REKLAMA

Nie spodziewałem się, że otwarcie nowego sezonu „The Walking Dead” będzie tak… przeciętne

Chociaż widzom została zaserwowana przystawka w postaci naprawdę dobrego „Fear the Walking Dead”, wszyscy czekaliśmy na danie główne. Każdy z nas chciał zobaczyć, jakie losy czekają grupę Ricka w szóstym sezonie post-apokaliptycznego survival horroru.

Otwarcie nowego sezonu The Walking Dead jest… przeciętne
REKLAMA
REKLAMA

Po nijakich sezonach z numerem 2 oraz 3, a także świetnych seriach o numerach 4 i 5, spodziewałem się, że będzie tylko lepiej. Dałem się złapać w sidła marketingowców ze stacji AMC, zdaniem których każdy odcinek szóstego sezonu miał być jak jego finał – ze zwrotami akcji tak kapitalnymi, że nie będziemy w stanie wysiedzieć przez cały tydzień. Jestem po pilocie widowiska i jakoś w ogóle tego nie poczułem.

Szósty sezon „The Walking Dead” rozpoczyna się od walczenia z problemami, które scenarzyści stworzyli na kolanie.

Polski polityk powiedział kiedyś w europarlamencie, że ustrój komunistyczny cechuje się tym, iż bohatersko walczy z problemami, które sam sobie stworzył. Ta wypowiedź to esencja pilota. Tak oto okazuje się, że zupełnie nieopodal bezpiecznej przystani, jaką dla bohaterów „The Walking Dead” jest miasteczko Alexandra, znajdują się dziesiątki tysięcy zombie.

the-walking-dead-season-6

Trochę śmierdząca sprawa. Rick, człowiek odpowiedzialny za bezpieczeństwo ponad 20 osób, dopiero teraz dowiaduje się o dole wypełnionym żywymi trupami. W dodatku poniekąd zupełnie przypadkowo, chociaż rezydenci Alexandrii widzieli to miejsce znacznie, znacznie wcześniej. Tym sposobem scenarzyści rzucają w widzów problemem, który będzie rozwiązywany przez najbliższe dwa, a może nawet trzy epizody.

Chociaż „The Walking Dead” nigdy nie było fabularnym majstersztykiem, jeden z najbardziej popularnych seriali świata nie powinien rozpoczynać się od wątków napisanych na kolanie, w czasie przerwy obiadowej. Myślę, że chyba każdy z nas chciał, aby serial zaczął się od czegoś innego – prawdziwego trzęsienia ziemi, które spowodowałyby „Wilki” – tajemnicza banda, do której odnoszą się poszlaki z kilkunastu poprzednich odcinków.

Na całe szczęście przeciętne widowisko ratuje świetna nowa postać.

Heath to czarnoskóry, młody mężczyzna w okularach, który pojawia się zupełnie niespodziewanie, po raz kolejny naciągając scenariusz to granic przyzwoitości. Na całe szczęście nowy bohater jest na tyle sympatyczny, że nie da się go nie lubić. Nieco zachowawcza, ale również młoda i sprężysta postać przejawia oznaki inteligencji, tak brakującej reszcie osadników Aleksandrii. Nie zdziwię się również, jeżeli wprowadzona na szybko persona stanie się łącznikiem między „The Walking Dead” oraz „Fear the Walking Dead”, ale to już moje prywatne strzały na ślepo.

Nowym – starym bohaterem jest ponadto Morgan. Spokojny mężczyzna z kijem przy boku stanowi ciekawą odmianę od zdominowanej przez coraz mniej stabilnego Ricka drużyny. Na pewno dojdzie do spięć między dwoma mężczyznami i wcale nie jestem przekonany, czy dotychczasowy lider nim pozostanie, przy tak agresywnych i nieobliczalnych zachowaniach, jak dotychczas.

TWD_601_GP_0506_0271-1940×1294

Mam tylko nadzieję, że szósty sezon nie będzie tak mozolny, jak starcie Ricka z Gubernatorem.

REKLAMA

To było budowane powoli i w prawdziwych mękach. Oby Wilki nadeszły znacznie szybciej, z olbrzymim impetem i bez zbędnych epizodów – wypełniaczy. Skoro producenci nie chcą pokazać ich w pilocie, niech zrobią to to na tyle późno, aby potem nie trzeba było sztucznie przedłużać wątku fabularnego. Mając w pamięci wydarzenia z komiksów, szykuje się naprawdę mocna dawka emocji i ciekaw jestem, czy producenci serialu również będą mieli tyle odwagi, co autor oryginalnych ilustrowanych opowieści.

Szósty sezon "The Walking Dead" ma premierę na kanale Fox Polska.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA