REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Seriale

Nie myśleliście, że praca dziennikarzy może być tak nudna. Widzieliśmy serial „Tijuana” od Netfliksa

„Tijuana” to nowy meksykański thriller polityczny od Netfliksa, który - niestety – bardzo rozczarowuje.

08.04.2019
19:31
tijuana
REKLAMA
REKLAMA

Nie mam wątpliwości, że trochę ta produkcja nie jest skierowana do mnie. Umiarkowanie dobrze orientuję się w sytuacji politycznej Meksyku, chciałbym móc lepiej wczuć się w opowiadaną historię, więc próbowałem nadrobić kontekst, ale wydaje się, jakby serial „Tijuana” był skrojony pod meksykańskiego widza. To wielka szkoda, bo po pierwsze produkcja jest trudniejsza w odbiorze dla – w tym wypadku – europejskiego widza, a po drugie – jest nudna.

Fabuła rozgrywa się tu dwutorowo i żeby ją przybliżyć, będę musiał posłużyć się spoilerami. Na szczęście będą one dotyczyć tylko pierwszego odcinka.

Fabuła rozpoczyna się od przypomnienia śmierci pewnego dziennikarza, Ivana Rosy. Śmierci, dodajmy, dość tajemniczej. Poznajemy więc grupę dziennikarzy, którzy znali go osobiście i młodego chłopaka chcącego nakręcić dokument i dowiedzieć się, kto tak naprawdę stoi za śmiercią Rosy. Drugi wątek związany jest z politykiem Eugeonio Roblesem (granym przez Roberto Mateosa), który wygrywa w sondażach przedwyborczych - stara się o stanowisko gubernatora Dolnej Kalifornii (to jeden ze stanów Meksyku).

Na sucho fabuła serialu „Tijuana” zapowiada się wybornie.

W praktyce wypada znacznie gorzej, a największym problemem jest tempo. Bo pozornie serial ma wszystko, aby utrzymać widza przy ekranie. Jest polityczna intryga, jest potężne dziennikarskie śledztwo, korupcja. Silnie zarysowane są też wątki społeczne. „Tijuana” bardzo grubą kreską ryzuje polityków i ich związki z biznesem, nawet tym nie zawsze legalnym.

Tijuana netflix class="wp-image-272670"

Nie da się też odebrać serialowi, że bardzo rzetelnie zbudował polityczne, dziennikarskie i biznesowe relacje. Wszystko jest tu ze sobą połączone, bohaterowie znają się, mają wspólną przeszłość, historię. I bardzo płynnie świat prywatny przechodzi w kwestie polityczne, publiczne. Jest to o tyle cenne, że pokazywanie mechanizmów zła i patologii w serialowych thrillerach politycznych zwykle pozwala zobaczyć rzeczy, które niedostępne są dla filmu.

Niestety, „Tijuana” nie potrafi dobrze tego sprzedać.

Zwłaszcza że śledztwa prowadzone są wyjątkowo ślamazarnie i zupełnie nie czuć w nich emocji. Tempo jest tak powolne i przez to tak odarte z jakiegokolwiek napięcia, że kolejne sekwencje nudzą niemiłosiernie. Możliwe, że to wina prowadzonego dwutorowo śledztwa, a może po prostu brakuje w tym serialu pomysłu na realne zagrożenie, które wisi nad bohaterami. Prawdopodobnie obie te rzeczy niedomagają.

Gwoździem do trumny są bohaterowie. Tu niestety również nie jest zbyt dobrze.

Tijuana netflix class="wp-image-272664"

Problemem jednak nie jest to, że są oni źle rozpisani, a raczej fakt, iż ich działania są albo chaotyczne, ale poprowadzone tak ślamazarnie i bez polotu, że nawet ciekawa, zamknięta w sobie bohaterka o dość dwuznacznej etyce pracy rozpływa się w morzu bezsensownej akcji. Nie podoba mi się również to, że motywacje bohaterów są rozrysowane wyjątkowo banalnie i przewidywalnie. Nie bardzo jest tu miejsce na większe zaskoczenie.

REKLAMA

Niestety, „Tijuana” to serial nieudany, przegadany i nudny. Warto jednak docenić to, jak został pomyślany, jak wiele zależności zostało tu pokazanych i jak wiele trudnych spraw, chce wyciągnąć na światło dzienne.

Serial obejrzycie w serwisie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA