REKLAMA

Sielanka nie mogła trwać wiecznie. Trzy książki Guya Gavriela Kaya opisywanie przeze mnie na łamach Playbacku można śmiało nazwać kawałem naprawdę dobrej literatury z przebłyskami geniuszu. Tym razem, Kay postanowił napisać coś zupełnie innego. Niestety, w efekcie otrzymaliśmy książkę po prostu przeciętną.

11.03.2010
19:07
Rozrywka Spidersweb
REKLAMA

Głównym bohaterem Ysabel jest 15-letni Ned Marriner, Kanadyjczyk, który razem z ojcem (znanym fotografem) wyrusza do Prowansji, obfitującą jak wiadomo w malownicze krajobrazy (niezmiennie pięknie i z pasją opisywanie przez Kaya). Ned jest zwyczajnym chłopakiem, doceniającym i korzystającym z dobrodziejstw technologii w codziennym życiu. Młody Marriner słucha Coldplay z iPoda, gra w Guild Wars, a rozwiązań problemów szuka w Google. Na miejscu, gdzie ojciec rozpoczyna pracę nad albumem poświęconym tym rejonom, chłopak poznaje swoją rówieśniczkę, Kate i oboje, jak można przewidywać, wplątują się w niezwykłą przygodę i konflikt, toczący się od wielu pokoleń.

REKLAMA

Osią fabuły jest właśnie ów konflikt, rywalizacja dwóch mężczyzn o ich ukochaną Ysabel. Celt i Rzymianin toczą walkę od około dwóch tysięcy lat i za każdym razem stawką jest nie tylko idealna kobieta, ale także byt całych cywilizacji. (Przypominają się trochę "Lwy Al-Rassanu".) W wigilię celtyckiego święta Beltaine obaj oponenci mają rzucić sobie rękawice raz jeszcze, a duch Ysabel porywa ciało asystentki ojca Neda - Melanie. Ned dowiaduje się o korzeniach swojej rodziny, co umożliwia mu wniknięcie na teren zmagań, odkrywa w sobie także pewne nowe, nadludzkie umiejętności i razem z Kate lądują w samym środku mityczno-historycznej zawieruchy.

Ysabel

Ciekawym zabiegiem jest przenikanie się obu światów - realnego, teraźniejszego i dawnego, gdzie wszelkie techniczne zabawki człowieka XXI wieku nie mają racji bytu. Ned nie raz przekona się, że gdy komórka traci zasięg, a iPod jest całkowicie bezużyteczny, trudno jest się dostosować i poradzić sobie w nowych realiach.

Niestety, bardzo trudno jest utożsamić się z głównym bohaterem. Boli to szczególnie, gdy przypomnę sobie poprzednie książki Kaya, gdzie występujące na kartach powieści postacie były wyraziste, intrygujące i niejednoznaczne. Ned jest bezbarwny, nieciekawy, poza tym starszemu czytelnikowi trudno będzie identyfikować się z piętnastolatkiem. Podobnie reszta bohaterów, niestety żaden z nich (może prócz wujka Neda, który jednak pojawia się epizodycznie) nie wywołuje emocji i tak naprawdę nikt nie odczułby specjalnie gdyby kogoś zabrakło.

W związku z powyższym, ciężko ustalić, do kogo Kay kieruje swoją powieść. Wiek bohatera, a także konstrukcja jego losów (chłopak, który nagle znajduje się w centrum wydarzeń mających wpływ na cały świat, równie nagle dowiadujący się o swoich nadzwyczajnych zdolnościach) mogłyby sugerować, że "Ysabel" kierowana jest do nastoletniego czytelnika, fana np. "Harry'ego Pottera", ale specyficzny styl Kaya, jego tendencja do układania malowniczych opisów natury świadczyłyby o czymś zgoła innym. Tak naprawdę zadowolona nie zostaje żadna opcja. Efekt jest taki, że dojrzały czytelnik nie potrafi utożsamić się z Nedem, a młodszy nie będzie potrafił przedrzeć się przez litanie z pietyzmem dobieranych epitetów.

Co mnie najbardziej zmartwiło, kompletnie zginęła gdzieś magia, obecna w poprzednich tomach, ta mistyczna atmosfera okalająca każdą kartę "Tigany" czy "Lwów Al-Rassanu" choćby. Nie ma w "Ysabel" nic z polotu, oryginalności i indywidualności - zdaje się jakby Kay pracował nad nią od 14.00 do 18.00 każdego dnia z przerwą o 16.00 na kawę i ciastko, odpuszczając sobie niedziele i soboty, by przeznaczyć je na rozmowy przez telefon ze swoim wydawcą ("- A wątek romansowy jest? - No nie. - To ma być!"). Po prostu bije od "Ysabel" taka niemiecka solidność. Nie ma tu już symbolicznych scen, jak ta kiedy Devin po raz pierwszy usłyszał nazwę Tigana czy nawet przejmującego zakończenia, jak ostatnia walka w "Lwach Al-Rassanu".

REKLAMA

O ile światy przedstawione w poprzednich powieściach Kaya wydają się dopieszczone, malowniczo błyszczące tudzież niepokojąco przybrudzone, to świat w "Ysabel" potraktowano zdawkowo, jawi się on jako niewyraźny, chaotyczny, przez co nie da się weń wtopić i ulec magii prozy Kaya. Nawet nie wiadomo kim do końca jest tytułowa Ysabel i jakimi motywami się kieruje. Postacie odwiecznych wojowników - Phelana i Candella również pozostawiają wiele do życzenia, jakoś kompletnie nie wzbudzają respektu, gdzie im tam np. do wielkich wojów z "Lwów…" - Rodrigo Belamonte czy Ammara ibn Khairana.

Jestem naprawdę rozczarowany "Ysabel". To dobrze, że Kay postanowił nie stać w miejscu i zmienić nieco koncepcję swojego pisarstwa, ale okazało się, że średnio się w nowej formie odnajduje. Wciąż da się wyczuć jego specyficzny styl, ale tak naprawdę wszystko to, czym zachwycał w poprzednich pozycjach gdzieś przepadło. Brnąc dalej w powieść ciągle miałem nadzieje że może na następnej stronie Kay zaskoczy jakąś symboliczną sceną, zwrotem akcji, pokaże inną stronę któregoś z bohaterów… Daremnie. Dobrnąłem kompletnie bez emocji do rozczarowującego zakończenia. Fajnie, że możemy sobie poczytać o uroku Prowansji, ale to za mało, by uznać tę powieść za wartą uwagi pozycję w dorobku Kaya. Może gdyby to była pierwsza książka tego autora, jaką mam okazję poznać, byłbym jej gorącym zwolennikiem, natomiast znając możliwości, talent i umiejętności Kaya, mogę być tylko i wyłącznie rozczarowany.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA