REKLAMA

Twórcy „Gry o tron" najchętniej nie pokazaliby wam ani jednego zwiastuna. Trochę ich rozumiem

O „Grze o tron” mówi się tak dużo, że trudno chyba znaleźć drugi przykład filmu czy serialu, który byłby tak dogłębnie analizowany przez fanów, dziennikarzy, blogerów. Chyba tylko filmy spod znaku peleryny i Myszka Miki mogą konkurować z szumem, który wywołuje nadejście Białych Wędrowców. To oczywiście oznacza, że każdy, nawet drobny i pozornie nieistotny, detal jest rozkładany na czynniki pierwsze.

tworcy gry o tron
REKLAMA
REKLAMA

Entuzjaści „Gry o tron” nie ograniczają się jednak tylko do analizy tego, co jest. Równie istotne wydaje się to, czego nie widać, ale istnieje w domyśle. Fani już niejednokrotnie udowodnili, że z drobiazgów i detali da się wywnioskować bardzo, bardzo wiele.

David Benioff i Dan Weiss, twórcy serialu, przyznali, że chyba woleliby, żeby nie było trailerów. Tak, to nie pomyłka. Autorzy twierdzą, że czasem fajnie byłoby iść do kina i zobaczyć coś całkowicie świeżego. Oczywiście Benioff i Weiss zapewne są świadomi tego, że zwiastuny i zapowiedzi nie mają służyć jedynie widzom. Że wypuszcza się je, omawia, bo tak podgrzewa się napięcie przed filmem czy serialem.

Rozumiem jednak ich punkt widzenia.

Największą siłą „Gry o tron” jest jej nieprzewidywalność. Z jednej strony to adaptacja serii powieści, ale z drugiej opowiadana historia już dawno wyprzedziła książkowy oryginał. A w połączeniu z faktem, że bohaterowie padają tutaj jak muchy, po kolejnych częściach możemy spodziewać się wszystkiego. Głód wiedzy dotyczący tego, jak potoczą się losy Westeros sprawia, iż HBO było celem skutecznych ataków (a także, niestety, nieuwagi pracowników). Zaowocowało to tym, że przy okazji 7. sezonu wyciekły całe odcinki serialu. Już pomijając możliwe straty w liczbie widzów, HBO nie było w stanie prowadzić skutecznej strategii marketingowej - grać tajemnicą, dozować napięcie itd.

Dlatego HBO robi wszystko, aby czasem nie dopuścić do wycieku. Bo do napięcia związanego z najgłośniejszym serialem współczesnej telewizji warto dodać, że „Grę o tron” czeka teraz wielki finał i każdy spoiler byłby nie tylko ogromnym ciosem dla fanów, ale również pokrzyżowałby plany stacji. A te, jak się domyślam, są niemałe, bo każdy kolejny sezon bił rekordy popularności.

Nie dziwię się więc, że twórcy „Gry o tron” woleliby obyć się bez zwiastunów.

Jednak ostatnia zapowiedź serialu wydaje się być wyjątkowo zachowawcza. Zdaje się, jakby HBO i autorzy serialu wpadli na całkiem niezły pomysł jak podgrzewać emocje, jednocześnie nie mówiąc wiele o nadchodzącym sezonie. Dostaliśmy zapowiedź, która przypomina starych bohaterów, nawiązuje do ich przeszłości. Ale jednocześnie posługuje się głównie dialogami z poprzednich serii. To jednocześnie sprytne, nieźle zrealizowane i spinające klamrą dzieje młodych Starków wideo.

Zwłaszcza, że nawet Sophie Turner mówiła, że ten zwiastun może nie mieć nic wspólnego z fabułą serialu.

REKLAMA

Rozumiem, że „Gra o tron” nie potrzebuje przesadnego rozgłosu. Zapowiedzi fabuły ostatniego sezonu, którym żyje cała rzesza fanów, wydają się zbędne. Poważnie zastanawia mnie jednak, czy brak zapowiedzi, zwiastunów tak bardzo przeszkadzał twórcom w 2011 roku, gdy serial dopiero debiutował? Czy może wystarczyłoby, żeby David Benioff i Dan Weiss wyszli i powiedzieli: „to świetny serial, wierzcie nam na słowo”?

Osobiście niezbyt ekscytuję się zwiastunami, wiem, że są robione tak, żeby zachęcić widza do seansu i że twórcy stosują najróżniejsze sposoby, aby o filmie było głośno. Czasem bywa to żenujące, tak jak to było w przypadku Kleru. Odnoszę jednak wrażenie, że w tym nawale filmów, seriali, które walczą o naszą uwagę, dobrze mieć ten jeszcze jeden, ostatni punkt weryfikacji, czy warto poświęcić swoje pieniądze, a tym bardziej - swój czas. Oczywiście, „Gry o tron” to nie dotyczy, bo skoro już spędziło się z nią te kilkadziesiąt godzin, to żal byłoby nie dowiedzieć się, jak to wszystko się skończy.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA