Dzwońcie na 112! Film „Winni" udowadnia, że zwykła rozmowa telefoniczna może poszarpać nerwy
Choć „Winni", najnowszy duński thriller, nie prezentuje specjalnie oryginalnego konceptu, to wykorzystuje go w sprawny i ciekawy sposób. Pokazując, że w sztuce wizualnej nadal najbardziej liczy się pomysł.
OCENA
Wspomniany wyżej koncept oparty jest na jedności czasu, miejsca i akcji. Do tego skupia się na jednej postaci, znajdującej się w tym samym miejscu. Widzieliśmy już analogiczne rozwiązanie w takich filmach jak. np. "Telefon" z Collinem Farrelem, który rozgrywał się w większości w budce telefonicznej. W filmie "Pogrzebany" Ryanowi Reynoldsowi towarzyszyliśmy w trumnie zakopanej pod ziemią, z której próbował się wydostać. Ostatnio w filmie "Locke" obserwowaliśmy, jak Tom Hardy podczas jazdy samochodem prowadzi rozmowy telefoniczne i to na nich oparta główna akcja produkcji.
Teraz, w duńskim filmie „Winni", przypatrujemy się pracy Asgara Holma (świetna rola Jakoba Cedergrena), który siedzi na słuchawce infolinii i odbiera numery alarmowe 112. Większość jego dnia polega na odbieraniu zgłoszeń od narkomanów czy ludzi, którzy padli ofiarą drobnych wypadków i kradzieży. Tym razem jednak trafiła mu się o wiele poważniejsza sprawa. Odebrał telefon od kobiety, która dawała mu znać, że została porwana. Asgar zaczyna więc działać na własną rękę i robi co może z wykorzystaniem linii telefonicznych, by pomóc w odnalezieniu i uratowaniu porwanej.
Jak nietrudno się domyślić, główna akcja filmu „Winni" rozgrywa się w pomieszczeniu, gdzie znajdują się pracownicy infolinii. Co więcej, bohatera filmu oglądamy w większości w pozycji siedzącej, a wąskie kadry, oparte głównie na zbliżeniach, pokazują przeważnie tylko jego twarz. Cała reszta wydarzeń ma miejsce w słuchawce podłączonej do linii telefonicznej.
„Winni" przypominają więc w formie słuchowisko radiowe, bowiem film oparty jest na oddziaływaniu na te same zmysły.
Produkcja, w reżyserii debiutanta Gustava Mollera, polega w dużej mierze na naszej wyobraźni. Ze słuchawki dobiegają nas bowiem dźwięki jadącego przez autostradę samochodu, hamowania, kropli deszczu spadających na szybę, otwierających się drzwi.
Dużo też kryje się w samym tonie głosu postaci dzwoniących do Asgara Holma. U jednych jest to złość, gniew, u innych strach, rozpacz. Niczego jednak nie widzimy na własne oczy, więc z pomocą musi nam tu przyjść nasza wyobraźnia. To od niej, czyli od nas samych, zależy, jaki film obejrzymy. Zręcznie napisany scenariusz i przekonująca, świetna gra aktorska zdecydowanie w tym pomagają i ostatecznie dają nam emocjonujące widowisko, w którym przed naszymi oczami na dobrą sprawę nic się nie dzieje.
Na szczęście twórcy filmu „Winni" poszli o krok dalej i nie popadli w samozachwyt nad formą swojej produkcji.
Udało im się pogłębić opowiadaną historię poprzez uczynienie z Asgara wielowymiarowej postaci ze skazą i skrywaną tajemnicą. Gustav Moller pod przykrywką thrillera opowiada nam bowiem historię człowieka targanego wyrzutami sumienia przez błędy przeszłości i któremu reżyser robi na naszych oczach swoistą psychoterapię, pozwalając niejako wygadać się ze swoich problemów poprzez rozmowy z dzwoniącymi i przepracowywanie ich własnych dramatów.
„Winni" może i nie odkrywają nowych filmowych lądów, nie opowiadają niczego, co nie zostałoby już wcześniej opowiedziane, ale mimo wszystko jest to emocjonujący, wciągający i robiący solidne wrażenie thriller. Trwa raptem 85 minut, a dzięki dramatycznym wydarzeniom i paru mocnym zwrotom akcji seans mija naprawdę szybko, oferując widzowi mocną dawkę adrenaliny pod wysokim napięciem i przy okazji dając szansę na chwilę kontemplacji.