Trzeci sezon satyrycznej serii Ucho Prezesa nie zachwycił. Chociaż na pokładzie znalazł się Cezary Pazura, a na plan powrócił uwielbiamy przez widzów Misiu z Antonim, zabrakło błyskotliwości i świeżości pierwszych epizodów. Nie zniechęcajcie się jednak przedwcześnie - jest lepiej.
W bibliotece Showmax pojawił się drugi odcinek trzeciego sezonu Ucha Prezesa. Tym razem głównym bohaterem epizodu została Beata Szydło. Wicepremier w rządzie Morawieckiego, a jednocześnie minister od… yyyy… no od tego… no…
Konia z rzędem temu, kto wie, jakie zadania realizuje aktualnie Beata Szydło.
Nie pamięta tego ani serialowy Petru, ani Morawiecki, ani nawet sam Kaczyński. Wszyscy oni pojawiają się w drugim odcinku, składając wizytę byłej premier. Tę rewelacyjnie gra Agnieszka Pilaszewska, którą doskonale znacie z kultowych Miodowych Lat. Aktorka wprowadza do Ucha Prezesa głębię nieznaną większości kreacji. Oczywiście na tyle, na ile pozwala płytki scenariusz, ślizgający się po powierzchni politycznych meandrów.
Agnieszka Pilaszewska tylko częściowo naprawia to, co zawalili scenarzyści trzeciej serii. Aby nadążyć za bieżącymi sprawami politycznymi, osoby odpowiedzialne za scenariusz pominęły najciekawszy wątek, jakim było pozbawianie Antoniego Macierewicza władzy. Gdyby wokół tego skoncentrować kilka pierwszych epizodów, mielibyśmy niesamowity humorystyczny thriller polityczny. Producentom bardzo się jednak spieszyło, aby dobiec do aktualnego konfliktu z Unią Europejską i graniem na Cezarego Pazurę. Znana twarz jest wciskana nieco na siłę, czego drugi odcinek trzeciej serii jest najlepszym dowodem.
Ucho Prezesa pokazuje Beatę, jakiej nie zna większość widzów Telewizji Publicznej.
Zamiast Matki Narodu mamy kobietę chciwą, która posiada własne ambicje oraz rozumie, jak ograna została przez nieformalnych zwierzchników. To ta sama Beata, która na posiedzeniach za zamkniętymi drzwiami wybucha słowami „nie po to tyle lat czekaliśmy, aby teraz dzielić się władzą“, pokazując twarz polityka średniego szczebla - zapalczywego, małostkowego i poniżej godności piastowanego stanowiska.
Chociaż mówimy „tylko“ o Uchu Prezesa, w kreacji Beaty jest zawarta pewna przenikliwa mądrość. Drugie dno, którego brakuje o Donalda-Pazury, gestykulującego Morawieckiego czy (skądinąd przesympatycznego) Błaszczaka w mundurze. Nie wiem, na ile to zasługa reżysera, na ile wieloletniego doświadczenia Agnieszki Pilaszewskiej, która do kreacji dodała coś od siebie.
Nowy odcinek można rozpatrywać w kategorii pożegnania. Dość smutnego.
Epizod przenosi widzów z Warszawy na polską wioskę, symbolicznie rysując nową pozycję byłej premier w zaktualizowanym, sterowanym zakulisowo rządzie. To miejsce politycznego autu, które jest szare, bure, a do tego non stop pada. Symbolika jest jasna i czytelna - producenci Ucha Prezesa żegnają się w ten sposób z Beatą „Polcy i Polacy“ Szydło. Sugerują, że to już raczej koniec żartów z tej postaci, która wcale nie kończy w sposób zabawny, pomimo wysokich odpraw i miejsca przy rządowym stole.
Szkoda tylko, że kabaretowy Morawiecki wypada na tle Agnieszki Pilaszewskiej nieporównywalnie gorzej i mniej ciekawie. Dodajmy do tego chwilowy brak Antoniego spowodowany dymisjami, a przed ekipą Górskiego stoi poważne wyzwanie kadrowe. Nowa ekipa po rekonstrukcji wciąż nie udowodniła, że potrafi bawić tak samo (albo lepiej), jak poprzedni skład rządowy.