Zapiąć pasy, zapowiada się ostra jazda - powraca Wędrowycz. Jakub Wędrowycz. A na jego tropie towarzysz Lenin wraz z innymi - Feliksem Dzierżyńskim, oraz odwiecznym wrogiem rodu Wędrowyczów - Izydorem Bardakiem. Dodajmy do tego mumie, faraona Amenhotepa, Unię i siły niebieskie. Sprawdźcie airbagi.
Po dwóch latach więc, przyszła pora na wydanie nowego zbioru opowiadań o jegomości Jakubie. Największym i najwspanialszym egzorcyście tego świata. Ale po kolei: ten tom różni się trochę od innych. Owszem, mamy parę krótkich opowiadań, ale główny trzon książki to minipowieść właśnie o Egipcie i Leninie. Najpierw dowiadujemy się, co rewolucjoniści robią w kraju faraonów, by zaraz potem znowu odwiedzić Jakuba, jego prawnuka Piotrka oraz starego kozaka Semena, którzy… wylatują nad Nil. Po drodze czeka ich oczywiście masa przygód: z wampirami, Albańczykami i sprzedawcami organów na przykład. Czwartym pasażerem jest, rzecz jasna, bimber, który ratuje z opresji oraz pomaga znieść trudy podróży. Dostajemy do tego parę mniejszych opowiadań (równie dobrych) oraz całą plejadę przyjaciół i wrogów Jakuba. Warto spojrzeć chociażby na pierwsze z nich, rozgrywające się podczas drugiej wojny światowej, dokładniej podczas odwrotu Niemców. Wędrowycz wraz z Semenem i swoim komandem rozbijają nazistowski posterunek. Najlepsza jednak, moim zdaniem, była wizyta sił wyższych u egzorcysty - wreszcie ktoś wypił więcej niż główny bohater, o zgrozo! Dodatkowo także, na końcu, znajdziecie zwycięskie opowiadanie z konkursu zorganizowanego przez Pilipiuka i Dom Kultury w Wojsławicach (rodzinnej wsi Wędrowycza) pod tytułem "Wieśmin". Jest ono ciekawym dodatkiem, wartym polecenia.
Postaci, jak pisałem, jest cała masa. Mamy "dobrych" i "złych", czyli tych, z którymi Jakub wypije i tych, na których rzuci klątwę. Chociaż widać, że wszystko pisane jest lekko i zdecydowanie autor nie myślał nad skomplikowaną intrygą nie ma żadnych superbohaterów ani trzydziestogłowych potworów i historii nawet w tym stylu nieznośnych. Teksty są zabawne, a prócz Lenina i czarów wszystko to, o czym mowa, zobaczymy na polskiej wsi. Właściwie zatrzymać trzeba się chwilę na humorze. Zwłaszcza pierwsze, krótkie opowiadania, prezentują się pod tym względem znakomicie. Poza humorem sytuacyjnym z bimbrem w roli głównej, świetnymi tekstami rzuca i Jakub i Włodzimierz Iljicz. Ich poziom stoi czasem na wysokim (vide Lenin), a czasami na żenująco niskim, co generalnie przypadło mi do gustu. Prócz, rzecz jasna, humoru, największym plusem książki jest jej główny bohater. Właśnie przez charakter. Dawno nie spotkałem się z taką postacią.
Jednym ten lekki styl może się podobać, a innym nie - jest to chyba jedyny minus, jakiego się doszukałem. Nie wiem, czy starsi ludzie w ogóle kupuję takie książki, ale obawiam się, że mogłoby nie przypaść im to do gustu. Oczywiście nie wszystkim, potrzeba jednak odrobiny poczucia humoru, by przejść przez lekturę bez uczucia finansowego wykorzystania.
Jeżeli odpowiednio zabezpieczyłeś się przed skutkami ponownego uderzenia Wędrowycza, możesz śmiało uderzać do księgarni ze świadomością, że nie wyrzucisz w błoto trzydziestu złotych. Tak wybuchowej mieszanki dawno, bo dwa lata, świat nie widział. Jeżeli nie miałeś do tej pory kontaktu z egzorcystą, jak, niestety, ja, nie przeszkodzi to nic w delektowaniu się bimbr… książką. Pozycja obowiązkowa dla fanów i antyfanów polskiej twórczości, ewentualnie fantastyki. 100% alkoholu!