"Wielka woda" to nowa produkcja Netfliksa, która zabierze was do Wrocławia z roku 1997. To właśnie wtedy przez Polskę przetoczyły się ulewne deszcze, których konsekwencje zostały nazwane Powodzią tysiąclecia. Nowy serial fabularyzuje te wydarzenia i przywodzi mi na myśl "Czarnobyl", miniserial zrealizowany przez HBO i Sky.
OCENA
Zaczyna się dość prosto, bo od narady, w której uczestniczą władze województwa, wojsko i policja. Rozmowa dotyczy przyjazdu papieża do Wrocławia. Dyskusja trwa, aż nagle przychodzi on – dokument ostrzegający o powodzi. Gdy jeden z bohaterów pyta, czy miasto jest przygotowane na taką ewentualność. „Jaką powódź, przecież jest susza” – mówi jeden z nich.
Niedługo później poznajemy Jaśminę Tremer, hydrolożkę z trudną przeszłością i jeszcze trudniejszym charakterem, która jako jedna z pierwszych ostrzegała władze miejskie o tym, że Wrocław zagrożony jest powodzią. Oczywiście nikt nie chciał jej słuchać. Wiecie już do czego to zmierza, prawda?
"Wielka woda" – jak wypadł serial o powodzi tysiąclecia?
Nowa produkcja Netfliksa to w gruncie rzeczy dość klasyczna historia. Po jednej stronie barykady stoi wieszczka, która przestrzega miasto przed nadchodzącym upadkiem, a po drugiej władze miejskie, które w swojej pysze nie są w stanie w stanie zauważyć nadchodzącego kataklizmu. Choć Tremer, która tu pełni rolę dostrzegającej zagrożenie Kasandry, będzie przekonywać, pokazywać dane, tworzyć złożone raporty, nikt jej nie wysłucha.
Sympatia widza, który wie przecież, że powódź nadeszła i miała katastrofalne skutki, będzie rzecz jasna po stronie Tremer. Ten zabieg nie jest ani nowy, ani przesadnie oryginalny, ale serial Netfliksa ogrywa go całkiem nieźle, łącząc nadchodzącą katastrofę z wątkami osobistymi bohaterów, a nawet stara się szkicować szeroką panoramę społeczną, pokazując, kataklizm z perspektywy mieszkańców pobliskiej wsi czy pracowników szpitala.
Większość wątków rysowana jest jednak dość grubą kreską. Niuansów jest niby sporo, ale serial nie do końca radzi sobie z takim przedstawieniem swoich bohaterów, aby ci byli wiarygodni. Znacznie częściej ma się wrażenie, że produkcja po prostu odhacza kolejne motywy charakterystyczne dla lat 90. Pojawiają się tu na przykład takie wątki, jak konflikt pokoleniowy między dawnymi antysystemowcami a służbami porządkowymi w PRL-u, który już w nowej, wolnej Polsce zmienił się we współpracę polityczną. Nie ma w tym zresztą nic przesadnie dziwnego, bo m. in. Jan Holoubek i Kasper Bajon, czyli twórcy „Wielkiej wody” pracowali wcześniej przy bardzo popularnym retro serialu „Rojst’97”.
"Wielka woda" to serial z dużymi ambicjami.
Wątki poszczególnych bohaterów odłóżmy jednak na bok. Znacznie ważniejsze w "Wielkiej wodzie" jest to, jak ten serial jest zrobiony. A wygląda naprawdę doskonale. Twórcom udało się nie tylko świetnie wystylizować go na czasy, w których toczy się akcja, ale również pokazać cały ogrom tragedii związanej z powodzią. Przyznam szczerze, że w moich oczach wszystkie drobne wady zniknęły, gdy woda już podeszła pod bramy miasta. Twórcy bardzo umiejętnie zarządzają napięciem i mają świetne, trochę reporterskie oko, aby mozolnie portretować kolejne poziomy paraliżu miasta w czasie powodzi.
Na szczególną uwagę zasługuje jeszcze zespół aktorów, którzy pracował przy serialu. Byłem pod ogromnym wrażeniem, jak świetną obsadę udało się zebrać. Na uwagę zasługują oczywiście Agnieszka Żulewska, która wciela się w Jaśminę, a także Tomasz Schuchardt portretujący ważnego miejskiego urzędnika. Oboje są naprawdę przekonujący w swoich rolach, choć warto tu dodać, że czasem udaje im się to mimo miejscami sztywnego scenariusza. Swoje relatywnie niewielkie, ale bardzo pełnokrwiste role mają również Tomasz Kot, Anna Dymna i Jerzy Trela. Bardzo udany występ zaliczył również Roman Gancarczyk.
"Wielka woda" – czy warto obejrzeć?
Finalnie "Wielka woda" jest serialem szalenie udanym. Nie pozbawionym wad, ale jednocześnie doskonale portretującym swojego najważniejszego, tytułowego bohatera. Podobnie jak w przypadku "Czarnobyla", twórcy bardzo dużo miejsca poświęcają na to, aby jak najszerzej pokazać konsekwencje prezentowych wydarzeń i nie zapominać przy tym o małych ludzkich historiach. Serial Netfliksa wydaje mi się jednak znacznie czulszy dla swoich bohaterów. Czy to wada? Na to pytanie nie odpowiem.