Myśląc hiszpańskojęzyczna telenowela, widzisz zapewne od razu przed oczyma wyobraźni wenezuelskie, kiczowate produkcje. Nie dziwię się, ale nawet nie myśl ich kojarzyć z W czasach wojny. To zupełnie inna jakość i produkcja bardzo wysokiej klasy.
OCENA
Myśląc o tytule tej recenzji, pierwotnie moje pomysły krążyły wokół określenia hiszpańskojęzyczny Titanic. W czasach wojny to melodramat, tak jak słynne dzieło Jamesa Camerona. I podobnie jak ów film, zachwyca swoim rozmachem, nawiązaniami do historycznych wydarzeń, kostiumami i scenografią. Titanic nie zawsze budzi jednak pozytywne skojarzenia, więc z pomysłu na ten tytuł zrezygnowałem. Bo jeżeli lubicie ten gatunek filmowy, to obok W czasach wojny nie powinniście przejść obojętnie.
Akcja serialu toczy się w realiach wojny o Republikę Rif, we wczesnych latach dwudziestych ubiegłego wieku. Do Maroka wysłane zostają pielęgniarki złożone z kobiet z wyższych sfer, którym przewodzi księżna Carmen Angoloti (w tej roli Alicia Borrachero). Na miejscu mają stworzyć szpital Czerwonego Krzyża. Była to decyzja czysto wizerunkowa, podjęta przez królewską rodzinę. Zarzucano jej zbyt chętne posyłanie hiszpańskich żołnierzy na śmierć w wojnie bez znaczenia. Wysłanie na front związanych z arystokracją elit miało zamknąć usta krytykantom.
Historia jest jednak tłem dla historii o miłości. W czasach wojny to przede wszystkim melodramat.
Główną postacią serialu jest Julia Ballester (w tej roli Amaia Salamanca). Zaniepokojona absolutnym brakiem wieści na temat jej brata Pedra (Marcel Borras) i narzeczonego Andresa (Alex Gadea) którzy jako żołnierze zostali wysłani na front, postanowiła wsiąść jako pasażerka na gapę do pociągu wiozącego wspomniane królewskie pielęgniarki. Nie ma zielonego pojęcia o opiece nad rannymi ani jakiegokolwiek szkolenia. Jej jedyny cel to zdobycie jakichkolwiek wieści o bliskich.
Jednak gdy dociera do Melilli, miasteczka kontrolowanego przez Hiszpanię, spotyka ją przygoda, jakiej nie przewidziała. Poznaje tam przystojnego i oddanego służbie wojskowego lekarza, kapitana Fidela Calderona (Alex Garcia). Zapewne zaczynacie rozumieć do czego to dalej może zmierzać.
Serial ujmuje swoją realizacją. Na tyle, że nawet z pozoru banalna historia wciąga.
Nie ukrywam, że nie jestem fanem seriali i filmów o miłości, choć oczywiście są od tej reguły wyjątki. Z początku przeklinałem decyzję o rozpoczęciu seansu i miałem wielką ochotę go przerwać. Z czasem jednak ta minęła. Jak w każdej operze mydlanej, również i tu Wielkie Zauroczenie trafia na Duże Problemy. Tyle że tu nie są one związane z rodzicami, innymi mężczyznami czy kobietami, a piekłem wojny. A to czyni całość szalenie interesującą.
Jakby tego było mało, W czasach wojny imponuje techniczną realizacją. Każdy z odcinków mógłby równie dobrze być traktowany jako film wyświetlany w kinie, i gdyby nie rozciągnięta na wiele odcinków fabuła, broniłby się doskonale.
Sama historia też stawia widza przed ciekawymi pytaniami. Czy lekarz powinien ratować lidera rebelii, trzymając się swojej zawodowej przysięgi, czy też go dobić i zakończyć wojnę zwycięstwem właściwej strony? Czy należy ratować wziętych w niewolę żołnierzy, którzy wykazali się wyjątkowym bohaterstwem, czy też nie wolno narażać kolejnych wojaków? Czy wojskowi mogą prowadzić kosztem wroga interesy finansowe, czy też to prowadzi do korupcji i zepsucia? To bardzo dobre pytania, a serial zapewnia też niebanalne odpowiedzi.
Najbardziej podoba mi się jednak to, że twórcy W czasach wojny z niczym nie przesadzili.
Gorącej krwi Hiszpanie. Intrygujące plenery. Wielka miłość. Brutalna wojna. Mieszając to wszystko można bardzo łatwo zamęczyć widza, przesadzając z epickością zdarzeń na ekranie. Na szczęście W czasach wojny prowadzony jest bardzo zręcznie i umiejętnie, jego twórcy potrafili zachować stosowny dystans do tematów, które podejmują.
W serialu nie brakuje luźniejszych, przyjemnych i odprężających chwil. Nie brakuje też humoru i sympatycznych postaci. Tak na dobrą sprawę, im bardziej myślę o tej produkcji, pisząc tę recenzję, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że trudno się do tego serialu w jakikolwiek istotny sposób przyczepić.
Stereotypową męską publiczność odstraszy sam gatunek. Tak, jest tu dużo romansów, dużo łez za ukochanymi i wiele miłosnych uniesień. Na domiar złego to hiszpańskojęzyczna produkcja, co oznacza, że bez lektora lub napisów u większości z was – jak zgaduję – się nie obejdzie.
W czasach wojny ma jednak dobry scenariusz, ciekawe postacie, niesie za sobą wartość edukacyjno-historyczną, jest zrealizowany z dużym i dobrze wydanym budżetem i tylko pozornie opowiada banalną historię, pod którą kryje się drugie, intrygujące dno. Jeżeli melodramat nie należy do gatunków które unikasz, to zdecydowanie warto dać mu szansę.