"Van Helsing" od SyFy to kobieta w post-apokaliptycznym USA. O dziwo nie jest tragicznie
Budzi się zdezorientowana, w szpitalnym pomieszczeniu. Posiada niesamowite zdolności, podczas gdy na zewnątrz w najlepsze hula apokalipsa. Nie jest to opis filmu Resident Evil, a nowego serialu SyFy - "Van Helsing".
Oryginalny Van Helsing to mężczyzna imieniem Abraham, wymyślony przez pisarza Brama Stokera na potrzeby dzieła jego życia - powieści "Drakula" z 1897 roku. Van Helsing był geniuszem, lekarzem oraz prawnikiem, który postanowił zmierzyć się z diabelskim złem, w postaci hrabiego wampira.
W SyFy zostawiają tytuł "Van Helsing", a wszystko inne wyrzucają do kosza.
Główna bohaterka do kobieta. Ta, niczym Mila Jovovich, odzyskuje przytomność po długim śnie, w czasie którego ludzkość została zaatakowana przez wampiry. Od trzech lat homo sapiens żyją jak zwierzyna łowna, podczas gdy panami przecznic i miast są dzieci nocy.
Vanessa, bo tak nazywa się całkowicie nijaka, pozbawiona wyrazu i pazura postać, posiada wyjątkowy dar. Nie tylko nie może zostać zamieniona w wampira na skutek ugryzienia, ale również sama jej krew wystarczy, aby krwiopijcę z powrotem zamienić w śmiertelnego człowieka.
Takie zjawisko, nazywane przez wampirów odwróceniem, jest ogromnym zagrożeniem dla ich bytu. Z tego powodu Vanessę postanawia się wyeliminować. Nie jest to jednak łatwe, ponieważ kobieta bije się jak profesjonalny zawodnik MMA. Gdyby tego było mało, bohaterki pilnuje żołnierz Alex. To właśnie on opiekował się Vanessą przez ostatnie lata śpiączki.
"Van Helsing" od SyFy to połączenie "The Strain" z kinowymi filmami "Resident Evil".
To dokładnie te same motywy, te same historie, podobne archetypy. Tyle tylko, że filmy z Milą Jovovich posiadają wielkie budżety i solidne efekty specjalne, których brakuje produkcji SyFy. Z drugiej strony, "Van Helsing" w zaledwie dwóch odcinkach pokazuje lepiej inwazję wampirów na wielką aglomerację, niż "The Strain" w ciągu całych dwóch sezonów.
Wzorem "The Strain", producenci Van Helsinga posłużyli się banalnym zabiegiem dwóch linii czasowych. Akcja skacze z teraźniejszości do przeszłości, odsłaniając kolejne karty z wcześniejszego życia Vanessy. Powszechnie stosowany zabieg ma zapewne pokazać przemianę bohaterki, od samotnej kobiety do niepowstrzymanej kopaczki wampirzych tyłków.
Wbrew pozorom, serial "Van Helsing" nie jest wcale taki zły.
To oczko wyżej od pikującego ostro w dół "The Strain", który po całkiem niezłym początku jest tylko gorszy i gorszy. Chociaż "Van Helsing" nie posiada tak wyrazistej i rozpoznawalnej obsady, nadrabia to brakiem wielkich idiotyzmów i irytujących dialogów.
"Van Helsing" to klasyczny średniak. Czyli dla fanów wampirów, zombie i post-apokaliptycznego świata produkcja warta obejrzenia. Na tej płaszczyźnie większość seriali pozostawia wiele do życzenia. Z tej perspektywy przeciętny "Van Helsing" staje się jedną z ważniejszych premier tej jesieni. Jeżeli zjedliście zęby na "The Walking Dead", "The Strain" i "Resident Evil", dajcie szansę pilotowi.