REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Filmy

Reżyser filmu „Joker” zrezygnował z komedii przez poprawność polityczną. Czy trudno być komikiem w XXI wieku?

W najnowszym wywiadzie dla Vanity Fair reżyser „Jokera” Todd Philips wyznał, że zdecydował się na nakręcenie tego mrocznego dramatu psychologicznego ze względu na poprawność polityczną, która zaczyna dominować w dyskursie publicznym.

03.10.2019
18:58
joker film joaquin phoenix
REKLAMA
REKLAMA

Gwoli przypomnienia - Todd Philips zasłynął wcześniej jako reżyser komediowy, znany głównie z serii „Kac Vegas”. Nie była to może komedia najwyższych lotów, ale jednak w tym gatunku Philips zrobił niemałą furorę. Pierwsza część „Kac Vegas” to najbardziej kasowa komedia z kategorią „R” w historii.

Z początku wielu obserwatorów w branży było zdziwionych, gdy okazało się, że to właśnie jemu przypadła rola reżysera filmu „Joker”. I jak wiemy, będzie w nim pewnie dużo śmiechu, ale raczej nie takiego, który zapewniałby przyjemną rozrywkę.

„Joker” daleki jest też od typowego kina komiksowego. To mroczny i pełen przemocy dramat psychologiczny. Sam jestem zdziwiony, że Philipsowi udało się przekonać wytwórnię do tego, że jest właściwą osobą do tego zadania. Z drugiej strony, nie jest to pierwszy przypadek, gdy twórca kojarzony z lekkim kinem zabiera się za poważniejsze rzeczy. Legendarny Billy Wilder płynnie przechodził od komedii do wybitnych dramatów. Całkiem niedawno Adam McKay, znany z takich filmów jak „Legenda telewizji” czy „Policja zastępcza”, dał widzom świetny dramat ekonomiczny „Big Short”, a następnie udany „Vice”.

Co ciekawe, w przypadku Philipsa przejście od komedii do dramatu nie jest jedynie chęcią spróbowania czegoś nowego.

W wywiadzie dla Vanity Fair reżyser przyznał, że zdecydował się nakręcić „Jokera”, gdyż obecna kultura poprawności politycznej uniemożliwia istnienie nieskrępowanej niczym komedii.

Spróbuj być zabawny w czasach kultury „woke”. Powstały już nawet artykuły o tym, dlaczego komedia nie działa już dziś tak jak kiedyś. Powiem ci dlaczego, ponieważ wszyscy zabawni goście mają podejście – pieprzyć to, nie chcę nikogo urazić – powiedział Todd Philips.

I coś jest na rzeczy. Oczywiście nie jest tak, że poprawność polityczna jest czarnym charakterem debaty publicznej czy arcyłotrem wolności słowa. Jest potrzebna i bardzo dobrze, że coś takiego istnieje. Tylko problem jest w tym, że, jak w wielu innych przypadkach, ludzie nie do końca dobrze ją wykorzystują. Albo nadmiernie eksploatują, nie znając umiaru i granicy.

Trochę tak jak w przypadku źle pojmowanego feminizmu, czemu ostatnio wyraz dała pani Agnieszka Holland stwierdzając, że mężczyznom powinny być zabrane prawa wyborcze w „zemście” za dyskryminację wyborczą kobiet przez stulecia. Z tego co się orientuję, na tym feminizm nie polega.

Podobnie jest ze źle pojmowaną poprawnością polityczną, która czasem wymyka się spod kontroli. Na świeczniku są właściwie wszyscy, ale szczególnie komicy.

Komicy często balansują na granicy dobrego smaku, poprawności politycznej, tematów, które są kontrowersyjne. A sama natura żartów sprawia, że nietrudno im zabrnąć naprawdę daleko.

Z jednej strony jest filozofia mówiąca o tym, że żartować można właściwie ze wszystkiego (przynajmniej w odpowiednim czasie), a z drugiej taka, która zakłada, że trzeba brać pod uwagę uczucia pewnych grup społecznych. Jestem w stanie zgodzić się, że może i humor obecnie stał się bardziej agresywny, ale gdy oglądam sobie czasem stand-upy z lat 70. czy 80., wcale nie widzę tam taryfy ulgowej. Komicy ostro i po równo cisną po rozmaitych grupach.

Czy kiedyś ludzie mieli do siebie więcej dystansu niż obecnie? Czy jest tak, że dziś wszyscy są przewrażliwieni, bardziej delikatni, łatwiej nas urazić?

REKLAMA

Czy to „wina” internetu i tego, że zbliżyliśmy się do siebie społecznie i daliśmy głos zarówno niesłyszanym grupom jak i jednostkom? Nawet jeśli, to czy zatraciliśmy gdzieś jedną z najcenniejszych wartości, czyli poczucie humoru? W tym także na nasz własny temat? Czyżbyśmy doszli do punktu, w którym nie jesteśmy już w stanie śmiać się sami z siebie?

Z perspektywy komika tzw. woke culture, tudzież wzmożona poprawność polityczna, funkcjonować mogą jako forma cenzury. Nieformalnej i czasem jest to autocenzura, ale jednak. Pojawiają się w końcu tematy, o których mówić nie wypada, a nawet nie można. Albo przynajmniej trzeba się liczyć z konsekwencjami.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA