REKLAMA

Varga lustruje Polskę, tej Polski nienawidzi. Nie dziwię mu się

„Trociny” Krzysztofa Vargi to zbiór. Zbiór wszystkiego, co najgorsze, najbardziej powszechne i najbardziej widoczne w naszym narodzie, w naszych realiach. Od PKP, przez warszawskie „słoiki” i skarpety z sandałami, na bylejakości, przeciętność i szarości naszego codziennego życia kończąc. Chociaż można autora nie cierpieć, można się z nim nie zgadzać, chcieć mu „przywalić w mordę”, tak jak on chce przywalić własnym, fikcyjnym bohaterom, „Trociny” mają jedną, ale wyjątkową właściwość – pozostają w głowie po przeczytaniu. Zalegają w zwojach, nie dając o sobie zapomnieć i nakładając filtr na codzienną obserwację rzeczywistości.

Varga lustruje Polskę, tej Polski nienawidzi. Nie dziwię mu się
REKLAMA
REKLAMA
trociny

Trociny przerażają. Każdego na swój sposób. Czytając książkę Vargi, możesz znaleźć się na jej kartach, opisany od stóp po czubek głowy. Wszyscy tutaj jesteśmy, studenci, korporacyjni pracownicy, czy może powinienem napisać – korporacyjne szczury, wielkomiejskie słoiki, wciąż jeszcze ze słomą w butach, działkowicze, osoby niespełnione, wrażliwe na kulturę i sztukę bądź niewrażliwe wcale. Młodzi i starzy, piękni i brzydcy, mądrzy i… Nie, akurat tak łaskawy Varga w swojej książce nie był.

Tutaj brakuje ludzi mądrych i inteligentnych. Wszyscy są tutaj głupi, skretyniali, śmierdzący i prymitywni. Rozumem ma się charakteryzować jedynie Piotr Augustyn, „uświadomiony” bohater Trocin. Nie wiem, czy Varga jest tego świadomy, czy nie jest w ogóle, ale wywyższający się nad wszystko i wszystkich Augustyn pasuje do tego polskiego worka jak ulał. Nie brakuje w naszym grajdole osób mających się za lepszych od innych, bardziej głębokich, uwrażliwionych i tych jedynych w swoim rodzaju. Chociaż Varga, za pomocą przemyśleń i zwierzeń Piotrka, krytykuje i wiesza psy na Polskę długą i szeroką, Polaków i Polaczków, coraz silniej wiesza również psa na Augustynie.

Bohater Trocin nijak nie jest lepszy. Nijak nie jest mniej polski czy mniej wiejski. Im bardziej Augustyn stara się od tej złej polskości uciec, tym bardziej, z punktu widzenia czytelnika, nadwiślańska mentalność łapie go w swoje objęcia. Wszyscy są w tym bagnie przynajmniej po kolana, ja, Ty, Varga i Augustyn. Właśnie to największa siła tej książki.

polska

Przeraziło mnie, że jako osoba mająca się na nastolatka, choć tym nastolatkiem od dawna już nie będąca, znalazłem tyle punktów wspólnych z 50-letnim bohaterem Trocin. Uczucie samotności, nocne mary i strachy, wyobcowanie i świadomość tej zafajdanej wiejskim szambem strony naszej narodowości – miałbym o czym z Vargą porozmawiać. Jestem przekonany, że każdy w jakiś sposób będzie mógł się z Augustynem utożsamiać i każdy tutaj znajdzie coś dla siebie. Od wiejskiej, cofającej nas w rozwoju wegetacji, przez tragiczne wielkomiejskie życie, na nieustannej pracy kończąc. Wszyscy po części jesteśmy bohaterami Trocin i chociażby z tego powodu naprawdę warto dać im szanse.

Pracownik Gazety Wyborczej we wzorowy wręcz sposób opisuje naszą rzeczywistość. Od podziału na Polskę prawicowo-bigosową i sushi-lewicę, przez przyjemność podróży Polskimi Kolejami Państwowymi, na użeraniu się, bo to słowo jest najwłaściwsze, z własną rodziną, bliższą i dalszą, kończąc. Trociny to suma przeżyć, z którą większość z nas miała do czynienia. Te, spisane na kartach książki, są po części naszym zbiorowym jestestwem, które możemy przeczytać i które na długo zostają w pamięci.

słoiiki

To druga największa siła Trocin. Niezależnie, czy książka przypadnie Wam do gustu, czy może nawet poczujecie się nią urażeni i dotknięci, co w ogóle by mnie nie zdziwiło, pozostanie w Waszej pamięci. Pozostanie na długo. Więź z autorem, zbudowana na negatywnych odczuciach, podobnych przemyśleniach bądź sumie wspólnych doświadczeń, jest niezwykle silna. Trociny moszczą się głowie, nakładając filtr na obserwowaną przez nas rzeczywistości. Na pewno nie są to jednak różowe okulary. Bardzo dobrze zresztą, ponieważ przez to książka staje się bazą wypadkową dla najmniejszych chociaż przemyśleń. Dla osób młodych może być to przestroga, aby w porę zmienić swoje życie i zacząć… hmm, żyć. Osoby starsze mogą zobaczyć bądź przypomnieć sobie smutną listę błędów popełnionych w życiu, wystrzegając się dalszych. O ile to możliwe, bowiem Varga nie pozostawia nam złudzeń, jasno dając do zrozumienia, że w polskiej rzeczywistości niezbyt wiele da się zmienić.

REKLAMA

Mam jednak autorowi za złe. Rozszarpałbym go za zakończenie. Zupełnie niepotrzebne, zupełnie nieprawdopodobne, pasuje jak pięść do nosa do charakteru książki. Oczywiście odpowiednio ją podsumowuje, podobnie jak polskie realia i rzeczy, które jesteśmy w stanie zrobić, aby jednak tkwić w nich dalej. Mimo tego, nieprawdopodobne zakończenie jak najbardziej prawdopodobnej, wręcz prawdziwej opowieści, jest dla mnie zbędne. No i to „bynajmniej”. Panie Varga, chociaż, w przeciwieństwie do większości mieszkańców tego kraju, zna pan właściwe znaczenie i zastosowanie tego słowa, nie trzeba epatować nim na lewo i prawo. „Bynajmniej” to trochę jak fikcyjny bohater Pana książki, ten od odstających uszu. Zupełnie pusty i nikomu tak naprawdę niepotrzebny.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA