REKLAMA

Kiedy tytuł jest lepszy od samego filmu. Oceniamy „Wampiry kontra Bronx” – nowość Netfliksa

Sam tytuł „Wampiry kontra Bronx” zdradza wszystko. I chociaż pomysł na fabułę wydaje się absurdalny, to przecież zdążyliśmy się już przekonać, że kino lubi podobne mariaże gatunkowe i twórcy potrafią wycisnąć z nich ile tylko się da.

Wampiry kontra Bronx. Recenzja horroru komediowego Netfliksa
REKLAMA
REKLAMA

W 2011 roku na podobne połączenie gatunków zdecydował się Joe Cornish. W „Ataku na dzielnicę” miesza on ze sobą konwencję filmu science fiction z formułą hoodie horror. Miejsce akcji ogranicza do jednego bloku, dzięki czemu może skupić się na rozwoju psychologii swoich postaci, jednocześnie poruszając kilka ważnych społecznie kwestii. Osmany Rodriguez wybiera zupełnie inne podejście. Bardziej od samej fabuły, interesuje go tytułowa dzielnica. W „Wampirach kontra Bronx” zwiedzimy więc wiele zakamarków niesławnego okręgu w północnej części Nowego Jorku z całym jego kolorytem.

Bronx rzeczywiście jest w filmie ciekawy i poraża swoją złożonością.

Pod jednym ze sklepów ciągle koczują miejscowe pijaczki, dzieciaki włóczą się po ulicach, próbując zabić czas wolny, a gangsterzy jeżdżą ze spluwami w spodniach drogimi samochodami. Życie tam toczy się powoli. Może i nie ma jakiegoś bogactwa, ale przynajmniej ludzie się znają i są gotowi sobie pomagać. Ich mała ojczyzna zaraz jednak przestać istnieć. Nad dzielnicą unosi się bowiem widmo gentryfikacji. Firma Murnau skupuje kolejne budynki, eksmitując ich mieszkańców i zastępując lokalne interesy sieciówkami. Miguel Martinez nie chce się na to zgodzić.

Ze względu na swoje zaangażowanie w ratowanie dzielnicy, główny bohater nazywany jest „mini burmistrzem”. Jeździ na rowerze i rozwozi ulotki, chcąc nakłonić mieszkańców do zrzutki na miejscowy sklepik. Wraz z dwójką zaradnych przyjaciół odkryje jednak, że odnową Bronxu zajmują się wampiry, które kierują się własnym interesem. Chcą zamienić okręg w swoje siedlisko, czyniąc z ludzi swoich poddanych. Protagonista i jego towarzysze napędzani swoją miłością do „Blade'a” postanowią stawić im czoła.

Wampiry kontra Bronx/Netflix class="wp-image-448822"
Wampiry kontra Bronx/Netflix

Fabuła jest dość tendencyjna.

Dorośli oczywiście nie wierzą teorii dzieciaków, więc te muszą zdobyć dowody na własną rękę. Żeby pokonać krwiopijców będą kraść wodę święconą, strugać ośniowe kołki i popisywać się swoją wiedzą na temat wampirów. Szkoda, że Rodriguez pozwala, aby do jego opowieści wdarły się nieznośne pokłady chaosu. Narracja rozsypuje się na wszystkie strony. Można zapomnieć o zgrabnym połączeniu gatunkowym, bo kolejne elementy fabuły zupełnie ze sobą nie współgrają.

Znajdziemy tu dużo potencjału na lepszą opowieść. Co chwilę przewijają się bowiem interesujące tematy, a wraz z nimi intymne i społeczne dramaty. Tylko żaden z nich nie zostaje odpowiednio rozwinięty. Zamiast tego reżyser plącze się bez celu, rozbudzając apetyt na więcej. Skupia się na komedii i horrorze, nie dostrzegając, że siła jego filmu leży zupełnie gdzie indziej. Gdyby zechciał zdradzić coś więcej na temat postaci drugoplanowych i pozwolić, aby oni chociaż w małym stopniu stali się naszymi przewodnikami po tytułowej dzielnicy, wyszłoby z tego całkiem udane hoodie movie.

Wampiry kontra Bronx/Netflix class="wp-image-448819"
Wampiry kontra Bronx/Netflix

Niestety, musimy spędzić niemal półtorej godziny w towarzystwie niezbyt interesujących głównych bohaterów i mało przerażających wampirów.

Wątek dotyczący krwiopijców jest żywcem wyjęty z „Co robimy w ukryciu”. Tyle tylko, że Jemaine Clement i Taika Waititi mieli pomysł na swoich bohaterów i bawili się ich mitologią. Rodriguez serwuje nam kolejne klisze, przez co zamiast bawić, to nas zanudza. Próbuje być wyluzowany, raz po raz puszcza oko do widzów nasączając produkcje samoświadomością, ale zdaje się przy tym śmiertelnie poważny. Jakby miał o wiele więcej do powiedzenia, niż widać to na ekranie.

Tym samym jak na autoironiczną produkcję klasy B, „Wampiry kontra Bronx” przeładowane są ambicjami, a jak na zaangażowane społecznie kino, za dużo tu B-klasowych wtrętów. W ten sposób powstaje papka, którą niezdecydowanie twórców czyni mało strawną. Gatunkowy pazur znika pod ciężarem nieustannych pretensji. W efekcie seans jest męczący, a film sprawdzi się jedynie jako tło na suto zakrapianej domówce z kumplami.

REKLAMA

„Wampiry kontra Bronx” obejrzycie na Netfliksie.

Nie przegap nowych tekstów. Obserwuj serwis Rozrywka.Blog w Google News.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA