REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

The Lord of the Rings: Conquest [gra]

Za sprawą dokonań Pandemic Studios braliśmy między innymi udział w bitwie o Endor z innymi graczami po Sieci, w czarnej komedii, w której głównym bohaterem był zabawny kosmita. A nawet przyszło nam wystąpić w programie szkoleniowym amerykańskiej piechoty i poczuć smak krwi i śmierci, mając pod opieką (wirtualne, rzecz jasna) oddziały na polu walki. Czym twórcy zaskoczą nas w nadchodzącym projekcie? Tym razem przemierzymy Śródziemie wręcz wyjęte z ekranizacji trylogii Tolkiena!

11.03.2010
23:45
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Koncern Electronic Arts postanowił powierzyć zupełnie nową grę osadzoną w świecie Władcy Pierścieni właśnie Pandemic Stuidos. Nie bez powodu, gdyż ci autorzy znani są z czegoś, czego wcześniej nie brali pod warsztat. Dzięki takim studiom powstają może nie tyle oryginalne produkcje, ale nowe marki, a nie kolejne - aż do znudzenia - kontynuacje kontynuacji. To, nad czym aktualnie pracują, zwie się The Lord of the Rings: Conquest.- gra akcji w konwencji TPP, której najbliżej do wydanego w 2003 roku Powrotu Króla (bynajmniej to nie jedyne skojarzenie). Jednak znajdzie się miejsce i na niespodzianki...

REKLAMA

Mimo że w rozgrywce pokierujemy - według słów producenta - wyłącznie jedną postacią, to każda z dostępnych klas specjalizować się ma w czymś innym, dzięki czemu zabawa po raz wtóry, w przypadku wcielenia się w innego bohatera, będzie różnić się od pierwszego podejścia. Wystąpić ma cała plejada gwiazd - jednym znana z powieści, drugim z filmowej trylogii Petera Jacksona, a jeszcze innym z tego i z tego. Zatem nie zabraknie niemającego sobie równych w strzelaniu z łuku Legolasa, odważnego i władającego biegle mieczem Aragorna, jak i również istot mniej lub bardziej duchowych, takich jak Gandalfa, Balroga, a nawet Saurona! Postacie nie tylko ograniczają się do "tych dobrych". "Ci źli" również odegrają swoją, nie mniejszą, rolę w Conquest. Staniemy przed moralnym wyborem: czy poddamy się, by pochłonęła nas ciemność i mrok, czy może wesprzemy "jasną stronę Mocy". Z pewnością wydłuży to czas rozgrywki, gdyż to rozwiązanie może zachęcić graczy do ponownego ukończenia głównej osi fabularnej.

Choć sterować będziemy jednym charakterem, to nie zabraknie wsparcia dla danej strony konfliktu. Wsparcia nieoznaczającego kilku jednostek, a całą armię! Pod tym względem LOTR: Conquest szykuje niemałą (r)ewolucję. Stoczymy ogromne bitwy, które do tej pory oglądaliśmy wyłącznie na ekranach kin/telewizorów albo w innej konwencji (vide Bitwa o Śródziemie), tudzież wyobrażając sobie je, czytając książki Tolkiena. Będziemy uczestniczyć między innymi w walce o Helmowy Jar czy ścierać się z hordą przeciwników w Isengardzie, a nawet przyjdzie nam znaleźć się w Shire - miejscu zamieszkałym przez małe hobbity. Pierwsze efekty pracy nad Conquestem można było obejrzeć na prezentacji gameplaya - trzeba przyznać, że nie pozostawia obojętnym. Wielkie, epickie bitwy, w których toczyć ciężki bój będą jednostki liczone nie w dziesiątkach, a w setkach! Jeśli Powrót Króla wydawał się Wam kapitalny i zapierający dech w piersiach, to wolę nie pytać, co powiedziecie na to, co zaprezentuje nowość ze stajni Pandemic Studios. Warto jeszcze dodać, że w rozgrywce wystąpią także machiny oblężnicze, jak i żywe stworzenia: nie tylko kroczące (np. olifanty), ale i latające (m.in. nazgule na swych smoczo-podobnych wierzchowcach).

Najbardziej przypomina to moim zdaniem mieszankę Battlefronta oraz poprzedniej, wymienionej wcześniej, gry akcji osadzonej w tym samym świecie, co LOTR: Conquest. Spory teren, ogrom armii, trupy ścielące się często i gęsto. Tylko tu właśnie wyrasta pierwsza i nie ostatnia obawa odnośnie tego tytułu. Czy aby kampania dla pojedynczego gracza nie zostanie potraktowana po macoszemu? Czy będzie miejsce na interesującą fabułę? Niby zapowiada się bardziej rozbudowany Powrót Króla, ale szczerze mówiąc, czy - na co wskazują znaki na niebie i ziemi - zespolenie epickich i emocjonujących bitew nie będzie tylko zespoleniem epickich i emocjonujących bitew? I niczym bardziej ambitnym? Z rozwlekłym scenariuszem, bądź w ogóle bez niego?

Większą nadzieję pokładam w trybie wieloosobowym. Ten ma być podzielony na dwie rozgrywki: kampanię dla czterech graczy oraz rasowy multiplayer z maksymalnie - jak niesie wieść gminna - 16 graczami. Czy słowo stanie się ciałem? To się okaże, ale moim zdaniem 8 "żywych" graczy po jednej stronie konfliktu wydaje się liczbą zadziwiająco małą, zważywszy na fakt, co dziać się ma na ekranie monitora, jeśli postanowimy wystąpić solo. Co prawda może być ciekawie, ale czuję w kościach, że otrzymamy kolejny zmarnowany potencjał, który przecież drzemie w Conquest i aż prosi się, by go uwolnić. Poza tym - mam też wątpliwości co do zbalansowania rozgrywki. Już w obu Battlefrontach było daleko do doskonałości, a tu, biorąc pod uwagę większą ilość grywalnych bohaterów i "pomocy" w postaci - przykładowo - katapult czy wierzchowców, może wypaść jeszcze gorzej.

W moim mniemaniu autorzy mają nie lada orzech do zgryzienia i ciekawym, jak to rozwiążą. Szkoda jednak by było zmarnować taką - bez wątpienia ambitną - wizję multiplayera. Na szczęście ten dzieli się jeszcze na kilka rodzajów. Od znanych praktycznie wszystkim Capture the Flag i Deathmatch, po tytułowy Conquest (pod którego nazwą kryje się zwykłe zdobywanie i bronienie punktów kontrolnych), na Hero Deathmatch (jak łatwo się domyślić - wezmą udział sami bohaterowie) i Ring Bearer kończąc. Ten ostatni natomiast zapowiada się dość nietuzinkowo. Gracze wcielą się w Upiory, a ich zadaniem będzie pochwycenie małego hobbita, Froda - nad którym kontrolę przejmie jedna z biorących udział w licznym starciu osób. O niektóre z wymienionych trybów się nie martwię, ale nadal nad takim Deathmatchem według mnie stoi znak zapytania. Jak już pisałem - głównie chodzi o balans oraz małą liczbę uczestników.

REKLAMA

Graficy pracują w pocie czoła, by odzwierciedlić wiernie lokacje z planu filmowego z jak największą pieczołowitością. To samo dotyczy postaci. W walce efektów też nie powinno zabraknąć. Mimo tego, wydaję mi się, że warstwa wideo The Lord of the Rings: Conquest nie będzie oszałamiać. Po tym, co zaprezentowano w akcji, gra nie zachwyca - po prostu zaoferuje solidną, przyjemną dla oka oprawę wizualną, ale nic ponadto. W przypadku strony audio natomiast raczej nie znajdzie się miejsce na narzekania - utwory, jakie zaserwują nam Pandemic Studios wespół z gigantem z Redmond, to kawałki znane z filmowej trylogii. Po co robić od nowa to, co jest dobre? Chociaż nie pogardziłbym co najmniej kilkoma minutami muzyki stworzonej tylko na potrzeby omawianego wytworu.

Summa summarum - Pandemic zdecydował się połączyć to, co najlepsze w Battlefrontach oraz to, co zostało zapożyczone z Powrotu Króla. Miejmy nadzieję, że twórcy uczą się na własnych błędach i otrzymamy produkt najwyższej jakości, bez wpadek, jakie wychwycono w ich poprzednich dziełach. Obawy - jak w przypadku prawie każdej gry - są. Jednakże jeśli spełnią się choćby w połowie obietnice autorów serii Mercenaries czy Full Spectrum Warrior, to w ręce graczy trafi tytuł przynajmniej dobry. Zimować będziemy mogli u boku The Lord of the Rings: Conquest, gdyż premiera została zaplanowana na początek 2009 roku. Oby obyło się bez kolejnej obsuwy.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA