą się, że gra powstała na silniku "ChromEngine" wykupionym od wrocławskiego studia Techland. Silnik ten znany jest przede wszystkim z gry "Chrome" czy "Xpand Rally". Niestety, silnik może i sprawdzał się w 2003 roku i powodował, że wielu szczęka opadała, ale przecież mamy już 2007 roku i grafika na nikim wrażenia nie zrobi. Autorzy nie zdecydowali się go nawet lekko zmodernizować, a szkoda, bo może udałoby im się grafikę odrobinę chcociaż poprawić. Na pewno zrobią to przy ich kolejnym tytule - Mortyrze 3. Ogólnie mówiąc, grafika jest niedopracowana, brzydka, mało szczegółowa, a często zamiast odległego terenu widzimy tekturową ścianę z imitacją krzaków i drzew. A dokładnie coś takiego było w pierwszym Medal Of Honor…
Dźwięk jest zdecydowanie lepszy. Dużym minusem są wprawdzie odgłosy naszych kompanów jak i Wietnamczyków- ich dziwne krzyki potrafią strasznie denerwować. Odgłosy broni, wybuchów itp. rzeczy wykonane są poprawnie i nie powodują, że mamy ochotę wyłączyć dźwięk. Tym bardziej, że w tle przygrywa bardzo klimatyczna muzyka, która idealnie wprowadza w nastrój walki. A podczas misji, kiedy latamy helikopterem, leci świetny, ostry rockowy kawałek. Szkoda, że takich utworów nie ma podczas całej gry, gdyż idealnie pasują do szybkiej i dynamicznej walki.
The Hell In Vietnam to idealna gra za 20 zł. Swoje wady ma, ale gra się szybko, łatwo i przede wszystkim przyjemnie, a to rekompensuje wszystkie braki. Idealnie potrafi zrelaksować po ciężkim dniu pracy, bądź rozładować napięcie. Czegoż chcieć więcej? Oby tylko kolejne tytuły nie były kompletnymi "kaszanami" i panowie z CI pokażą, że drzemie w nich spory potencjał i mają ciekawe pomysły. Jak będzie? Okaże się, a tym czasem warto wydać te 20zł, bo mimo wszystko - warto!