REKLAMA

Czy biały mężczyzna ma prawo mówić o masakrze, jaka spotkała czarnych? – rozmowa z Davidem Lindelofem, twórcą serialu „Watchmen” od HBO

Już dziś w HBO GO i o 20:10 na kanale HBO nowy odcinek serialu „Watchmen”. Z Davidem Lindelofem, jego twórcą, rozmawiamy o jego nowej produkcji i o tym, co to znaczy być Amerykaninem.

watchmen David lindelof wywiad
REKLAMA
REKLAMA

Wywiad z twórcą serialu „Watchmen”, Davidem Lindelofem:

Rozrywka.Blog: „Pozostawieni”, twój wcześniejszy serial, jest zupełnie innym serialem, ale podobnie jak „Watchmen” wymaga od widza skupienia i uwagi. Nie przedstawia prostej historii, którą możemy po prostu śledzić. Może zamiast nazywać go serialem telewizyjnym powinniśmy reklamować go jako swojego rodzaju doświadczenie?

David Lindelof: Zawsze myślę o produkcjach w kategoriach historii. Jeśli historia jest dobra, to nie pamiętamy samego wątku, ale nasze emocjonalne reakcje na rozwój akcji. Pamiętamy, że „byliśmy zaskoczeni”. To typowa reakcja na ciekawe zwroty akcji, które wyzwalają w nas emocjonalną odpowiedź.

Tworząc udaną produkcję, budujemy symbiotyczną relację między widownią i bohaterami, aby umożliwić widzom doświadczanie tych samych doznań, które odczuwają serialowe postacie. Bohaterowie nie wiedzą, że odgrywają role w fikcyjnym, serialowym świecie - wszystko, co się wokół nich dzieje wydaje im się bardzo realistyczne, co sprawia, że widzowie zaczynają postrzegać serial jak zapis prawdziwych wydarzeń. Kiedy jeden z bohaterów jest smutny, oni także zaczynają odczuwać smutek. Taki efekt uzyskujemy, jeżeli serial jest naprawdę dobry.

Chciałem zrobić coś eksperymentalnego, ale nie chciałem nakręcić telewizyjnego poematu, który uderza w artystyczne tony. Opowiadamy historię, chcemy, żeby serialowa opowieść miała ręce i nogi i została zapamiętana przez widzów, kiedy dobiegnie końca.

Wplotłeś do serialu motyw masakry w Tulsie w 1921 roku. Mało o tym wydarzeniu wiadomo.

Ja dowiedziałem się o niej cztery lata temu.

Czy akcja komiksu rozgrywa się w Tulsie, czy sam wprowadziłeś ten motyw?

Pytasz o komiks „Strażnicy”? Nie, wszystkie wydarzenia miały miejsce w Nowym Jorku.

watchmen strażnicy hbo serial recenzja class="wp-image-332504"

Czy zdecydowałeś się przenieść miejsce akcji ze względu na masakrę?

Miałem na początku kilka różnych pomysłów. Zastanawiałem się, dlaczego akcja wszystkich historii z udziałem superbohaterów i wszystkich utworów tego gatunku rozgrywa się w Nowym Jorku, innej wielkiej metropolii albo w Gotham City? Co dzieje się, kiedy zostaje popełnione przestępstwo w Wisconsin?

Może w Wisconsin nie ma przestępstw?

Niestety są. Na terenie całego kraju dochodzi do groźnych przestępstw. Nowy Jork nie jest w tym względzie wyjątkiem. To była moja pierwsza myśl. Kim są mniej znani superbohaterowie, którzy nie przeprowadzili się do Nowego Jorku?

Druga refleksja przyszła po przeczytaniu eseju Ta-Nehisi Coatesa „The Case For Reparations” (pol. „Sprawa reparacji”), który został opublikowany w dzienniku The Atlantic. Ten artykuł kompletnie zmienił mój sposób myślenia. Dowiedziałem się z niego dużo więcej o amerykańskiej historii niż w szkole. Okazało się, że tylko wydawało mi się, że znam naszą przeszłość. Pewnych faktów w ogóle nie rozumiałem, bo nie znam ich szerszego kontekstu. Esej wspominał o wydarzeniach, do których doszło na „czarnej ulicy Wall Street” i podczas masakry w Tulsie w 1921 roku, o której nigdy wcześniej nie słyszałem.

Otworzyłem stronę Amazona i wpisałem do wyszukiwarki hasło „masakra w Tulsie”. Wyskoczyła mi cała lista książek o „zamieszkach rasowych” w Tulsie, co mnie zaskoczyło, bo nie nazwałbym tych wydarzeń zamieszkami na tle rasowym. Jakbym je nazwał? Zacząłem dużo czytać na ten temat, żeby zrozumieć, co tak naprawdę się tam wydarzyło. Działo się to w 1921 roku, czyli prawie sto lat temu. Dowiedziałem się, że idea zamożnej Afroamerykańskiej społeczności została wprowadzona w życie – tutaj w Stanach Zjednoczonych, w stanie Oklahoma, gdzie wielu czarnych Amerykanów miało własne firmy, świetnie prosperowało i zdobyło wykształcenie. Wielu mężczyzn było weteranami I wojny światowej. To, co wydaje się nam być utopią, było rzeczywistością w 1921 roku, w erze praw Jima Crowa. Można powiedzieć, że od uzyskania pełni praw dzieliło ich zaledwie jedno pokolenie. Wszystko to zostało zaprzepaszczone w ciągu zaledwie 24 godzin. Rząd federalny wysłał dwupłatowce, które zrzucały na miasto bomby. Do dzisiaj nie znamy prawdziwej liczby ofiar.

Im więcej czytałem na ten temat, tym bardziej czułem się zażenowany, że nie tylko nic nie wiedziałem o masakrze w Tulsie, ale nawet wcześniej o niej nie słyszałem. Zastanawiałem się też, dlaczego nikt nigdy nie nagłośnił tych wydarzeń i czy ja mam prawo o nich mówić? Jestem co prawda osobą, która może opowiadać historie i tym samym wpływać na opinię publiczną, ale jestem także białym mężczyzną. Czy jestem do tego odpowiednią osobą? Kiedy zastanawiałem się nad tym, otrzymałem propozycję. Zadano mi pytanie, czy chciałbym przenieść na mały ekran serial Strażnicy? Wtedy właśnie przyszło mi do głowy, że może uda mi się wpleść wątek masakry do serialu. Może warto przemycić tę historię w postaci pop kulturowej rozrywki, która nie jest zwykłą rozrywką, bo skłania do myślenia i stawia trudne pytania dotyczące konkretnej i kontrowersyjnej idei polityczno-kulturowej – czyli co oznacza być Amerykaninem. Czy mój serial jest w stanie unieść ciężar gatunkowy rozmowy o kwestiach rasowych? I jak daleko chcemy się posunąć?

Analizowałeś materiały źródłowe i dostrzegłeś paralele między lękami w 1908 roku, w okresie Zimnej Wojny oraz współczesnymi lękami związanymi z kwestiami i napięciami rasowymi. W którym roku się tym zajmowałeś? Czy to było przed Charlottesville?

Tak. To było mniej więcej w tym samym okresie, bo do wydarzeń w Charlotesville doszło, kiedy Nicole Kassell czytała scenariusz. Tyle się wtedy działo, że trudno jest mi powiedzieć, jaka była faktyczna kolejność. Scenariusz pierwszego odcinka nie był gotowy przed Charlotesville, ale wiedziałem już, że serial Watchmen będzie dotykać kwestii rasowych.

Dokonałem słusznego wyboru i utwierdzam się w tym przekonaniu za każdym razem, kiedy włączam swój telewizor – wszystkie wiadomości mają jakiś kontekst rasowy. Dotykają tych kwestii w sposób bezpośredni albo pośredni. Wiem też, że nawet teraz, kiedy trwa szeroko zakrojone śledztwo w ramach procedury impeachmentu, historia białego policjanta, który zastrzelił czarnego mężczyznę w jego własnym mieszkaniu trafiła na czołówki gazet, a przez media – i to całkiem słusznie - przetaczają się kolejne fale dyskusji na temat rasowych uprzedzeń.

watchmen strażnicy hbo serial recenzja class="wp-image-332477"

Czy sądzisz, że napięcia, których jesteśmy świadkami – nie tylko napięcia, ale także sposób, w jaki się uzewnętrzniają – zawsze nam towarzyszyły, a jedyna różnica polega na tym, że teraz otrzymały legitymizację? A może obserwujemy coś kompletnie nowego – napięcia na tle rasowym, które pojawiły się w ciągu ostatnich czterech lub pięciu lat?

Jestem białym mężczyzną, czyli nieodpowiednią osobą, żeby odpowiedzieć na to pytanie. Moje perspektywy życiowe nie zmieniły się diametralnie w ciągu ostatnich 400 lat. Jedyne, co się zmieniło, to moja świadomość, która bardzo wzrosła.

To rodzi kolejne pytanie – czy wolimy zamiatać problemy pod dywan, gdzie nadal będą groźne, czy chcemy, żeby wyszły na światło dzienne, by mogły zostać rozwiązane, choć to wiąże się z ewentualną eskalacją przemocy?

To łączy się z ogólną koncepcją serialu – co chcemy ukryć, co chcemy pokazać, co widzimy? Tym, co wydaje nam się być największym zagrożeniem jest pewna kwestia, z którą zmagamy się na gruncie kulturowym, a mianowicie – czy obie te postawy mogą współistnieć?

Weźmy na przykład szefa policji Crawdforda. Nie chcę za dużo powiedzieć na temat akcji pierwszego odcinka, ale jest to człowiek, który jest bohaterem. Bardzo przyjaźni się z pewną Afroamerykanką i członkami jej rodziny, jest super-czarującym człowiekiem, ale jest w nim także coś, co sprawia, że zaczynamy się zastanawiać, czy to wszystko nie jest grą, czy czegoś nie ukrywa? A może tylko zgrabnie zmienia kody językowe i lawiruje pomiędzy dwoma światami? Dużo bardziej niż koncepcja fizycznych masek, które zakładamy interesują mnie maski, które zakładamy, odtwarzając pewne wzorce zachowań.

Tak, psychologiczne maski.

Gdyby każdy z nas, idąc inną drogą stawałby się innym człowiekiem, to komu mógłby zaufać? Podejrzewam, że wiele osób, które obejrzą serial „Watchmen” nie będzie wierzyć ani temu, co zobaczą na ekranie, ani mnie i będzie pytać „Za kogo on się uważa, żeby opowiadać tę historię? Czy stara się mnie zawstydzić? Dlaczego wykorzystuje Watchmenów, żeby mówić o takich rzeczach? Tego się nie robi”. Chciałbym rozmawiać o tym, czego się boimy, co wprawia nas w zakłopotanie, bo dotyka naszej kultury.
Nie jestem w stanie powiedzieć, co kłębi się w głowach wszystkich tych osób, które wyłamują się z szeregu i dopuszczają się aktów przemocy, ale w większości przypadków – nie mówię teraz o chorobach psychicznych – zawsze staram się postrzegać wściekłość w kategoriach, które wyjaśnił mi kiedyś pewien terapeuta. Powiedział mi: „Złość nie jest prawdziwą emocją. To zawoalowany strach albo smutek”.

Przypomnijmy sobie sytuacje z naszego własnego życia, kiedy byliśmy wściekli. Powodem był albo wielki strach, albo wielki smutek. Tak przynajmniej zawsze było w moim przypadku. Ale teraz złość stała się prawdziwa. To nie są już udawane emocje. Wściekłość może także wyrastać z samotności, egzystencjalnej samotności, smutku lub żałoby i bez względu na to, ile jadu ścieka po palcach osób wściekle twitujących na temat wszystkiego i niczego, ja jestem w stanie czytać między wierszami. Widzę, że są przerażeni, bo zostali odsunięci na bok albo są samotni, bo nie umieją odnaleźć swojego miejsca na ziemi albo są smutni, bo nie umieją nawiązać relacji z bliskimi im ludźmi albo stracili ukochaną osobę. Może to duże uogólnienie, ale myślę, że jesteśmy w gruncie bardzo do siebie podobni. Do pewnego stopnia.

Tak jak w wierszu T.S. Eliota, który mówi, że przygotowujemy twarz na spotkanie tych twarzy, które widujemy. Tego się teraz od nas oczekuje. Czy można się z tego wyłamać? Bo jest to obecnie bardzo ważny element naszego funkcjonowania w społeczeństwie.

Dam znać, jeśli coś przyjdzie mi do głowy.

watchmen strażnicy hbo serial recenzja class="wp-image-332459"

Twój serial stawia także pytania o granicę między heroizmem i braniem spraw we własne ręce. Wszystko zależy od punktu widzenia.

Tego właśnie się niedawno nauczyłem, bo kultura Afro-Amerykanów nie jest monolitem. Przy serialu „Watchmen” pracowało kilku czarnoskórych scenarzystów, którzy uważają, że policja to de facto zalegalizowane grupy samozwańczej samoobrony, bo ich członkowie nie przestrzegają prawa. Noszone przez nich mundury i odznaki legitymizują zachowania, które są niezgodne z prawem. Pewna sprawa, o której ostatnio było bardzo głośno zajdzie swój finał w sądzie, bo ofiarą jest kobieta, która była policjantką. Gdyby nią nie była, pewnie wszystko byłoby w tej chwili pozamiatane.

Mieliśmy w naszym zespole Afroamerykankę, która nosiła kiedyś policyjny mundur. Pracowała przez siedem lat w policji w Chicago. Jej matka też była policjantką, czyli w rodzinie panował policyjny matriarchat. Czasem broniła mundurowych, a czasem na nich złorzeczyła, ale była jedyną osobą wśród scenarzystów, która mogła wykorzystać swoje wcześniejsze doświadczenia, bo była kiedyś w policji.

Dobrze wiem, co jest dobre, a co jest złe i nie widzę nic złego w byciu policjantem. Ktoś, kto decyduje się na pracę w policji powinien mieć natomiast świadomość, że jest to niebezpieczna praca, a podjęte przez niego decyzje mogą mieć ogromny wpływ na innych ludzi. Jeśli ja podejmę złą decyzję i napiszę odcinek serialu, który będzie do niczego, to w najgorszym wypadku doprowadzę moich widzów do białej gorączki. Nic gorszego się nie stanie. Kiedy jednak błędną decyzję podejmie policjant, ktoś może stracić życie. Spoczywa na nim ogromna odpowiedzialność, a odpowiedzialność, presja i niepokój zostawiają ślad na naszej psychice. Jestem przekonany, że wiele osób, które wstąpiło do policji miało dobre intencje, ale z upływem czasu straciło złudzenia lub popadło w cynizm.

REKLAMA

To właśnie dlatego nasza historia rozpoczyna się w 1921 roku. Widzimy małego chłopca, który spogląda na postać mężczyzny z policyjną odznaką. Widzi twarz, która przypomina jego twarz i mówi: „Zaufaj prawu. Nie będzie dzisiaj linczu. Zaufaj prawu”. Ten mały chłopiec jest naszym punktem wyjścia. W odcinku dziewiątym znajdzie się w zupełnie innym miejscu.

Tekst powstał we współpracy z HBO Polska.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA