W dzisiejszych czasach nietrudno jest znaleźć w repertuarze dowolnego kina, czy stacji telewizyjnej przeciętnej jakości film sensacyjny. Wszędzie roi się od tajnych agentów, super-szpiegów, intryg, akcji i bijatyk. Gdy już jednak dochodzi do tego, że mamy okazję oglądać historię opartą na prawdziwych, nierzadko ciekawych zdarzeniach, to poziom jej wykonania nie wykracza ponad marny moim zdaniem cykl "Okruchy życia", emitowany w jednej z polskich stacji telewizyjnych. Czasem jednak zdarza się pewne odstępstwo od tej zasady.
"W pogoni za szczęściem" to film pod wieloma względami wyjątkowy. Po pierwszych kilkunastu minutach projekcji, możemy mieć wrażenie, że jest to dość niecodzienna komedia. Śledzimy bowiem początkowo zabawne losy Chrisa Gardnera, który mieszka wraz ze swoją żoną Lindą i synem Christopherem w małym, wynajmowanym mieszkaniu i ledwo udaje mu się przeżyć za zarobione pieniądze. Dzieje się tak dlatego, że wszystkie swoje oszczędności Chris poświęcił na zakup urządzeń medycznych, których jednak, wbrew oczekiwaniom, nikt nie chce od niego kupić. Wkrótce żona odchodzi, a on wraz z dzieckiem zostaje wyrzucony z mieszkania. Wtedy film wyraźnie zatraca już wszelkie humorystyczne wątki i staje się w przejmujący sposób opowiedzianą historią człowieka, któremu nie wszystko w życiu ułożyło się po jego myśli.
Jak już wspomniałem, na początku zdarzają się pewne zabawne sceny. Potem każdą minutę śledzi się coraz mocniej wczuwając się w dramat samotnego ojca, starającego się zdobyć lepszą pracę, która pozwoliłaby mu na godne życie. Obraz robi się coraz bardziej dramatyczny, w pewnym momencie Chris z synem spędzają nawet noc w toalecie na stacji metra. Naprawdę dawno nie oglądałem jakiegokolwiek filmu odczuwając jednocześnie tak wielkie przejęcie i współczucie dla przedstawionych bohaterów - ostatni raz zdarzyło mi się odczuwać jakieś głębsze emocje przy filmie "Pręgi", ale nie w tak dużym stopniu, jak przy "W pogoni za szczęściem". Od razu nasunęły mi się skojarzenia z filmu "Superprodukcja", gdzie główny bohater zmuszony do stworzenia produkcji kinowej, zaczął ustalać reguły jakimi powinien cechować się dobry scenariusz. Mówił on między innymi o tym, że powinien być prawdziwy, o dobrych ludziach. Bez wątpienia było w tym sporo racji i te wszystkie elementy możemy znaleźć w bardzo dużym stężeniu w opisywanej przeze mnie produkcji.
Tak na marginesie, zawsze miałem jakieś obiekcje co do tłumaczenie oryginalnych tytułów filmów. W tym wypadku jest on całkiem dobry, poza jednym małym szczegółem. Może ktoś z Was już zauważył, że w angielskiej nazwie widzimy 'happyness', zamiast poprawnego 'happiness'. W trakcie oglądania otrzymamy stosowne wytłumaczenie, czemu jest tak, a nie inaczej, ale to całkowicie uniemożliwia poprawne przełożenie tytułu na nasz rodzimy język - ale to tylko taki mały szczególik, który w żaden sposób nie wpływa na końcową ocenę filmu.
Nie mógłbym oczywiście pominąć wrażenia, jakie wywołała na mnie gra aktorów. Główną rolę gra nie kto inny, jak Will Smith, który do tej pory był znany raczej jako bohater stworzony do udziału największych akcjach, jak np. w "Facetach w czerni". Tu jednak, pomimo że mamy do czynienia z całkiem innym typem historii, radzi sobie nadzwyczaj dobrze. Nigdy nie przewidywałbym, że potrafi on tak dobrze pokazać na ekranie uczucia biednego, zmagającego się z przeciwnościami losu człowieka - i to w taki sposób, żeby widzowie szczerze mu współczuli.
Podsumowując, "W pogoni za szczęściem" z całą pewnością nie jest filmem dla każdego. Nie można tu uświadczyć jakiś nagłych zwrotów akcji, nieprzewidzianych komplikacji, czy ratowania świata przed zagładą. Mimo wszystko, jest to na pewno produkcja warta obejrzenia. Co ciekawe, nie ma ona też wielkiego i hucznego happy endu, a jedynie parę zdań poprzedzających ukazanie się napisów końcowych, które mówią o tym, co stało się z autentyczną postacią, na której wzorowany jest film, po wydarzeniach w nim opowiedzianych. Uważam, że wyszło to wszystkim na dobre, bo po długim oglądaniu tragedii człowieka, taka nagła zmiana klimatu i przejście do jasno wytłumaczonego zakończenia zburzyłoby cały klimat. Więc jeśli tylko masz zamiar obejrzeć coś nieco bardziej wartościowego niż kolejne, niekoniecznie udane, popisy kina akcji, szczerze polecam "W pogoni za szczęściem".