REKLAMA

Showrunnerka „Wiedźmina” cieszy się z entuzjazmu fanów i wbija szpilę recenzentom. Ale zaklinanie rzeczywistości nie naprawi serialu

„Wiedźmin” zadebiutował 20 grudnia na platformie Netflix – reakcje na serial okazały się mocno mieszane. Krytycy w Stanach Zjednoczonych nie przyjęli historii Geralta z Rivii zbyt entuzjastycznie, ale showrunnerce produkcji najwyraźniej bardziej zależy na reakcjach „prawdziwych fanów”.

wiedźmin serial
REKLAMA
REKLAMA

Przegląd globalnych ocen i reakcji na „Wiedźmina” przynosi stosunkowo jednoznaczny rezultat. Nowa produkcja fantasy serwisu Netflix nie stała się z miejsca hitem wśród zagranicznych dziennikarzy. Większość recenzji ma negatywny wydźwięk (choć opinie płynące z Polski są bardziej pobłażliwe). Znacznie większy entuzjazm wykazują za to widzowie. Średnia ich ocen na każdym z dużych agregatorów pokroju IMDb jest pozytywna i waha się od 9/10 do 7,8/10.

Ta dysproporcja w reakcjach krytyków i fanów nie uszła uwadze Lauren S. Hissrich. Showrunnerka „Wiedźmina” napisała nowego tweeta, w którym podkreśla, że najbardziej zależy jej na prawdziwych fanach. Takich, którzy mają za sobą seans całego sezonu, co Hissrich zestawiła z postawą recenzenta portalu Entertainment Weekly. Nazwa wpływowego magazynu nie pojawia się w jej wiadomości, ale łatwo domyślić się, o kogo chodzi. Darren Franich stwierdził bowiem po obejrzeniu 1. epizodu, że nie ma ochoty tracić czasu na kolejne. I przeskoczył od razu do ostatniego z udostępnionych dziennikarzom (czyli „Niespełnionych pragnień”).

Części komentujących pod postem Lauren S. Hissrich nie spodobało się, że mówi o „prawdziwych fanach”.

Na podstawie takiej wypowiedzi łatwo stwierdzić (być może niesłusznie), że dla showrunnerki serialu autentyczni są tylko ci widzowie, którym „Wiedźmin” się spodobał. A nie brakuje przecież osób doskonale znających książki Andrzeja Sapkowskiego, grających we wszystkie gry i z sercem na wierzchu śledzących wszelkie informacje na temat produkcji Netfliksa, którzy nie są zachwyceni finalnym efektem. I mają argumenty. Nie jest więc szczególnym zaskoczeniem, że część osób komentujących post Hissrich skrytykowała jej postawę.

Many people have sweetly written me, upset about the #Witcher reviews. Know this:

Who do I care about? "Professional" critics who watched one episode and skipped ahead? Or REAL fans who watched all eight in one day, and are starting their rewatch?

I am fucking THRILLED.😉❤️

— Lauren S. Hissrich (@LHissrich) 22 grudnia 2019


Przyznam też szczerze, że komentarz showrunnerki wywołał mocne reakcje w redakcji Rozrywka.Blog. Postawa recenzenta EW została powszechnie skrytykowana przez innych dziennikarzy, którzy wykonali swoją pracę profesjonalnie. Wielu z nich to fani „Wiedźmina”, choć mają pewne obiekcje, co do poziomu 1. sezonu. Wszyscy zostali jednak wrzuceni do jednego worka z powodu jednej czarnej owcy. I to mimo że ich krytyczne argumenty miały często ugruntowanie w faktach.

  • Czytaj dalej: Członkowie naszej redakcji wydali trzy różnorodne opinie na temat serialu „Wiedźmin”. Znajdziecie je TUTAJ, TUTAJ oraz TUTAJ.

Dlatego tego typu zaklinanie rzeczywistości przez Lauren S. Hissrich może być bardzo niebezpieczne dla przyszłych losów serialu Netfliksa. Wiele ze słabszych elementów „Wiedźmina” można łatwo poprawić w 2. sezonie, pod warunkiem, że zauważy się je teraz. Postawa na zasadzie: „Ważne, żeby prawdziwym fanom się podobało” do niczego nie doprowadzi.

REKLAMA

Wiedźmin” jest już dostępny na platformie Netflix.

* Zdjęcie tytułe: Foto: Andreas Rentz/Getty Images dla Netflix

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA