REKLAMA

Valkyrie Profile 2: Silmeria

Valkyrie Profile 2: Silmeria nie jest grą najświeższą. Powiem więcej - za kilka tygodni stuknie jej roczek. Dlaczego więc ten tekst wylądował w dziale z zapowiedziami? Ano powód jest prosty. Polscy gracze (zresztą tak, jak cała Europa) nie mieli jeszcze szansy w ten naprawdę wspaniały tytuł zagrać, jednak lada moment się to zmieni, bowiem w końcu na europejski rynek wypłyną tysiące kopii tejże produkcji. Tym razem w wersji PAL. Już nie będziesz się musiał trudzić, sprowadzając upragnione pudełko zza oceanu. Siłą rzeczy, poniższy tekst nie będzie także standardową zapowiedzią, a wstępnym testem, zachęcającym do zakupu. Oczywiście wszystko poparte wysokimi notami na wielu serwisach, wahającymi się w granicach 9/10. Potrzeba jeszcze czegoś więcej?

Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Na początek - czym jest Valkyrie Profile 2? Pierwsza część niezwykle udanego dzieła Tri-Ace była "erpegiem" mocno nastawionym na walkę. Historia, choć w miarę ciekawa, stanowiła raczej tło dla głównej atrakcji, czyli mocno rozbudowanego systemu walki. Pomimo tego, gra rządziła na PS One i stanowiła smakowity kąsek zarówno dla fanów niezobowiązującej bijatyki, jak i gustujących w bardziej wyrafinowanej rozrywce. Natomiast Silmeria będzie swoistym prequelem z fabułą zakorzenioną (tak jak poprzedniczka) w nordyckiej mitologii. Co to znaczy? Tytuł nie tylko będzie ciekawy, ale także będzie ociekał brutalnością (czyli nic nowego!).

REKLAMA

Tak jak poprzednia część VP, tak i ta ma dosyć skąpą, acz ciekawą fabułę. Niestety do takiego Final Fantasy, który obecnie króluje na konsolach, jeszcze daleko. No, ale w tym wypadku nie to decyduje o grywalności. Warto jednak wspomnieć i o tym, nieodłącznym aspekcie programu - duch Walkirii o imieniu Silmeria, pięknej bogini wygnanej przez Odyna, znalazł sobie schronienie w młodym ciele księżniczki Dipanu. Zapobiegliwy tatuś zamknął małą Alicję w odległym zamku, a swemu ludowi postanowił oznajmić, że prawowita następczyni tronu nie żyje. Wszystko wróciłoby do normy, gdyby nie Odyn i inna zazdrosna Walkiria. I tak właściciel Gungira (swoją drogą, kto przy zdrowych zmysłach nazywa swoją włócznię jakimkolwiek imieniem*) zapragnął Silmerii z powrotem w Walhalli, natomiast zazdrosna Hrist (Wojownicza Dziewica) pragnie jej śmierci. Biedna dziewczyna musi więc brać nogi za pas i zmywać się gdzie pieprz rośnie, bowiem na dopełnienie jej kłopotów - zaczął ją ścigać własny ojciec, który także zapałał nagłą rządzą mordu. Do tego na każdym kroku czekają na nią inni, pomniejsi zabójcy oraz cała okoliczna fauna (o florze nic mi nie wiadomo). To wszystko oczywiście sprowadza się do sedna rozgrywki - niezwykle widowiskowych i cieszących mordę walk.

Tym razem, w przeciwieństwie do poprzedniczki, Valkyrie Profile 2 jest bardzo liniowa i praktycznie przez całą grę prowadzi gracza za rączkę. Mam też wrażenie, że nieznacznie spadł poziom trudności. Przede wszystkim teraz już nic nas nie pogania, ponieważ zniesiono limit czasu do nieubłaganie zbliżającego się końca świata. Ograniczono też możliwości Walkirii tkwiącej w ciele głównej bohaterki. Między innymi zrezygnowano z możliwości latania. Na szczęście, jak się okazuje w ogólnym rozrachunku, jakość zabawy w VP2 nie spadła nawet ociupinkę. Zwłaszcza, że to prowadzenie za rękę naprawdę może się podobać.

Alicja podczas całej przygody nie pozostanie sama ze swoimi problemami i zmaganiami z brutalną rzeczywistością. Razem z piękną niewiastą podróżuje trzech łowców przygód z niemałymi umiejętnościami, które będą jak znalazł na polu walki. A potyczek będzie całe mnóstwo, o czym później. Wszystkie dodatkowe postacie, jakie będziemy mogli zwerbować, mają odmienną technikę walki oraz własną przeszłość i historię. Niestety, o tej drugiej rzadko podczas gry jest mowa, a co za tym idzie - niektórych osób nie poznamy wcale, chociaż spędzimy z nimi niezłych parę godzin. Pomijając obstawę Alicji, ona sama też nie będzie całkiem bezbronna. Dzięki Silmerii będzie mogła m.in. miotać lodowymi kulami zamrażającymi wrogów. Jak obiecują twórcy, ta umiejętność przyda się nie tylko w walce, ale także w pokonywaniu kolejnych etapów, jakie dla nas przygotowano.

Co do samej walki - ta stanowi kwintesencję gry. Coś, bez czego cały ten tytuł byłby niczym innym, jak tylko kolejnym przeciętniakiem. Co ważniejsze, przez cały czas zabawy nie ma takiej możliwości, aby dosyć częste potyczki z wrogami znudziły się. Ale po kolei. Kiedy natkniemy się na jakiegoś przeciwnika, zostajemy natychmiast przeniesieni na arenę 3D (reszta rozgrywki toczy się w środowisku 2,5D). Po dwóch stronach planszy zostaje ustawiona banda złoczyńców wraz z dowódcą (bo my to - jakżeby inaczej - Ci dobrzy) oraz nasza wesoła kompania. Swoją drogą, zabicie dowódcy kończy starcie. Każda z postaci znajdujących się na tej mapce ma także ograniczone pole ataku. W tym momencie musimy tak manewrować, aby móc spokojnie zadawać obrażenia wrogiemu skurczybykowi, a jednocześnie on nie mógł nas dosięgnąć. Oczywiście wszyscy przeciwnicy starają się robić to samo, więc nie będzie łatwo. Aby było ciekawie, do systemu walki dorzucono całe mrowie przeróżnych taktyk. Możemy podzielić naszą ekipę na kilka grup i jedną walczyć z frontu, podczas gdy druga będzie przeprowadzała atak z flanki. Gdy więc rzucimy w kąt bezmyślną młóckę i włączymy do zabawy szare komórki, każde starcie może być małym sprawdzeniem naszych doskonałych (bądź nie) umiejętności przywódczych.

Jednak to jeszcze nie koniec, bo dopiero teraz zaczyna się właściwa część pojedynku, czyli powalanie wrogich jednostek. Kiedy już takowa znajdzie się w naszym polu zasięgu, możemy zacząć wyprowadzać ataki ograniczone każdorazowo przez pewną ilość Action Points. Jednak tym się nie martw, bowiem można spokojnie wyklepać potężne combosy zatrzymujące się dopiero po 40 uderzeniach. Przez to wszystkie starcia są naprawdę widowiskowe, co jeszcze bardziej przykuwa do ekranu. Dodatkowo każdy z napotkanych potworów, także tych podrzędnych, posiada kilka stref na swoim ciele. Dzięki temu, jeśli takie jest nasze życzenie, nie musimy wcale posyłać delikwenta do piachu, tylko ograniczyć się do obezwładnienia go.

Owszem, walki wciąż są trudne, ale przy odrobinie pomyślunku, wykorzystując wszystkie dane nam możliwości, ze wszystkich potyczek możemy wyjść cało. Zwłaszcza, że możemy korzystać z tzw. sealstones, o których jeszcze nie wspominałem. Są to pewnego typu runy, modyfikujące warunki panujące podczas walki. A że nasi podopieczni często korzystają z różnych mocy odwołujących się do żywiołów, za pomocą takiego kamyczka możemy nieźle zwiększyć zadawane obrażenia. Należy jednak pamiętać, iż sealstones działają na cały obszar, na którym trwa walka, a więc także na naszych wrogów. A nuż może się zdarzyć, że przez naszą nieuwagę podpakujemy i tak mocnego już bossa, czyniąc go niepokonaną kreaturą.

Mówiłem już od grafice 2,5D? Nie? To najwyższa pora. Co prawda na samym początku taki zabieg ze strony twórców może nieco mylić, jednak już po rzuceniu okiem na kilka screenów wszelkie wątpliwości znikają. Podczas zwiedzania lokacji będziemy się poruszać właśnie w tym trybie, dopiero same walki przeniosą nas do pełnego trójwymiaru, o czym pisałem wyżej. Dla porównania - taki system stosuje wiele platformówek. W każdym razie, dzięki takiemu przedstawieniu otaczającego nas świata, grafika zyskała na jakości. Po drodze zwiedzamy ruiny wielkich miast, podziwiamy olbrzymie gotyckie budowle czy zabudowania w stylu średniowiecznych miasteczek. Wszystkie obiekty zostały wykonane z dbałością o najmniejsze szczegóły. Na ścianach widać każdą rysę, każdy zaciek, na drodze można zauważyć nawet najmniejszy kamień. A wszystko to tworzy niezapomniany klimat. Muszę to przyznać - tak pięknie zaprojektowanych i wykonanych etapów nie widziałem już dawno. Nawet doskonały pod tym względem Prince of Persia idzie w odstawkę. Dla dopełnienia tego już i tak cudownego obrazu dochodzą jeszcze animowane elementy na tych statycznych obrazach. Zasłony w oknach budynków są wspaniale podrzucane przez przeciąg, liście drzew lekko kołyszą się na wietrze. To wszystko z całą pewnością pozytywnie wpływa na ogólny odbiór VP2, zwłaszcza, iż takie przykłady można mnożyć w nieskończoność.

Nie ma co narzekać. Takie połączenie 2,5D z 3D idealnie współgra z ideą gry i w żadnym momencie nie razi. Obraz przechodzi płynnie, w drugim trybie nie gubiąc ani jednej klatki podczas skomplikowanych animacji. Praktycznie nieobecne są wszelkiego rodzaju przycięcia czy zwolnienia frame rate'u. Szczególnie urzekają nieliczne cut-scenki popychające fabułę do przodu. Wykonanie całości stoi na najwyższym poziomie!

Dopełnieniem tego wizualnego arcydzieła jest urzekająca muzyka Moti Sakuraby, który stworzył ścieżkę dźwiękową do poprzedniej gry z serii Valkyrie Profile. Ponadto japoński kompozytor pracował przy mniej więcej stu innych tytułach, a także kilku filmach oraz anime. Większej reklamy chyba nie potrzebuje. ;) W każdym razie muzyka dopełnia wspaniały klimat Silmerii i nie pozwala się oderwać przez cały czas trwania gry. A ta, trzeba przyznać, ma kilkadziesiąt godzin na liczniku.

REKLAMA

Do pełnego przejścia tej produkcji potrzeba około 50 godzin. Może być to trochę za mało,jak na grę z jedynym trybem single, zwłaszcza dla największych fanatyków konsolowych jRGP (swoją drogą tak długie tytuły na konsolach są rzadkością). No, ale na sam początek zabawy wystarczy na naprawdę długi czas i nawet się nie zająkniesz, że cokolwiek Ci się znudziło. Klimat potrafi nas totalnie wessać, przerzuć i wypluć, wdeptując na koniec w ziemię. Po czym zapałasz jeszcze większą miłością do tej gry. Wysokie oceny na wielu zagranicznych serwisach mówią same za siebie. Trzeba przyznać, że PlayStation 2 godnie kończy erę bezwzględnego panowania na rynku konsolowym. Już teraz odkładaj pieniądze, aby we wrześniu polecieć z wywieszonym jęzorem do sklepu i oddać cześć studiu Tri-Ace. Lepiej nie mogło być!

*I to mówi ten, który na swoje wiosło woła: malutka.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA