REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. Gry

Virtua Tennis 3

Lata pewnego dnia było chłodno i ulewnie, więc postanowiliśmy ze znajomymi wybrać się gdzieś, gdzie można było się ogrzać i przesiedzieć grad bijący i deszcz tnący. Pamiętam dobrze dzień ten, kiedy weszliśmy zmoczeni - tak, że suchej nitki nie było - do salonu gier. Rzuciliśmy na blat stołu resztki naszej fortuny i zamiast usiąść przy piwie, siedliśmy przy konsoli - koloru białego - zwącej się Dreamcast (ach... cóż to za cudo było!). Graliśmy na zmianę w kilka strawnych gier, to w Dave Mirra Freestyle BMX, to w Jet Set Radio - tak było do czasu, kiedy w nasze spocone (a może raczej przemoczone) ręce trafiła Virtua Tennis. Czas mijał nieubłagalnie szybko, tak więc przestało padać, a i cały dzień (oraz troszkę wieczoru) straciliśmy przy tenisie wirtualnym, ale emocje były nie mniejsze, niż podczas prawdziwego meczu. Tylko miast rakiety w dłoni trzymaliśmy pady, ale łapy po ponad 10 godzinach katowania gry bolały jak diabli, ale mimo tego - graliśmy bez przerwy, bez wytchnienia. I pomyśleć jak dawno to było, lecz wspomnienia wracają. Zwłaszcza, że ponownie dane mi było przeżyć podobne doznania, kiedy w moim napędzie wylądowała płyta z Virtua Tennis, tylko tym razem oznaczona numerkiem "3". Odświeżona, podrasowana, ale tak naprawdę otrzymaliśmy to samo. Niby nowe, ale stare. Na nasze szczęście grywalność pozostała niezmieniona, więc klawiatury i pady w dłoń - rozpoczynamy wycieczkę, aby podbić serca kibiców na kortach całego świata!

11.03.2010
14:21
Rozrywka Blog
REKLAMA

Przejdźmy jednak do rzeczy. Rzeknę kilka ważnych słów na początek. Virtua Tennis 3 to nie żaden symulator, tylko arcade w najczystszej postaci. Jeśli oczekujecie po niej tego pierwszego, to nie zawracajcie sobie tym tytułem głowy i śmiało możecie "łykać" Top Spina, który powinien takich graczy zdecydowanie bardziej zadowolić i spełnić oczekiwania.

REKLAMA

Od wyboru do koloru

Po uruchomieniu gry wita nas menu o konsolowym rodowodzie (bardzo podobne do tego z pierwotnej wersji). Mamy standardowo kilka trybów do wyboru: karierę (World Tour), turniej, zwykły mecz i tuzin minigierek (niestety dostępne tylko dla większej ilości graczy). Te ostatnie trzy są takim przedwstępem do najważniejszego i dającego najwięcej satysfakcji - World Tour. Warto jednak troszkę potrenować, tylko proponuję od razu zwiększyć poziom trudności na wyższy niż normalny, bo inaczej jest za prosto i przeciwnik nie stanowi wtedy żadnego wyzwania. Schody zaczynają się, kiedy dojdziemy do najwyższego szczebla w turnieju - przyjdzie się nam zmierzyć z prawdziwymi mistrzami. ;) Zanim przejdę do opisu kariery, pragnę rzec, że - jak zapewne zauważyliście - nie wymieniłem trybu online, dlaczegoż? Bo w VT 3 go po prostu brak - można jedynie zmierzyć się z kimś na jednym pececie, ale i tutaj tkwi haczyk. A mianowicie? Gra ma taki porąbany system, że uznaje pada i klawiaturę jako pierwszego gracza, a nie można tego zmienić w żaden sposób, przez co, aby pograć sobie ze znajomym/znajomą potrzeba przynajmniej jeszcze jedno urządzenie; co moim zdaniem jest chore, bo nie mam zamiaru kupować specjalnie dla jednej gry drugiego pada, skoro mój aktualny sprawuje się wyśmienicie i bez większych zarzutów. Idealnie by było, gdyby SEGA wprowadziła możliwość zagrania choćby przez LAN-a, ale jak widać nie dało się. Duży minus za to.

Sytuację deczko ratuje tryb World Tour, bo ogólnie prezentuje się OK, choć prawie w całości zerżnięty z pierwszej części. Twórcy nałożyli tylko małe zmiany. Wpierw przyjdzie nam wybrać płeć (wreszcie pecetowcom dano możliwość gry płcią żeńską w tej serii), a następnie tworzymy własną postać, poczynając od wyboru włosów na zaroście kończąc. Opcji za wiele nie ma, ale zawsze coś - to w końcu nie Simsy.

Zaczynamy od dalekiego miejsca w rankingu, a mianowicie - 300. I jak rzekłem początki początków nie należą do jakichś nadto wymagających, poradzą sobie nawet dzieciaki, mające 10 lat. Naszego tenisistę rozwijamy poprzez ćwiczenia w Akademii, tudzież pomysłowe minigierki, które mimo, że są fajne, to po dłuższej zabawie nużą (podobnież było w pierwszej części), a niektóre nawet irytują i to porządnie. Z czasem poziom trudności zwiększa się, a nasz awatar zdobywa doświadczenie czy sprzęt (koszulkę, spodenki, czy jakże wpływająca na czynniki rakieta). Wyzwania są coraz cięższe, tak że na przedostatnim bądź ostatnim stopniu w Akademii część zadań może sprawić niemałe problemy z zaliczeniem. Zdecydowanie łatwiejsze są turnieje (nie mamy tak, że są codziennie, tylko w jednym tygodniu może być, że nie będzie żadnego, natomiast w drugim aż trzy), choć to też zależy od naszych umiejętności. Dodatkowo obok pomniejszonego kortu widnieje liczba, informująca nas, czy po wygranej nasza pozycja w rankingu ogólnym ulegnie zmianie - i czy sprostamy wyzwaniu. Niemożliwe jest uczestnictwo w bardziej cenionych turniejach, jeśli jesteśmy za słabi i za mało doświadczeni. W czasie kariery możemy spodziewać się także - że tak ujmę - zaproszeń, od innych znanych tenisistów z całego globu, na mecz towarzyski. Prócz singli, występują także deble, a również takie, w których gramy jako mężczyzna/kobieta w parze z kobietą/mężczyzną.

Wskaźnik widniejący w górnej części ekranu informuje nas o wytrwałości naszego tenisisty tudzież tenisistki. Odpocząć możemy na wakacjach (hawaje i te sprawy ;)), we własnym domu albo wzmocnić się napojem energetyzującym - najgorszy wybór, ponieważ przez to nasze statystyki nieco się pogarszają. W końcu co za dużo, to niezdrowo.

I tak praktycznie jest przez całą mniej lub bardziej zawrotną karierę. Trudniej jest gdzieś w połowie, przeciwnicy mogą nam zagrozić w turniejach przeznaczonych dla graczy znajdujących się w pierwszej setce. Szkoda, że brak większych urozmaiceń, przez co w późniejszych etapach gra zaczyna nudzić, dokładnie tak samo było z jej pierwowzorem. Wtedy wystarczą mniejsze dzienne dawki i bawimy się naprawdę dobrze, zbytnio nie narzekając na straszną nudę.

Niepełna licencja...

Możemy zapomnieć o prawdziwych turniejach, które mogliśmy i możemy nadal oglądać na ekranie TV. SEGA nie do końca wykupiła licencję - startujemy w jakichś wymyślonych specjalnie dla gry. Dobrze chociaż, że zawodnicy nie tylko mają prawdziwe nazwiska, to wyglądają i poruszają się tak jak w rzeczywistości! Nie zabrakło znakomitego Nadala, Federera czy Venus Willams, Hingis albo młodej Sharapovej. Jedynie w "World Tour" denerwował mnie jeden fakt - nie było żadnych mniej znanych osobistości na kortach, nieważne czy graliśmy jako 300 w rankingu, czy 100. Zawsze z tymi samymi, tylko będąc wyżej, stawali się trudniejsi do pokonania.

...ale sama gra miodu pełna!

Mimo tego, że Virtua Tennis 3 nie jest grą wymagającą, to mecze są satysfakcjonujące (na wyższych poziomach) i dobrej zabawy mamy po pachy. Jest łatwo, a zarazem emocje sięgają zenitu. Gra łączy w sobie prostotę i dużą grywalność w sposób perfekcyjny! Jeśli znudzi nam się "bicie" przeciwnika, możemy zrelaksować się przy minigierkach.. Również uzależniają! VT 3 znakomicie nadaje się do zagrania, gdy mamy mało czasu, a chcemy sobie w cosik popykać. Za 20 minut do pracy? Nie szkodzi, włączę gierkę, akurat zdążę rozegrać dwa szybkie meczyki i zmykam.

Prostota ma się tutaj, że nie trzeba uczyć się kombinacji, żeby odbić efektowanie piłeczkę. Po prostu jest kilka klawiszy odpowiadających za uderzenie np. lob i nic poza tym, żadnych udziwnień. Może nie uświadczymy jakichś akrobacji na korcie, ale łatwość rozrywki też ma swoje plusy.

No nareszcie tytuł godny miana "next-gen" na PC!

Virtua Tennis 3 olśniewa, zachwyca, podnieca swoim pięknym, uroczym wyglądem. Tytuł był od razu tworzony pod konsole nowej generacji (Xbox 360 i PS3), dzięki temu również "blaszacy" dostali grę z cudowną oprawą wizualną. Korty dopracowano pieczołowicie, wreszcie widownia nie została zrobiona z papierowych tekturek (choć do doskonałości sporo jeszcze brakuje). Za to najlepiej przedstawiono gwiazdy zawodowego tenisa - nie tylko odwzorowano je ze szczegółami, bo i również poruszają się charakterystycznie dla danej tenisistki/tenisisty. No i w końcu koszuli czy spodenki powiewają podczas biegu. Do ideału brakuje tylko widocznego potu na czołach. Nie ukrywam, że bałem się o wymagania sprzętowe nowego produktu SEGI, ale na szczęście moje obawy znikły wraz z pierwszym rozegranym meczem! W mordę jeża, takiej optymalizacji dawno żem nie widział! Nie dość, że gra prezentuje się ze strony wizualnej naprawdę udanie, to i silnik zoptymalizowany jest wręcz fantastycznie! Chciałoby się rzec - oby więcej takich gier! Tutaj należą się twórcom wielkie brawa i podziękowania za takie doszlifowanie pod tym względem. Do animacji nie można mieć jakichkolwiek zastrzeżeń - postaci poruszają się naturalnie i niesamowicie płynnie.

Chyba największą wadą nowej części Virtua Tennis jest muzyka (pomijając brak trybu online). Przypomina mi te z pierwowzoru denne kawałki, które już po 5 minutach drażnią uszy, a przy dłuższych sesjach zdarza się, że nasze nerwy nie wytrzymują, czego skutkiem może być odinstalowanie gry. Dzięki Bogu można całkowicie wyciszyć oprawę muzyczną, przez co nie musimy męczyć i wysłuchiwać kiepskich utworów, nie pasujących w ogóle do tematyki tytułu. Dużo lepiej ma się reszta dźwięków. Jęki zawodników i zawodniczek brzmią, jak w rzeczywistości (serio!), również nie gorzej mają się okrzyki widowni. Sędzia mówi w języku odpowiednim do miejsca (kraju), w jakim rozgrywa się mecz. Nie jest to nowością, bo już w "jedynce" mogliśmy tego doświadczyć. Ale wypada napomknąć dla tych, co nie mieli stycznością z pierwszą odsłoną.

REKLAMA

Podsumowanie okiem (byłego) tenisisty

Gra SEGI nie jest tytułem bez wad. Ba, ma ich wiele. Lecz nadrabia je niesamowitym grywem, w miarę przyjemnym trybem kariery, ciekawymi minigierkami. Największym mankamentem jest niemożność rozegrania meczu online, dręczące - po wyłączeniu gry i podczas snu - utwory muzyczne oraz zwalony na maksa system sterowania. Przez to nie mogę jej wystawić oceny większej niż osiem. W zasadzie gdyby nie świetny silnik graficzny, to pewnie byłaby siódemeczka z plusikiem, dlatego że przy większych dawkach gra staje się nieco monotonna. Niemniej jednak dla fanów tenisa (także wirtualnego) pozycja, w którą nie można nie zagrać! Tylko pamiętajcie, to nie żaden symulator, po prostu oczekujcie od niej prostej i przyjemnej gierki, a nie będziecie rozczarowani. Dobra, myślę że wiecie już wszystko, na mnie czeka jeszcze jeden ważny singiel do rozegrania...

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA