REKLAMA

Przed wami Bonnie i Clyde ery Instagrama. Recenzujemy film „Zabójczy kochankowie”

Film „Zabójczy kochankowie”, który trafił do serwisów VOD, to szalone kino drogi opowiadające o pogoni za sławą, pieniędzmi, niezależnością i... lajkami.

Oto Bonnie i Clyde ery Instagrama. Zabójczy kochankowie - recenzja filmu
REKLAMA
REKLAMA

Młoda dziewczyna z małej mieściny o imieniu Arielle (w tej roli Bella Thorne) marzy o tym, by wyrwać się z życiowego dołka i rozpocząć w końcu samodzielne życie. Według niej, jedynym skutecznym i szybkim środkiem do tego celu jest... osiągnięcie sławy w mediach społecznościowych. Gdy Arielle poznaje Deana (Jake Manley) splot nieoczekiwanych zdarzeń sprawia, że oboje są zmuszeni ruszyć w drogę. Podczas podróży postanawiają napadać na przydrożne sklepy. Pieniądze z napadów to jednak nie wszystko, bo Arielle zaczyna nagrywać ich skoki na telefonie i publikować je online.

Jeśli czytając opis filmu „Zabójczy kochankowie” pojawiają wam się w głowach trochę sprzeczne komunikaty, to jesteście na dobrym tropie.

Bo tak, film ten jest rzeczywiście współczesną, i świadomą tego, wersją „Bonnie i Clyde’a” tyle że z kolorowymi ciuchami oraz muzyką synthwave w ścieżce dźwiękowej. Sęk w tym, że to, co oglądamy na ekranie jest zwyczajnie... głupie. Chodzi mi konkretnie o zachowanie i motywację postaci granej przez Bellę Thorne. Arielle przez cały film zachowuje się jak idiotka. Powiedzieć, że na każdym kroku podejmuje złe i bezsensowne decyzje, to nie powiedzieć nic. I nie chodzi tu nawet o sam fakt tego, że dziewczyna nagrywa liczne napady na sklepy na smartfonie i publikuje je w sieci. To jedna kwestia.

Druga to próba znalezienia jakiejkolwiek logiki w zyskaniu sławy w ten sposób, gdy na karku ma się policję, FBI i wiadomo jak to się wszystko ostatecznie skończy. Można by w tym znaleźć oczywiście jakiś przewrotny sens, a całą historię uznać za zjadliwą satyrę na współczesnych ludzi zapatrzonych w smartfony jak zombie i łaknących wirtualnej uwagi w postaci lajków niczym powietrza. Gdzieś tam „Zabójczy kochankowie” dotykają tego zagadnienia, ale, moim zdaniem, twórcom zabrakło odpowiedniej finezji i wyczucia ironii, by to wyraźnie zaznaczyć. Ton całości jest zbyt poważny.

Film ten ogląda się niczym miksturę „Spring Breakers” z „Drive”, tyle że stworzoną przez kogoś, kto nie do końca zrozumiał te produkcje.

Można oczywiście odczytywać motywacje Arielle także jako desperacką próbę wyrwania z korzeniami jej dotychczasowego życia, totalną transformację, bunt, frustrację, tyle tylko, że film nie pokazuje nam niczego w jej egzystencji co wymagałoby aż tak drastycznych środków. Ktoś może stwierdzić, że ona  tak naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, że pogoń za lajkami w social mediach w ten sposób prowadzi do nikąd, i świadomie wyrusza na drogę samozniszczenia. Ale, jak wyżej, w filmie nie widać żadnego wiarygodnego uzasadnienia takich działań.

No chyba, że celem twórców było po prostu pokazanie dokąd prowadzi ludzi głupota i postanowili w ten sposób ponaśmiewać się ze współczesnych influencerów/celebrytów online. Tylko, nawet jeśli, to zbyt słabo wybrzmiało.

Wszystko to prowadzi do trochę niepotrzebnych frustracji.

Bo rozumiem, że twórcy chcieli zafundować widzom podkręconą do maksimum szyderę z ludzi opętanych manią social mediów (w pewnym stopniu nawet się to im udaje), ale szkoda, że po drodze nie wymyślili lepszych motywacji głównej bohaterki. A może nawet nie tyle lepszych co bardziej czytelnych. „Zabójczy kochankowie” to więc jeden z tych filmów, który miał niezły punkt wyjścia i pomysł, ale gorzej już z jego rozwinięciem.

Ale, zostawiając na chwilę na bok większe równanie, sama postać Arielle jest ciekawa jako obiekt socjologicznych obserwacji. Zaryzykuję stwierdzenie, że zapewne nie brak w obecnym świecie ludzi, którzy przynajmniej myślą tymi samymi kategoriami co ona i pewnie tylko resztki zdrowego rozsądku hamują ich przed dokonaniem tego, co oglądamy na ekranie.

Także i Bella Thorne, wcielająca się w Arielle, robi dobre wrażenie.

To jej film i sprostała tej odpowiedzialności. Jej charyzma, szczeniacka arogancja i dziewczęcy urok stanowią mieszankę wybuchową. Nie jest to może rola na miarę Oscara, ale przyznaję, że pozytywnie się zaskoczyłem.

Gorzej niestety z jej ekranowym partnerem. Jake Manley wypada przy niej blado, choć może taki był zamiar twórców. Jeśli tak, to mimo wszystko jest to dziwna artystyczna decyzja, bo Manley nie tylko jest w cieniu Thorne, ale też i jego postać kompletnie nie współgra z Arielle. Z jednej strony rozumiem, że zostało to tak rozpisane, by miedzy nimi pojawiały się tarcia i tym samym popychały dramaturgię między napadami do przodu, ale dość szybko widzimy, że Dean nadaje na zupełnie innych falach, a mimo to dalej brnie w to całe bagno. Co jest kolejnym wątkiem powodującym u widza frustrację ze względu na złe zaakcentowanie motywów scenariuszowych.

Oczywiście, jak zawsze przy okazji tego typu produkcji, pojawić się też mogą głosy dotyczące gloryfikacji przemocy, tutaj jeszcze w dodatku z posypką social mediowego fejmu.

Granica między satyrą i wypunktowaniem patologii nierzadko na ekranie przybiera formę atrakcyjnej laurki dla socjopatycznych zachowań. Nawet jeśli bohaterowie tego typu opowieści zazwyczaj źle kończą, to odchodzą jako niemalże romantyczni buntownicy. Ale tego typu rozważania zostawiam już każdemu widzowi z osobna.

REKLAMA

Na pewno „Zabójczy kochankowie” prezentują się bardzo dobrze od strony wizualnej. Nie znajdziecie tu wprawdzie fajerwerków, ale obraz jest pełen nasyconych barw, zdjęcia i montaż wykonane solidnie, muzyka, jak wspominałem wyżej, to głównie sythwave. Ogółem dostajemy więc „Urodzonych morderców” (tak wiem, dużo tu tropów filmowych, do których można nawiązać) uszytych specjalnie dla pokolenia Instagrama i TikToka. Choć też i starsi widzowie, lubujący się w tego typu historiach, znajdą co nieco dla siebie. Całość wabi punktem wyjścia i miłą dla oka i ucha formą. Słabe punkty, to rozwinięcie pomysłów, scenariuszowe problemy oraz koniec końców brak oryginalności, bo tego typu filmy już gdzieś każdy z was raczej widział.

Film „Zabójczy kochankowie” możecie od dziś obejrzeć w takich serwisach jak Cineman.pl, vod.pl czy Premiery CANAL+.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA