10 sezon „Z Archiwum X” na razie jest przeciętny. A to zdecydowanie za mało na powrót wszech czasów
Kiedy wraca serial, który zmienił świat telewizji, ciężko nie mieć wygórowanych oczekiwań. Dlatego byłem przekonany, że powrót po latach będzie równie rozczarowujący, co film „Chcę wierzyć”. Myliłem się. Bo aż tak źle nie jest.
„My struggle” to pierwsza część pilotowego odcinka krótkiego, dziesiątego sezonu „Z Archiwum X” (epizod liczo. Setki tysięcy fanów na całym świecie czekało na powrót ich ulubionych postaci ponad dekadę. I te wróciły. Bezwstydnie żerując na naszej nostalgii. Bo tak, ja również jestem fanem, o ile nawet nie fanbojem.
Pierwsza połowa odcinka to coś, co fani lubią najbardziej. Byłem zaskoczony jak bardzo serial z 2016 roku przypomina swoją formą stare, najlepsze sezony. Powolnie rozwijająca się akcja, bez pośpiechu, starannie opowiadana. Intrygująca, ciekawa, z dobrymi dialogami. Zręcznie wytłumaczone losy bohaterów, szczypta bardzo charakterystycznego dla serialu humoru. Generalnie jest wszystko to, co powinno być. Para agentów, choć wizualnie się zestarzała, nadal jest przyjemnością do oglądania. A wszystko to oplecione tajemniczą, ambientową, niepokojącą muzyką Marka Snowa.
- Jest dobrze, jest naprawdę bardzo dobrze – pomyślałem. Niestety, potem zaczęła się druga połowa odcinka.
To niewiarygodne jak można było do czegoś takiego dopuścić. Twórcy takich seriali, jak „Breaking Bad” czy właśnie stare „Z Archiwum X” powinni mi zaserwować rozrywkę najwyższego poziomu, a ja powinienem zdecydować, czy to w moim guście, czy też nie. Tymczasem rozwinięcie akcji odcinka należy do jednego z najbardziej niezdarnych, jakie widziałem.
Niezdarny… tak, to dobre słowo.
Odcinek "My Struggle" wygląda tak, jakby kręciły go dwa zespoły. Pierwszy, złożony z weteranów znakomitości i drugi, który na co dzień zajmuje się vlogami na YouTubie. Kwestie w dialogach na siłę nawiązujące do sentymentów i starych onelinerów. Rozwinięcie akcji naiwne i… no właśnie, niezdarne. Serial po raz wtóry zrywa z kanonem fabularnym (co nigdy mu na dobre nie wyszło) i na dodatek całą sprawę załatwia dosłownie w kilka minut. Kilka lat fabuły serialu zostały odrzucone przez Muldera, osobę dla której było to całe życie w jakieś, na oko, trzy minuty czasu antenowego. Dialogi temu towarzyszące, tak bardzo drewniane i tak bardzo wymuszone, nie pomagają. Zwłaszcza, że sam pomysł na nową historię wcale nie jest zły. Niestety, bardzo rozczarowało wykonanie.
Na szczęście mam jeszcze nadzieję. Sami twórcy, na przeróżnych konferencjach, konwentach i w wywiadach zauważali, że gdyby musieliby wskazać najgorszy odcinek nowego sezonu, to byłby to właśnie pierwszy. Ten, w którym zawiązuje się nowa intryga, w którym starzy bohaterzy muszą się wytłumaczyć z tego, co robią na ekranie i jaka będzie ich rola.
Trzymam kciuki za kolejne odcinki. Na pewno dziś będę równie napalony czekał na drugą część tego pilotowego, a jako fanboj serii, zapewne pochłonę i kolejne epizody. Na razie jednak jest poniżej oczekiwań.