Czy jest gdzieś na sali gracz, który nie słyszał nigdy o Diablo? Nie? To bardzo dobrze. W takim razie każdy z was wie, co to gra typu "hack&slash", prawda? Tak, tak. Chodzi mi o prowadzenie swojego herosa przez coraz to ciemniejsze podziemia, zabijając coraz silniejszych wrogów i dostając przy tym coraz potężniejsze przedmioty. Dobrze chłopcy, co byście powiedzieli na to, że znalazłem dla was godnego zastępcę dla Diablo? Tak, nie żartuję. Nazywa się Titan Quest i niedawno ujrzał światło dzienne.
Panowie, pamiętacie może te stare seriale pokroju Herkulesa czy Xeny? Nie, nie chodzi mi o to, że Wojownicza Księżniczka była, jak to ująłeś, "niezłą laską". Staram się wam przybliżyć miejsce i czas, w jakim dzieje się historia Titan Questa. Słoneczna, wręcz spalona słońcem Grecja. Tyle razy każdy z nas widział to już w reklamach oraz na bilbordach. Ba, nasz drogi redaktor naczelny nawet sączył tam drinki kierując swoimi interesami na odległość. Tam właśnie, tyle tylko, że XXX lat wcześniej stawiamy pierwsze kroki naszym "hero".
Najpierw grzebiemy nieco w miłym dla oka menu. Ustalamy płeć i kolor tuniki bohatera, a następnie... Ej no przepraszam, wiem, że nie jest to kreator postaci pokroju Obliviona, ale nie o to w końcu chodzi w hack&slashach! Mogę już kontynuować? No. Jak już wcześniej wspomniałem, po wyborze płci i koloru ubioru zaczynamy swoją przygodę na spalonej słońcem ścieżce. Pierwsze, co od razu rzuciło mi się w oczy, to piękna grafika. Musielibyście to zobaczyć panowie. Świetnie padające promienie słoneczne, pięknie migocząca woda, ładne starożytne budynki, aktualnie zmieniająca cię pogoda czy takie smaczki, jak roślinność uginająca się pod naszymi stopami. Co ty nie powiesz, widziałeś to na obrazkach? Posłuchaj... one nawet w połowie nie oddają prawdziwego piękna tej gry! To naprawdę trzeba zobaczyć! Kolejna rzecz, którą wychwyciłem to świetnie wpasowana w klimat muzyka, która jest na tyle dobra, że broniła by się jako samodzielny produkt! Melodyczne dźwięki lutni i piękny kobiecy głos po chwili zostają naszymi nieodłącznymi towarzyszami. I nie, nie mam namiarów na tą artystkę, jeżeli o to ci chodzi. Przy stawianiu pierwszych kroków pomagał mi ładnie rozpisany samouczek, więc jakichkolwiek problemów z interfejsem nie miałem. Pierwsze, co tylko zrobiłem, to zajrzałem do ekwipunku. A tam... interfejs wyglądający niemal jak ten z diablo. Nie, nie nazwał bym tego, jak ty, plagiatem. Po prostu gdy coś jest dobre, czemu by tego nie wykorzystać, prawda? No, to cieszę się, że się zgadzamy. Po odkryciu w jak mizerny sprzęt jestem wyposażony, ruszyłem żwawo przed siebie. Bardziej skupiałem się na pięknych krajobrazach, niż na własnej postaci. A było na co popatrzeć. Ptaki rzucające realistyczne cienie, piękne drzewa oraz zwierzęta hodowlane co chwila stające mi na drodze. Niestety, ta sielanka nie potrwała długo, bo po chwili zaatakowała mnie grupka Satyrów. I tak już do samego końca gry...
Spokojnie, spokojnie! Wszystko wyjaśnię! Nie chodzi mi o to, ze do końca gry walczymy wciąż z tymi samymi, pierwszopoziomowymi Satyrami. Nie o to mi chodziło! Chciałem
Wam pokazać jedynie, jak schematyczny jest Titan Quest. Na początku tylko tniemy, rąbiemy i miażdżymy przedzierając się do starodawnej greckiej wioski. Potem robimy dokładnie to samo, tyle tylko, że pod pretekstem zadań powierzonych nam przez wieśniaków! Otóż, gdy któryś z chłopów ma jakąś palącą potrzebę, to nad jego głową możemy zauważyć specjalny znaczek, obyśmy takich delikwentów widzieli już z daleka. Właściwie, to zadania są zróżnicowane, lecz w praktyce niestety i tak sprowadzają się jedynie do sieczenia i rąbania. Mamy zebrać odpowiednie przedmioty? Wypadają z zabitych wrogów. Mamy oczyścić dla kupca trakt? Wygląda to tak, ze sami zabijamy tabuny przeciwników, po czym wracamy do mężczyzny, który nam dziękuję, lecz nie rusza się z miejsca! Nici z eskortowania. Tak samo wyglądało zadanie z zagubioną córką mieszczanina. Musiałem ją odnaleźć i zrobiłem to bez żadnych większych problemów. Z tym, że była chroniona przez pluton wrogów. I tak w kółko. Walka, walka i jeszcze raz walka. Wiem, może ci się wydawać, że gra nudzi się po chwili. Lecz tak nie jest! Ona ma tego samego "kopa", tą samą magię, co Diablo. Wróg po wrogu, chcemy coraz więcej i więcej z uśmiechem na ustach. A wszystko to w pogoni za punktami doświadczenia...
...Które czynią z naszego biedaka odzianego w łachy prawdziwego tytana, który jest w stanie podołać boskim zadaniom. Przemiana ta to długotrwały proces, lecz tak jest w praktycznie każdym RPG, prawda? No, może masz rację, było kilka wyjątków, jak na przykład Guild Wars, lecz to i tak nie zmienia stanu rzeczy. Poziom za poziomem, zachłanni coraz to nowych umiejętności czy dłuższego paska życia przechodzimy przez wrogów niczym kombajn przez żyto, a owocem naszych prac jest zielona linia na samym dole ekranu, która powoli się wypełnia. Gdy w końcu dojdzie do końca, awansujemy na kolejny poziom doświadczenia, z czym wiążą się pewne zalety. Na samym początku wybieramy jedną z ośmiu profesji, które będą kształtowały naszego bohatera. Do wyboru mamy między innego typowego wojownika, człowieka panującego nad siłami umysłu, człowieka panującymi nad żywiołami burzy czy ziemi, mistrza w fechtunku jak i specjalistę od broni dalekiego zasięgu takich jak łuki. Na ósmym poziomie możemy wybrać drugą profesję z siedmiu pozostałych, dzięki czemu możemy wymyślić takie zabójcze hybrydy, jak mag bitewny czy kapłan burzy. Dodatkowo co poziom dostajemy dwa punkty, które możemy rozdać wedle uznania wśród pięciu głównych atrybutów: siły, zręczności, inteligencji, wytrzymałości i many. Żeby tego było mało, dostajemy również 3 punkty, które możemy rozdać na umiejętności specjalne dla danej klasy. Dla wojownika będzie to na przykład szał bojowy, czy oburęczność, dla maga błyskawiczne czarowanie czy szybka regeneracja. Jak widzicie opcji jest bardzo dużo, dlatego nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy uczynili ze swojej postaci naprawdę oryginalnego woja. Podobnie sprawa ma się tutaj z ekwipunkiem. "Im dalej w las, tym więcej drzew" powtarzał przy każdej nadarzającej się okazji mój dziadek. W tym przypadku powiedzenie to pasuje idealnie. Im większe postępy uczynimy w grze, tym zyskujemy dostęp do lepszego uzbrojenia. Z czasem skórzane kolczugi zamienią się w płytowe, błyszczące zbroje, nasz wysłużony, wgięty w jednym miejscu hełm w piękny grecki pióropusz godny samych Spartan, a podrdzewiały, tępy mieczyk w wykuty a najszlachetniejszego metalu magiczny oręż otoczony jęzorami magicznych płomieni. Żeby nie było zbyt łatwo gdy stajemy się silniejsi, przychodzi nam walczyć z potężniejszymi wrogami, a tych jest całe mnóstwo...
Twórcy chwalą się ponad setką maszkar, z którymi przyjdzie nam walczyć. Słuchajcie chłopaki, nie liczyłem ich, ale zdecydowanie nie są to bajki wyssane z palca. Wrogów jest cała masa. Do tego każdy z nich cechuje się innym stylem walki, czy poziomem inteligencji! Weźmy na przykład takiego zwyczajnego dzika. Pierwsze co taki zwierz robi, to rzuca się na nas, kwicząc przy tym hałaśliwie. Chwilę potem pada martwy. Sprawa wygląda zupełnie inaczej z potworami obdarzonymi wyższą formą inteligencji. Tacy przeciwnicy tworzą formacje, odsyłają łuczników do tyłu, wycofują się oraz uciekają. Przez tych skubanych taktyków wiele razy musiałem zaczynać grę od ostatniego portalu, do którego doszedłem. Na naszej drodze spotkamy stworzenia o których mogliśmy usłyszeć z różnych mitów czy legend. Przyjdzie nam stanąć do walki między innymi z centaurami, harpiami, smokami, arachnami, minotaurami, meduzami, gorgonami i tym podobnymi baśniowymi stworami. Przeciwników jest tyle, że nie ma najmniejszego sensu wymieniać wszystkich. Dodatkowo przeciwnicy tego samego typu różnią się od siebie wyposażeniem! Jeden może trzymać miecz, drugi nóż, a trzeci długą halabardę. Panowie z Iron Lore jako jedni z nielicznych twórców gier RPG przemyśleli również sprawę ekwipunku wypadającego z wrogów. Wiecie o co mi chodzi? Wyobraźcie sobie wcześniej już przywołanego dzika. Po zabiciu go w większości gier mogliśmy znaleźć w jego wnętrznościach największe cuda! Zbroje płytowe, miecze, a nawet aparaturę alchemiczną. Tutaj ten problem został wyeliminowany. W guźcu nie znajdziemy niczego więcej niż mięsa, a gdy pokonamy przeciwnika walczącego mieczem nie otrzymamy wymyślnej halabardy, lecz ekwipunek którym aktualnie władał. Bardzo urealniło to rozgrywkę.
Pozostaje zadać sobie pytanie, po co to wszystko i jaka rolę ma odegrać nasz bohater w tej historii. Jak myślicie panowie? Otóż wszystko ma związek z greckimi bogami. Jak się okazuje, Zeus i jego ekipa nie byli pierwszymi mieszkańcami Olimpu. To trzej legendarni Tytani, synowie Kronosa początkowo zamieszkiwali tamten świat. Lecz nic co piękne nie trwa wiecznie. Pojawił się Zeus wraz z innymi bogami, po czym strącił Tytanów w niebyt, a samego Kronosa zabił. Cóż, niebyt to nie to samo co rajski Olimp, więc Tytani postanowili jeszcze raz po niego sięgnąć, używając przy tym wszelkich dostępnych środków. Ziemia stanęła w chaosie, a ze wszelkich mrocznych zakamarków świata zaczęły wyłaniać się demony. I tutaj właśnie pojawia się nasza postać, czyli zwykły śmiertelnik, który zostaje wmieszany w wojny samych bogów. Cóż, sami przyznajcie, panowie, że fabuła nie jest mocną stronę Tiatn Questa. Ale w zasadzie nigdy nie miała nią być. Podczas starć z Tytanami oraz ich mrocznymi pomiotami zwiedzamy Grecję, Egipt, Babilon oraz Chiny. Wszystkie te miejsca łączą dwie rzeczy. Po pierwsze: autorzy umiejętnie przeplatają mitologie tych wszystkich regionów. Po drugie: gdziekolwiek byśmy się nie udali i tak widoki zapierają dech w piersiach. Cała ta charakterystyczna architektura, różnorodna fauna i flora oraz niepowtarzalne krajobrazy przemawiają na korzyść Tinan Questa. Wiem, wiem. Nie samą grafiką człowiek żyje, lecz w tym wypadku jest to coś naprawdę pięknego. Trójwymiarowe tła oddają tak specyficznie klimat, jak piękne, malowane otoczenia w grach pokroju Baldurs Gate, czy Icewind Dale. Od samego początku wsiąka się w ta grę i taki stan rzeczy utrzymuje się samego końca!
Skoro mówimy już o czynnikach, które przemawiają na korzyść Tytanicznego Zadania, to oprócz wspaniałej grafiki, muzyki i wciągającej rozgrywki należy napomnieć jeszcze o czasie, w jakim przechodzimy całą grę. Za pierwszym razem zajęło mi to ponad 35 godzin, co jak na współczesne, krótkie i przeładowane akcją produkty jest wynikiem znakomitym! W samej Grecji spędziłem bite 12 godzin. Szkoda tylko, że przygody w Babilonie są epizodyczne, bo tamtejszy region okazał się nader interesujący. Ba, jeżeli przejdziemy Tinan Questa, nie oznacza to końca zabawy!. Wręcz przeciwnie. Dostajemy do rąk opcje multiplayer, w której możemy przejść główny wątek jeszcze raz, z tym, ze w trybie co-operative ze znajomymi! Przeciwników jest wtedy więcej oraz są na wyższych poziomach, lecz gra poprzez interakcje z innymi żywymi graczami i uzupełnianiem się umiejętnościami nabiera dodatkowych rumieńców. Jakby tego było mało, do naszej dyspozycji dostajemy również edytor zadań, dzięki czemu sami jesteśmy w stanie stworzyć ciekawą przygodę, bądź załadować już stworzoną. To zdecydowane przedłuża żywotność Titan Questa.
Skoro powiedziałem wam o zaletach, najwyższy czas na wady, nie sądzicie? I teraz mam dla was radosną nowinę. Dzieło Iron Lore wad ma naprawdę mało. Do minusów zdecydowanie można zaliczyć wymagania sprzętowe, bo bez procesora 2500 i 512 MB RAM`u nie mamy co liczyć, panowie, na komfortową rozgrywkę ciesząc się jednocześnie co bardziej zaawansowanymi efektami graficznymi. Smutne to, ale prawdziwe. Kolejną wadą są już wcześniej wspomniane zadania powierzone nam przez napotkane osoby- przydało by się więcej różnorodności! Kolejnym minusem jest fakt, iż ilekroć nie oczyścimy sobie drogi z różnych maszkar, po pewnym czasie ponownie się one odradzają. A czasem, gdy po ...nasty z kolei wracamy do miasteczka sprzedać znalezione dobra potrafi to naprawdę irytować.
Brawo panowie! Dotarliście aż tutaj, nie przysypiając na moim wykładzie. Na szczęście, bądź nieszczęście, zbliżamy się już do końca. Czas tylko na krótkie podsumowanie. Potem sami możecie zabrać się już za omawianą tutaj grę.
Titan Quest można nazwać bezpardonowym plagiatem. Można nazwać ta grę bezczelnym klonem Diablo. Można zarzucić autorom zupełny brak innowacji. Można w końcu zarzucić im zrzynanie najlepszych pomysłów konkurencji prosto do swojego projektu. I wszystko to jest prawdą! Lecz Iron Lore tak skutecznie to zrobiło, że wyszedł im projekt wyśmienity! Długi, ciekawy i wciągający. Diablo nie pobije, lecz jest naprawdę blisko swego starszego brata, który póki co wciąż utrzymuję pozycję króla hack&slashów. Titan Quest w moim mniemaniu ma predyspozycje do zostania księciem. Księciem, którego Diablo nie ma prawa się wstydzić.