Gwiazdor polskiego (bieda) erotyku zagrał w amerykańskim horrorze. Obejrzycie go na VOD

Po "365 dni" Michele Morrone wciąż lubi się rozbierać przed kamerą. Niczym w adaptacjach trylogii Blanki Lipińskiej, chętnie w "Uległości" eksponuje swe nagie ciało, szczególnie w dość gorącej scenie z Megan Fox. To zresztą absolutne minimum, jakiego można oczekiwać po filmie, w którym gwiazdę polskiego erotyka sparowano z amerykańską seksbombą. Seksualne napięcie między nimi można ciąć nożem.

On wciela w Nicka - budowlańca, który przez chorobę żony, czuje się przytłoczony codziennymi obowiązkami i opieką nad dziećmi. Ona gra sima, najnowocześniejszy model androidki, stworzonej, aby pomagać ludziom w pracach domowych. I bardzo dobrze, bo umówmy się, że Megan Fox do najwybitniejszych aktorek nie należy. Pewnie dlatego okazuje się tak wiarygodna w roli maszyny, z samej swej natury pozbawionej emocji. Alice w jej wykonaniu staje się nienaturalnie chłodna i racjonalna. Potrafi więc przerazić, kiedy pod płaszczem dobrych intencji, terroryzuje każdego, kto staje na drodze do szczęścia jej "głównego użytkownika".

Jeśli fabuła kojarzy wam się z "Ręką nad kołyską" to dobrze wam się kojarzy. Tym bardziej, że w rolę żony Nicka wciela się Madeline Zima, która w thrillerze z 1992 roku grała córkę rodziny terroryzowanej przez opiekunkę. W "Uległości" dostajemy z grubsza tę samą opowieść, tylko z twistem rodem z "M3GAN". To po prostu kolejny film o sztucznej inteligencji, rzucającej wyzwanie ludzkości. Nic odkrywczego, ale ogląda się całkiem przyjemnie.

Choć twórcy nie mają nic nowego do dodania w podejmowanych przez siebie tematach, frapująco zajmują się tu world buildingiem. Wstępujemy bowiem do świata, w którym simy przejmują każdą sferę życia publicznego. Stały się tanią siłą roboczą, chętnie wykorzystywaną przez pracodawców. W "Uległości" słychać przez to echa cyberpunkowych strachów przed drapieżnymi korporacjami. W końcu firma Nicka zamierza zwolnić wszystkich pracowników, bo zatrudnianie androidów bardziej jej się opłaca.

Stojący za kamerą S.K. Dale ostrzy co prawda swój publicystyczny pazur, ale nie udaje, że zależy mu na głębi opowieści. Dlatego dąży do B-klasowego szaleństwa w finale, kiedy to film najodważniej zbliża się do horroru. Wcześniej to raczej thriller science fiction. Co prawda grozy nie ma w nim wtedy za wiele, ale może się pochwalić wystarczającą liczbą atrakcji, aby podtrzymać naszą uwagę. Reżyser chętnie bowiem przygląda się ciału Megan Fox, oczywiście, pod pretekstem prezentowania jego nadnaturalnych zdolności, jak natychmiastowym gojeniu się ran. Funkcjonuje to na zasadach fundamentu stawianego pod przemocowe zachowania Alice, gdy zaczyna brutalnie rozprawiać się z kolejnymi ludźmi.

W prowokowaniu pytań o zagrożenia związane ze sztuczną inteligencją, przez swoją powtarzalność "Uległość" sprawdza się raczej średnio. Dużo lepiej radzi sobie jako niezobowiązująca rozrywka na weekend. Potrafi dostarczyć dreszczyku emocji i całkiem mocnych wrażeń. Choć napięcie momentami siada, momenty nudy wynagradza. Może nie z nawiązką, ale wystarczająco, abyśmy nie chcieli zmieniać jego promptów.

Więcej o horrorach poczytasz na Spider's Web:

Prócz tego "Uległość" znajdziesz jeszcze na: