„The Path” od Hulu miał być tegoroczną bombą serialową i dla wielu zachodnich recenzentów – jest. Mnie jednak dwa pierwsze odcinku skutecznie zniechęciły do dalszego śledzenia tej produkcji.
Jeśli serial jest albo dobry albo zły, pisanie o nim na ogół przychodzi z łatwością. Widowiska w stylu „The Path” nastręczają jednak sporo trudności – są po prostu tak nijakie, że znalezienie jakiegokolwiek punktu zaczepienia wydaje się być zadaniem ponad siły.
Bo nie ma w nim absolutnie nic, co w jakikolwiek sposób byłoby interesujące, ciekawe, intrygujące czy choćby godne wzmianki – co przyznaję z goryczą, bardzo byłem bowiem ciekaw tej premiery. „The Path” pod względem realizacji to dziełko jakich wiele, niczym nie wyróżniające się od dziesiątek, jeśli nie setek, mu podobnych produkcji, które przed boomem na seriale może i wzbudzałyby jakieś emocje, ale dziś – gdy zaliczyliśmy już „House of Cards”, „Breaking Bad”, „Prawo ulicy” i wiele innych wybitnych telewizyjnych widowisk – nadają się co najwyżej jako wypełniacz czasu dla tych, którzy mają go zbyt wiele.
Najkrócej i najprościej fabułę „The Path” można by opisać jako historię o kryzysie w małżeństwie należącym do sekty. Eddie, głowa rodziny, przechodzi kryzys wiary i zaczyna się zastanawiać, czy aby na pewno grupa do której należy jest tym, za co się podaje, jednak nie chce się do tego przyznać swojej żonie, szczerze oddanej jej ideom. Ta bierze nietypowe zachowanie Eddiego za oznakę, że niechybnie musiał on wplątać się w jakieś miłostki z inną kobietą.
I niby brzmi to całkiem zajmująco, na kanwie takiego pomysłu mogłaby powstać niezgorsza opowieść – wciągająca, pełna subtelności, konfliktów i intryg. Mogłaby.
Niestety dostaliśmy fabułę, która zwyczajnie nie jest angażująca. Na bohaterach nie mogłoby nam zależeć mniej, ich relacje pozostają równie pasjonujące co obserwowanie kiełkowania nasion, a kolejne wydarzenia – pomimo faktu, iż niewątpliwie popychają akcję do przodu – nie niosą żadnego ładunku emocjonalnego.
Frapująca mogłaby być możliwość wejrzenia w głąb sekty, ale i tu niestety musimy obejść się smakiem.
Twórcy „The Path” zaserwowali nam bowiem grupę religijną zbudowaną ze schematów i klisz do znudzenia powtarzanych we wszystkich produkcjach opowiadających o tego typu kultach.
Mocną stroną serialu miała być obsada, w której znaleźli się między innymi Aaron Paul, Michelle Monaghan, Rockmond Dunbar, Sarah Jones i Hugh Dancy. I trudno tu narzekać na aktorstwo, które złe nie jest, choć też na wyżyny nikt się raczej nie wspina, tylko co z tego, skoro w zasadzie wszystkich bohaterów ma się, mówiąc kolokwialnie, gdzieś.
„The Path” wzbudza zachwyty wielu zagranicznych komentatorów i recenzentów, nie brak nawet takich, którzy obwołują tę produkcję najlepszym serialem, jaki ukazał się w tym roku. Ja postawiłem na tej ścieżce dwa kroki i nie mam najmniejszej ochoty podążać nią dalej. Zbyt wiele jest równie nijakich dziełek, bym miał tracić czas akurat na to.