Wstyd przyznać, ale Ultimate Beastmaster na Netfliksie ogląda się naprawdę przyjemnie
Ultimate Beastmaster to zupełnie nowy program na platformie Netflix. Jedna z najgłośniejszych premier lutego jest jak esencja analogowej telewizji - odpalasz, wyłączasz mózg i chłoniesz. Rozrywkowe rzemiosło doprowadzone do perfekcji.
OCENA
Linearnej telewizji nie oglądam od dobrych pięciu lat. Mój telewizor nie ma nawet dostępu do cyfrowej telewizji naziemnej, służąc jedynie jako przystawka do konsoli i platforma dla Smart TV. Zapomniałem, czym są długie pasma reklam, kiepskie polskie talk-show, fatalne seriale i wieczorne programy rozrywkowe. Gdy odpaliłem Ultimate Beastmaster czułem się początkowo mocno wyobcowany.
Ultimate Beastmaster to program wg. schematu popularnego w USA i Japonii - uczestnicy walczą o zwycięstwo na torze akrobatycznym.
Nie takim zwykłym torze, bo cała sztuczka polega na tym, aby jak najbardziej utrudnić zadanie uczestnikom, jednocześnie dbając o odpowiednio efektowną oprawę. Tutaj pojawia się tytułowa Bestia - to wielki, naprawdę imponujący rzeczywisty konstrukt w kształcie smoka, do paszczy którego wchodzą wysportowani śmiałkowie.
Następnie uczestnicy programu pokonują tory przeszkód podzielone na odcinki. Za każdy udany odcinek dostają punkty. Z kolei im więcej punktów, tym wyższa pozycja w tabeli i większa szansa na wzięcie udziału w wielkim finale. Wszystko to przypomina trochę zręcznościową grę wideo. Inspiracji grami nie kryją nawet komentatorzy Netfliksa, często porównując zmagania prawdziwych ludzi do sytuacji na ekranie komputera.
Dla takiego fana gier jak ja, język oraz kod używany w Ultimate Beastmaster był niezwykle zrozumiały. Punkty, opcjonalne wyzwania dodające specjalne nagrody, do tego podłoga niczym lawa - wszystko to sprawiło, że show jest niezwykle łatwe i przyjemne w odbiorze. Nawet pomimo faktu, że zapomniałem, jak wygląda telewizja.
Ultimate Beastmaster to również świetna lekcja dla polskich producentów - tutaj liczy się uczestnik, nie jury.
Nie jest żadną tajemnicą, że prawdziwymi gwiazdami wszelkich Idoli, Tańców na lodzie, Twarzy które brzmią znajomo i innych Mam talentów jest skład oceniający. Kontrowersyjne, będące ze sobą w merytorycznym sporze osobowości mają ciągnąć program, podczas gdy osoby na scenie to jedynie dodatek. Czasami wzruszający, czasami utalentowany, ale wciąż jedynie zmienny dodatek.
W Ultimate Beastmaster jest inaczej. Netflix zaprosił do współpracy wspaniałe osobistości. Jest tutaj Sylwester Stallone, jest światowej sławy zawodnik UFC Anderson Silva, jest piłkarz Hans Sarpei ze Schalke 04, jest nawet przesympatyczny, wygadany Terry Crews którego MUSICIE kojarzyć z reklam Old Spice'a.
Mimo plejady celebrytów do dyspozycji, producenci Ultimate Beastmastera grają nimi stosunkowo powściągliwie. Od muskulatury Crewsa wolą zupełnie nieznanych uczestników programu, ich historie, ich treningi i tym podobne. Stallone, Silva, Sarpei i Crews schodzą w cień, a my znacznie częściej ich słyszymy niż widzimy. Świetne, naprawdę świetne proporcje.
Ultimate Beastmaster to przede wszystkim dobra zabawa bez używania mózgu.
Przekręcasz przełącznik z tyłu głowy, rozsiadasz się przed ekranem i chłoniesz. Tej produkcji się nie ogląda. Jej się nie analizuje. Na niej się nie skupia. Ją się pożera mimochodem, gdzieś tam w podświadomości wyłapując doskonale doszlifowane mechanizmy amerykańskiej telewizji. Znacznie sprawniejszej, znacznie bardziej dynamicznej i lepiej poskładanej od naszej krajowej.
Ultimate Beastmaster to dobry przykład na to, że nawet najbardziej przyziemny program rozrywkowy może zostać skonsumowany bez niestrawności, o ile jest odpowiednio podany. Gdy widzę kolejne edycje polskich programów mam odruch wymiotny. Niezależnie, czy to talent-show, reality-show czy to coś nowego, polegającego na podróżowaniu z garścią dolarów w kieszeni. A tutaj proszę - pełna komercja, fajerwerki, efekciarstwo, a jednak wchodzi. No i uzależnia.
Ode mnie sześć solidnych fikołków na dziesięć
PS Co do polskich programów rozrywkowych, teleturniejów, show i pochodnych, Jeden z dziesięciu pozostaje niepokonany. Koniec i kropka.