Diana Prince jak James Bond lub Indiana Jones. „Wonder Woman 1984” nie będzie klasyczną kontynuacją
Brzmi to może trochę niedorzecznie, ale kolejna odsłona przygód Wonder Woman nie będzie sequelem filmu z 2017 roku. Jak zatem należy klasyfikować film Patty Jenkins?
Okazuje się, że to pomysł samej reżyserki. Z czym jednak mamy do czynienia? Na czym polega nie-sequelowość „Wonder Woman 1984”? Sytuację można porównać do jakiejkolwiek odsłony przygód Jamesa Bonda czy Indiany Jonesa. Owszem kolejne części stanowią swoje kontynuacje, ale jednocześnie nie są one ze sobą ściśle powiązane. Łączy ich tylko postać głównego bohatera.
O tej strategii na łamach Vulture poinformował producent filmu, Charles Roven:
Sama Patty Jenkins nie potwierdziła tych słów, bo jest zajęta postprodukcją „Wonder Woman 1984” w Londynie.
Skoro jednak osoba tak bardzo związana z projektem wygłasza takie słowa, to coś musi być na rzeczy. Zatem w 2020 roku wejdziemy w zupełnie nową przygodę bez bagażu tego, co Diana doświadczyła na wojennym froncie w filmie sprzed dwóch lat.
W pewien sposób rzuca to nowe światło na postać graną przez Chrisa Pine’a. W pierwszej części portretowany przez niego Steve Trevor był młodym żołnierzem. Jak zostanie rozwiązana kwestia upływu czasu pomiędzy oboma odsłonami? Być może Pine zagra potomka Trevora? Z pewnością jednak ujrzymy go w ten lub w inny sposób, gdyż Patty Jenkins zapowiadała już, że aktor pojawi się na ekranie.
W obsadzie ponadto znaleźli się Pedro Pascal („Gra o tron”, „Narcos”), Ravi Patel („Dziadek z przypadku”) i Gabriella Wilde („Carrie”). Na razie nie ujawniono, kogo zagrają.