REKLAMA

Netflix zrobił wojenny film o konflikcie ukraińsko-rosyjskim. „W strefie wojny” to futurystyczne sci-fi w stylu lat 80.

Zeszły rok przyniósł prawdziwy wysyp oryginalnych filmów akcji na platformie Netflix. Wygląda na to, że firma będzie kontynuować ten trend, bo już w styczniu do jej biblioteki trafiło „W strefie wojny”. Nowy pełnometrażowy film akcji z elementami science fiction opowiada o futurystycznym konflikcie między USA i Rosją na ukraińskiej ziemi.

w strefie wojny netflix
REKLAMA
REKLAMA

W skład rzeczonego boomu wchodziły takie produkcje jak „Tyler Rake. Ocalenie”, „Mosul”, „The Old Guard” oraz „Bronx”. Bardziej niż wcześniej skoncentrowany na akcji był też nowy sezon „Altered Carbon”, w którym główną rolę zagrał Anthony Mackie. I to właśnie ten aktor pojawia się na pierwszym planie również w „Outside the Wire” (pol. tytuł – „W strefie wojny”). Szybko okazuje się zresztą, że jest to wybór cokolwiek kontrowersyjny.

Akcja nowego filmu Netfliksa rozgrywa się w 2036 roku gdzieś na granicy między Rosją i Ukrainą. Cała ta strefa od lat cierpi z powodu wyniszczającej wojny, w którą zaangażowane są też Stany Zjednoczone. W konflikt zaangażowani są też ukraińscy rebelianci działający przeciwko kontrolującej terytorium paramilitarnej grupie Viktora Kovala. Okrutny i bezwzględny mężczyzna cieszy się wsparciem Rosji, ale ma też swoje własne plany i interesy.

W strefie wojny Netflix – recenzja:

Otwierająca sekwencja „W strefie wojny” pokazuje zorganizowaną przez niego zasadzkę na amerykański konwój. Będący na misji rozjemczej żołnierze ponoszą ciężkie straty i tracą wszystkie Gumpy (czyli robotycznych żołnierzy wykorzystywanych przez wszystkie strony konfliktu). Śledzący całą akcję pilot drona bojowego Harp dostrzega, że w pozostałych przy życiu Amerykanów celuje znajdująca się w opancerzonym wozie wyrzutnia i wbrew wyraźnemu rozkazowi decyduje się strzelić pierwszy. Ratuje życie 38 osób, ale bezpośrednio przyczynia się do śmierci dwóch żołnierzy.

Za karę zostaje wysłany bezpośrednio na linię frontu, gdzie ma nauczyć się większego szacunku dla życia towarzyszy broni. Na miejscu Harp zostaje przydzielony do kapitana Leo (Anthony Mackie) i wyrusza wraz z nim na samobójczą dla zwykłych żołnierzy misję dotyczącą ukrytych głowic nuklearnych, na które chrapkę ma Koval. Rzecz w tym, że Leo nie jest zwykłym wojskowym. Nie jest nawet człowiekiem, a prototypem cyborga bojowego.

W strefie wojny” na pozór próbuje podejmować ważne współcześnie wątki, ale robi to z gracją i inteligencją kina akcji z lat 80.

W filmie Mikaela Hafstroma niby nie brakuje elementów nawiązujących do współczesnej polityki i obaw, jakie świat wiążę choćby z rozwojem sztucznej inteligencji. Dlatego na miejsce konfliktu została wybrana granica między Ukrainą i Rosją (w otwierających napisach pojawia się  „Europa Wschodnia”, ale na szczęście później jest już bardziej konkretnie), a sam scenariusz w kilku miejscach pochyla się nad problemem braku empatii u samodzielnie działających maszyn bojowych. Niestety, żaden z tych wątków nie zostaje pociągnięty i nie zostawia mu się odpowiednio dużo miejsca, żeby mógł należycie wybrzmieć.

Nie pomaga też fakt, że scenariusz „W strefie wojny” jest niemal całkowicie pozbawiony logiki a idiotyczne decyzje podejmowane przez dwóch głównych bohaterów są stałym elementem tej historii. Wydaje się, że nowy film Netfliksa zdecydowanie bardziej komfortowo czuje się, naśladując rozwiązania zastosowane w kinie akcji z lat 80. Tutaj też mamy do czynienia z niepowstrzymanym herosem, który zabija kolejne fale przeciwników bez najmniejszego problemu. Na jego drodze stoi zaś złoczyńca mający w sobie tyle głębi co płytka kałuża.

w strefie wojny netflix class="wp-image-484591"

Na całej historii bardzo ciąży też szykowany na koniec produkcji fabularny twist. W trakcie oglądania filmu nie sposób oprzeć się wrażeniu, że obecność Harpa podczas misji Leo nie ma żadnego sensu. Ciągle pojawiają się coraz to nowe tłumaczenia, dlaczego cyborg chciał towarzysza i każde następne jest głupsze od poprzedniego. Na koniec okazuje się, że motywacje postaci granej przez Mackiego były zupełnie inne i cała opowieść staje się odrobinę lepsza, choć bynajmniej nie bardziej inteligentna.

Zakończenie „Outside the Wire” wygląda, jakby ktoś przeczytał komiks „Watchmen” i zupełnie nic z niego nie zrozumiał.

Nie jest jednak tak, iż tylko scenariusz zawodzi w nowej wojennej produkcji platformy Netflix. Problemem jest też postać głównego bohatera, którego Anthony Mackie odgrywa bez jakiegokolwiek pomysłu czy chęci wejrzenie w głąb. Mowa o dręczonym poczuciem winy i nienawiścią do wojny cyborgu, a amerykański aktor nie ma widzom do zaproponowania nic poza swoje zwyczajowe uśmieszki, żarciki i struganie macho. Przyznam szczerze, że nie jestem wielkim fanem Mackiego, ale nawet do „Altered Carbon” pasował lepiej.

REKLAMA

Nijako wypadają też bardzo statyczne sceny akcji i tanio wyglądające CGI. Po filmie zmierzającym bezpośrednio na VOD nie ma co wymagać zbyt wiele w tej ostatniej kwestii, ale akurat ciekawsze sekwencje budzące krew w żyłach powinny być w takim filmie koniecznością. Ostatecznie trudno więc uznać „W strefie wojny” za cokolwiek niż typowy weekendowy zapychacz. Część użytkowników serwisu zapewne skusi się na obejrzenie filmu z braku czegoś lepszego do roboty, ale hitu zdecydowanie nie powinni się spodziewać.

Film „W strefie wojny” znajdziecie w serwisie Netflix.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA