Znacie "Epic Rap Battles of History"? To taki YouTube'owy program, w którym różne postaci z historii i popkultury wzajemnie się dissują, a widzowie decydują, która z nich miała lepsze punche. Doczekaliśmy się polskiej wariacji na ten temat, z tą różnicą, że dowcipy w "Wielkich Konfliktach" od G. F. Darwin są suche jak pięty Cejrowskiego.
Nikt też w nich nie rapuje, a bohaterowie dobrani są bardziej logicznie (na przykład Słowacki kontra Mickiewicz albo Mojżesz kontra Bóg, zamiast Hitler vs Vader czy Mozart vs Skrillex). Poza tym jednak idea jest ta sam: dwie postaci stają naprzeciw siebie i obrażają się nawzajem. Obelgi, zniewagi i wyzwiska nie sprowadzają się oczywiście do poziomu typowej dresiarskiej sprzeczki, lecz odwołują się do przeszłości, historii i osiągnięć rywali.
To, co zdało egzamin w wypadku "Epic Rap Battles of History", w "Wielkich Konfliktach" wypada niestety bardzo blado. Nie żenująco, nie nieznośnie, ale po prostu bez żadnego polotu. Tak jak większość polskich kabaretów, tak twórcy tego programu starają się "za bardzo", przez co widz po każdym zdaniu dostaje w twarz kapciem z napisem "to był żart, he he". Taki wymuszony humor bawi może po kilku piwach, ale bez tego rodzaju wspomagaczy, znudzenie rośnie z minuty na minutę.
"Wielkie Konflikty" są trochę jak parodie filmów Jasona Friedberga (m.in. "Poznaj moich Spartan", "Igrzyska Śmiechu"). Co prawda jeszcze nie przekraczają tej cienkiej granicy, o której istnieniu Friedberg prawdopodobnie nie ma nawet pojęcia, i nie budzą u widza głębokiego wstydu, ale to już ten sam poziom dowcipu. Ciężki, siermiężny, w ten sam sposób przerysowany.
Jakkolwiek zasadniczo fundamentalny, jest to jedyny zarzut, jaki mam wobec "Wielkich Konfliktów". Pod względem realizacji, jak na YouTube'ową produkcję, seria jest naprawdę solidnie i estetycznie przygotowana. Aktorzy wypadają bardzo dobrze. Nowe odcinki dodawane są często i regularnie (w ciągu 5 tygodni pojawiło się ich już sześć), więc jeśli komuś taki typ humoru odpowiada, nie ma na co narzekać. Sprawdzona wcześniej formuła programu mogła się więc przyjąć na polskim gruncie, zawiódł jednak scenariusz. Nie apeluję o jego zmianę, bo z komentarzy pod filmami wynika, że w swoim niezadowoleniu jestem raczej odosobniony.