Deskorolka ewoluuje i to jest w stanie powiedzieć każdy, kto choć odrobinę interesuję się sportami ekstremalnymi - niekoniecznie tym jednym. Można powiedzieć, że przechodzi nawet pewną rewolucję. Po kilku latach, w których zarówno hip-hop jak i skateboarding trochę przycichły znów nadszedł czas odnowienia.
Sam, oprócz tego, że jeżdżę, postanowiłem zagłębić się ponownie w zabawie z serią gier promowanych przez najlepszego skatera świata - Tony'ego Hawka. Wygrzebałem z szafy lekko zakurzone pudełeczko z płytą CD i po raz kolejny na moim HDD znalazła się czwarta część serii. Jak oceniam tytuł po paru latach? Dość pozytywnie. Zapraszam do lektury!
Postaci
Tak jak w poprzednich częściach - i wszystkich kolejnych - bardzo duży nacisk kładziony jest przez twórców na jak najlepsze odwzorowanie prawdziwych skaterów. O ile w dwójce i trójce Tony Hawk niekoniecznie przypominał Tony'ego z krwi i kości, tak w tej odsłonie ten element jest jak najbardziej dopracowany. Cieszy również zróżnicowanie umiejętności specjalnych każdego zawodnika. Rodney Mullen, bezapelacyjny mistrz flipów i manuali, dysponuje w grze wachlarzem ewolucji nie dostępnych dla całej reszty. Podobnie jest z innymi skaterami, każdy z nich posiada pewne umiejętności, będące jego swoistym atrybutem, którego próba naśladowania może się skończyć jedynie wywrotką. Oprócz tego zadbano wreszcie o sponsorów. W czwórce dokładnie przypisano poszczególnych raiderów do firm od sprzętu, ubrań i gadżetów. Dysponują oni w trakcie gry pro modelami desek i, co bardzo ciekawe, w zależności od skatera zmieniają się również zadania, które musimy wykonywać.
Nadal rozwijamy naszego bohatera według uznania, ale trzeba też trochę przy tym myśleć. Grając kimś, kto preferuje jazdę na streecie nie powinno się zapominać też o innych elementach jego rozwoju. Część może być oburzona, że przecież na co dzień, nie ma aż tak wszechstronnych deskorolkowców, jednak to było niedopatrzeniem twórców, którego nie mogły naprawić żadne patche i trzeba brać to pod uwagę. W przeciwieństwie do poprzednich części, punktów rozwoju nie kupujemy, a dostajemy za wykonanie, niektórych zadań. Nie myślcie, że zawsze za te trudniejsze dostaniemy takiego bonusa. Czasem bywa i tak, że za wykonanie największego banału dostaniemy experience point.
Zadania
Pamiętam, jak grając w ukochaną przeze mnie dwójkę, potrafiłem w ciągu jednego dnia przejść całą grę, wykonując wszystkie questy i jeszcze rozpocząć kolejną turę innym skaterem. Wszystkie zadania tam były bardzo lekkie i przystępne dla gracza. Chciało się grać i chce się nadal. W THPS 4 sytuacja ma się trochę inaczej. Owszem, część zadań jest na prawdę świetna, wymagająca i zmusza do namęczenia palców, ale z drugiej strony jest to nieznaczny procent. Cała reszta to wymyślone na poczekaniu, zupełnie bez zastanowienia, zadania, które tylko denerwują i blokują dostęp do kolejnych plansz. Jednym z takich zadań jest na przykład slalom w Konie, czy mus zniszczenia pułapek na słonia w Londynie. O ile jeszcze w pierwszych planszach całość jest dość zróżnicowana, tak w ostatnich dwóch można dostać szewskiej pasji - skakanie nad człowiekiem przebranym za misia koala, który jeszcze biega po całej planszy jak podłączony do prądu.
W grze mamy bodaj 15 plansz - miast, a każde z nich to na prawdę spore mapy. Największa z nich - Alcatraz - to aż trzy kondygnacje terenów, doki, więzienie z całą gromadą rur, spory dach i kilka ciekawych miejscówek. Najmniejsza to chyba College, pierwsza i jedna z lepszych, plansza, która pozwala graczowi zapoznać się ze sterowaniem i zapewni kilka dobrych zadań.
Te trudniejsze dostajemy zawsze od Pro Skaterów. I tutaj znów kłaniają się ich umiejętności specjalne. Hawk każe nam wykonać arcytrudnego 360 Varial McTwista, Mullen Semi Flipa nad buldożerem oraz całą sekwencję freestyle`owych tricków. Rowey, specjalista od grindów, będzie nasz zamęczał jak najdłuższym slidem i tak dalej, i tak dalej. Te zadania są naprawdę wymagające i ciekawe. Polecam je robić w pierwszej kolejności, a te głupsze zostawić sobie na koniec. Ciekawostką jest to, że twórcy umieścili pewien element znany z dwójki. Nie wiem czy pamiętacie, ale w jednej z plansz trzeba było wykonać 5x Ollie Bum, czyli przeskoczyć zwykłym Ollie pięciu śpiących pijaczków i tutaj też trzeba będzie takie coś zrobić.
Na znacznej większości map odbywają się zawody, w różnych dziedzinach jazdy na deskorolce. Im lepsze miejsca tym oczywiście lepsze tego konsekwencje dla nas. Później trzeba zdobywać combosy za 100 000 punktów i temu podobne dziwadła.
Ogólnie zadania można podzielić na kilka grup - oprócz tego, że fajne i do (_!_) - na ProScore, w których musimy zdobyć jak największą ilość punktów w ograniczonym czasie. ProQuests, zadania od prawdziwych skaterów, oraz ostatnia czyli AllOthers.
Tricki
Znacznej poprawy i rozbudowy doczekały się tricki. Ich lista, w stosunku do poprzednich części, jest znacznie dłuższa i ciekawsza. Wreszcie można wykonywać podwójne, a nawet potrójne flipy, wykonywać ewolucje ze zmianą pozycji w stosunku do deski (sex change), czy też zmieniając jej ułożenie (f/s i b/s). Więcej jest też grabów, czyli ewolucji w których skater trzyma deskę w ręce i obraca się wokół własnej osi w powietrzu. THPS 2 i 3 pozwalały na wykonanie bardzo ograniczonej grupy tych tricków - głównie melon, staleshif, indy, mute, judo, one foot japan, nosegrab i airwalk. Owszem, gdy się postarało można było wykrzesać też bardziej efektowne manewry, ale powodowało to sporo kłopotów. Tutaj wykonywanie nawet tricków pochodnych od ewolucji podstawowych, kombinacje i ich łączenie jest znacznie prostsze. Posiadając odpowiednie umiejętności manualne palców można przejechać nawet całą planszę non - stop bawiąc się deską, zbijając kolejne iloczyny do punkcików i cieszyć się późniejszymi oklaskami ludzi, gdy uda nam się całość wylądować.
Grafika i fizyka
Graficznie jest znacznie lepiej i to widać na pierwszy rzut oka. Rozbudowane plansze, po wyłączeniu mgły, wyglądają bardzo ładnie. Cieszy oko, że podczas wykonywania arcytrudnego graba, zwisając przy tym kilka metrów nad ziemią, widzimy przejeżdżające za murkiem samochody, mnóstwo budynków, ludzi spacerujących po chodnikach, a czasem nawet całą panoramę miasta. Gra jest bardziej szczegółowa. Zdzierają się grafiki na deskach, rzeczy przecierają, a łokcie zaczynają krwawić. Wszystko wzmaga realizm tytułu, co jest sporym plusem. Ważne jest też to, że po upadku nasz skater nie wstaje od razu i jedzie dalej, a w zależności od tego z jakiej wysokości się wywalił i na jaką cześć ciała zwija się z bólu lub trzyma za skręconą kostkę. Oczywiście po chwili i tak zbiera się do kupy bez żadnych obrażeń, ale poprawa zauważalna jest.
Jeśli chodzi o fizykę, a w zasadzie tę, która tutaj jest, to można być zadowolonym. Deska różnie reaguje na odmienne podłoże. Jadąc po kostce brukowej będzie spowalniać, utrudniać wykonywania manuali i flipów. Gdy dostaniemy się na gładką powierzchnię automatycznie przyspieszy. Również rurki i murki mają odmienną fakturę dzięki czemu z różnymi prędkościami wykonujemy grindy na każdym z nich.
Znacznie lepiej prezentują się upadki. W tej części już zastosowano metodę motion - capture, jednak w bardzo okrojonej wersji. Na tyle na ile pozwalała wtedy technologia, tyle też tego realizmu jest. Nie zawsze się wywrócimy. Czasem uda się naszemu bohaterowi odskoczyć na bok i bezpiecznie wylądować na nogach. Gdy nie dokręci flipa rozchyla nogi i pozwala, aby deska spokojnie spadła nie czyniąc mu krzywdy. Ma to też działanie w drugą stronę. Może się zdarzyć tak, że wbrew naszym przeświadczeniom, idealnie wykonany trick zostanie spalony i zaliczymy kontakt z ziemią.
Cała reszta
Na koniec zostawiłem sobie tych kilka elementów, dla których nie ma sensu robić oddzielnych podtytułów. Jedną z takich rzeczy jest gra wieloosobowa. Szczerze odradzam i nie polecam, a i tak szukanie serwera, na którym ktokolwiek siedzi to jak z tym przysłowiem, w którym główną rolę odgrywają igła i siano. Nie mile zaskoczyła mnie opcja budowania własnych skateparków. Całość jest tak nieprzyjazna i bez sensu pomyślana, że lepiej bez siekiery się tam nie wybierać. Żeby zbudować mały spot o wymiarach 20 * 20 musiałem poświęcić około trzydziestu cennych minut, bo całość jest tak pogięta. Z kolei plusem jest fakt, iż grając na każdej mapie nie mamy ograniczonego czasu. Można sobie jeździć i trickować do woli, dopiero gdy zdecydujemy się na wykonywanie jakiegoś zadania dostajemy ograniczony czas.
Tak się trafiło, że moja wersja jest na tyle stara, że nie dysponuję jeszcze spolszczeniem. Miałem jednak okazję grać w wersję z polskimi napisami i muszę przyznać, że całość jest nader dobrze zrobiona. Tłumacze bardzo dobrze oddali ten specyficzny charakter kultury deskorolkowej i nie zatraciły się w tym wszystkim cudowne nazwy.
Tony Hawk`s Pro Skater 4 to tytuł dobry, ale gorszy od dwójki. Na pewno dysponuje lepszą grafiką i można tu mówić o wstępnej fizyce. Niektóre zadania są cholernie fajne, ale cała reszta to tylko stracony czas. Warto pograć, chociażby dla tego małego procencika dopracowanych questów, bo na prawdę warto. Brakuje tego klimatu z dwójki i dość szybko się nudzi. Mimo wszystko jest to dobry tytuł, z którym można miło spędzić parę wieczorów.