Jestem pełen podziwu dla ludzi, którzy wychodząc na ośmiotysięczniki potrafią spojrzeć w dół. Ja zemdlałbym na miejscu. Tym większe słowa uznania należą im się, gdy wchodzą w czterdziestostopniowym mrozie i zawiejach śnieżnych. Wspinaczka to ekstremalny sport, nie da się ukryć.
W skale i w lodzie to autobiografia jednego z najlepszych wspinaczy dwudziestego wieku, Stefana Glowacza. Autor opisuje w niej każdy etap swojej kariery, począwszy od lat dziecięcych, gdzie walczył z kłopotami natury finansowej oraz rodzicami negatywnie nastawionymi do jego pomysłów, przez pierwsze zwycięstwa w zawodach wspinanczkowych, kończąc na wielkich ekspedycjach w różne zakątki świata. Ponadto po większości rozdziałów autor ukazuje dygresje na różne tematy życia. Opisuje swój stosunek do rywalizacji sportowej, często nieczystej, ujawnia swoje problemy rodzinne oraz obawy przed śmiercią i kalectwem.
Glowacz opisał swoje przygody z humorem i dystansem. Mrożące krew w żyłach sytuacje potrafi obrócić w dobry żart. Swoich towarzyszy podróży opisuje w krzywym zwierciadle, co pozwala łatwo zaznajomić się z bohaterami książki.
Tę autobiografię można by nazwać "małym przewodnikiem". Autor dokładnie przedstawia przebiegi swoich wypraw. Godziny i dni wyjazdów, miasta spotkane po drodze, koszty. Ponadto opisuje miejscowości napotkane po drodze, styl bycia ich mieszkańców, wskazuje największe atrakcje i walory turystyczne. Relacje z miejsca wspinaczki również imponują dokładnością, tak jakby autor był tam wczoraj. Krok po kroku opisuje swoje poczynania, wszystkie wydarzenia towarzyszące wspinaczce. Ukazuje przebieg wyprawy z punktu widzenia wszystkich uczestników i "podszywa się" pod nich, opisując ich myśli.
Glowacz w swojej autobiografii użył fachowego słownictwa. Dla prawdziwych fanów wspinaczki górskiej takie określenia będą przydatne, natomiast dla takiego laika jak ja będą sprawiały trudności w czytaniu, bo bez podstawowych informacji na ten temat ani rusz. Takie słowa jak "spit" czy "wspinaczka builderingowa" występują w tej książce na porządku dziennym, więc niestety trzeba sięgnąć po słownik lub poszperać w Internecie.
Wielką zaletą "W skale i lodzie" są znakomicie wykonane zdjęcia. Posępne góry, dynamiczne ujęcia na skalnych ścianach i malownicze krajobrazy turystycznych miejscowości oddają więcej treści niż jakikolwiek słowny opis. Szkoda tylko ze polski wydawca nie pokusił się o kolorowe fotki, ale te i tak są wysokiej jakości oraz bardzo szczegółowe.
Jak się tą książkę czyta? To zależy od sytuacji. Opisy ekspedycji w głąb dzikich puszczy i momenty wspinaczki są dynamiczne i wciągają czytelnika. Cały czas cos się dzieje i nie ma czasu na nudę. Autor stosuje różnorodne triki mające na celu przyciągnąć odbiorcę. Nie ma żadnych zbędnych opisów uplastyczniających sytuację. Tych niestety nie brakuje w momentach, gdy autor żali się, pisząc o swoich problemach rodzinnych, "pasjonująco" przedstawiając, jak dłuży mu się dzień, w którym czeka na zawody sportowe. Jeszcze gorzej czyta się jego osobiste dygresje. Glowacz filozofem nie jest, co doskonale widać po tych kilkunastostronicowych przerywnikach. Autor pastwi się nad problemem dopingu czy braku środków do życia tak, jakby nikt inny na świecie nie miał takich problemów. Zdecydowanie lepiej, gdyby własne przemyślenia zachował na osobną pozycję.
W skale i lodzie Stefana Glowacza i Ulricha Klennera to książka dziwna. Momentami niemiłosiernie kradnie czas świetnymi relacjami z ekspedycji i humorystycznymi opisami miejsc spotkanych po drodze oraz różnymi ciekawostkami z dziedziny wspinaczki, a pomiędzy nimi (na szczęście jest ich mniejszość) kryją się odpychające od lektury przemyślenia bohatera, które wręcz rozkazują ominąć te kilka stron w poszukiwaniu czegoś ciekawego. Gdyby nie to, książkę czytałoby się świetnie. Lecz i tak jest to dobra pozycja, choć niczym niewybijająca się ponad przeciętność.