Grafik płakał, jak projektował. Fani śmieją się z polskiego zwiastuna filmu „Venom 2: Carnage”
W sieci wylądował zwiastun filmu „Venom 2: Carnage”. Graficzna amatorszczyzna jego polskiej wersji jest już obśmiewana przez internautów, ale sama zapowiedź została przyjęta raczej ciepło. A jednak wszystkie znaki na niebie i ziemi zdają się krzyczeć, że sequel nie będzie filmem udanym.
Polska kampania promocyjna „Venoma 2” przysporzyła polskim internautom powodu do śmiechu (choć może być to śmiech przez łzy), a wszystko za sprawą pewnego przykuwającego uwagę wtrętu w napisach w trailerze. W zwiastunie dwukrotnie widzimy teksty zapisane venomowym fontem, w który bardzo niesubtelnie wetknięto zupełnie niepasujące do pozostałych liter „Ż”. Nie żeby podobna sytuacja była w rodzimej branży pierwszyzną, ale zawsze przykuwa wzrok. Takie to swojskie: trochę urocze, a trochę niezręczne.
A co możemy powiedzieć o samej zapowiedzi?
Zwiastun filmu „Venom 2: Carnage” wyeksponował to, co fani „jedynki” zaliczali do jej największych zalet.
Twórcy ewidentnie nie starają się za jego pomocą przekonać do sequela sceptycznej części widowni; nie pokazali zupełnie nic, co mogłoby zwiastować powiew świeżości czy nową jakość. Wideo zdaje się przekonywać, że sequel dostarczy nam dosłownie to samo, tylko że bardziej (wyjąwszy absolutnie nieoryginalne origin story, bo to już za nami).
Widzimy więc Eddiego Brocka za pan brat z Venomem; ich specyficzna relacja była przez widzów chwalona (zwłaszcza od momentu, w którym zaczęli się, nazwijmy to, dogadywać), a pokazane w zwiastunie fragmenty sugerują jeszcze wyraźniejszy akcent humorystyczny. Nie dziwota, że twórcy zdecydowali się brnąć w tym kierunku. Nie ukrywam, że to, co w „jedynce”, której fanem nie jestem, przypadło mi do gustu, to pojedyncze sceny „docierania się” się kosmicznego pasożyta i jego żywiciela. Sympatia, którą zaczęli się darzyć, daje twórcom olbrzymie pole do popisu. Wielu fanów jest zdania, że skrzydła tego związku są podcięte przez PG-13, a film miałby szansę wycisnąć z niego wszystkie soki przy kategorii wiekowej R. Oczywiście, oznaczałoby to trochę krwi, flaków i f*cków, prawda jest jednak taka, że przemyślany scenariusz i bez tego jest w stanie zaproponować serię świeżych pomysłów i tropów. Niestety, główny wątek nie zapowiada się jako dający bohaterom przestrzeń do interesującej rozbudowy.
Pierwsza zapowiedź daje bowiem do zrozumienia, że ten wątek będzie powtórką z rozrywki.
Tym razem wrogi symbiot przejmie kontrolę nad człowiekiem groźniejszym, niż Carlton Drake, ale co z tego, skoro filmowy Carnage będzie jak Riot, tylko bardziej, bo Cletus Kasady to psychopata. Przez „bardziej” mam na myśli większa skalę rozróby, nieco większą stawkę, trochę nowych bajerów (popisy Carnage'a), ale poza tym całość i tak ostatecznie sprowadzi się do walki dwóch kształtów CGI w nocnych sceneriach San Francisco. Po kilku przegranych starciach Brock w końcu pokona go, wpadając na jakiś pomysł, dzięki któremu oddzieli symbiota od Kasady'ego (bo wszyscy dobrze wiemy, że Carnage zginąć na tym etapie nie może).
Z trojga scenarzystów pierwszej części pozostała tylko Kelly Mercel, zdobywczyni Złotej Maliny za scenariusz do filmu „50 twarzy Greya”, której portfolio jest dość skromne.
Czy Mercel faktycznie zdecydowała się na bezpieczne odtwórstwo? Ja obstawiam, że tak, jeśli jednak wspomniana relacja Brocka z Venomem (która uważam za napisaną naprawdę przyzwoicie) pójdzie w tym czarnokomediowym, dziwacznym kierunku, dostrzegam cień szansy na choć jeden godny uwagi rozrywkowy walor.
Bo ten humor, na który zresztą nowy zwiastun położył nacisk, a który przez niektórych jest krytykowany (niekoniecznie przez zwolenników kategorii R, a raczej przez miłośników mhrocznego tonu superbohaterskich widowisk) sprawił, że film z 2018 roku na kilka chwil stawał się czymś na tle innych bliźniaczych tworów wyróżniającym. Osobiście uważam, że to właśnie humor jest w tym przypadku najlepszym kierunkiem, nawet ten zahaczający o slapstick, ale przemyślany, dziwaczny, czarny, nadający związkowi Brocka z symbiotem unikalnego charakteru. Bo edgy Venom unikalny pod żadnym kątem nie będzie.
O obsadzie właściwie nie ma sensu pisać zbyt wiele, bo znakomite nazwiska w pierwszym filmie nie miały najmniejszego pola do popisu. Oczywiście, każdy starał się, jak mógł, a Tom Hardy ewidentnie dobrze bawił się na planie, ale to wszystko, co można o nim powiedzieć. Zapewne podobnie będzie w przypadku Woody'ego Harrelsona, który, jak sądzę, nie będzie za dużo do roboty, bo ostatecznie i tak ważniejszy okaże się symbiot i CGI.
Moje obawy względem projektu zostały przez pierwszy zwiastun wzmocnione, ale to nie tak, że wykluczam seans zapewniający odrobinę frajdy.
Nie wykluczam też, że mylę się pod każdym możliwym względem. Nie miałbym zresztą nic przeciwko.