Niekryty Krytyk jest pierwszym polskim vlogerem, który zyskał rozgłos na miarę swoich zachodnich kolegów. Po spektakularnej popularności na YouTube nadeszła pora na rozszerzenie swojego portfolio o książkę. Maciej Frączyk zachęcony sukcesem "Zeznań Niekrytego Krytyka" chwycił za pióro po raz drugi i... "Nie przejdziemy do historii" okazuje się być bardzo uzasadnionym tytułem.
Mam wielki szacunek do Niekrytego Krytyka za to, że unika "złej" interakcji z tzw. "branżą". Nie garnie się do pyskówki czy udziału w wybuchających tu i ówdzie wojenkach. Frączyk doskonale zdaje sobie sprawę z marketingowego potencjału wykreowanej marki i woli przekuć go w twardą walutę, niż położyć swoją reputację na szali celem zdobycia kilku nowych widzów (czego świadkami ostatnio byliśmy dość często). O "Zeznaniach Niekrytego Krytyka" pisał Czarny Iwan, a werdykt był miażdżący: choć z jajem, treścią nie różniła się od rewelacyjnych e-booków z cyklu "Jesteś milionerem" czy "Sukces na wyciągnięcie ręki".
Powyższa zajawka jest dość wymowna i zgodna z prawdą, choć - trzymając się muzycznych metafor - Paganinim pióra Frączyk nie jest. Lepiej pasuje Kurt Cobain - wszyscy go kojarzą (utalentowany, umarł młodo), lecz poza "Smells Like Teen Spirit" nikt nic słyszał. Szlify zdobyte podczas jednoosobowego talk show zaprocentowały i faktycznie książka bawi niektórymi porównaniami czy one linerami, ale jako całość nie różni się od popołudniowej ramówki TVN-u. "Nie przejdziemy do historii" wypełniają felietony tematyką zbliżone do filmów z YouTube, czyli - fani mi nie wybaczą - pitu-pitu o wszystkim i o niczym. Średnio rozgarnięty osobnik czytający książki do wniosków zawartych w e-booku doszedłby bez problemu sam. Pytanie: tylko po co? Niestety w książce nie znalazłem niczego, co faktycznie wzbogaciłoby mnie choć o pierwiastek egzystencjalnej mądrości i skłoniło do pochylenia się nad zjawiskiem.
Jednak podstawowym problemem Niekrytego Krytyka jest mistrzostwo w naszym narodowym sporcie: narzekaniu (no!, w jego artystycznej odmianie). Frączyk potrafi marudzić z humorem i nie powoduje tym samym wzrostu sprzedaży konopnych sznurów, ale trucizna dawkowana małymi porcjami prędzej czy później odbije się na organizmie.
Przepis na sukces? Komunały w kabaretowej formie. Ja tego nie kupuję, ale "Nie przejdziemy do historii" i tak zagości w czytnikach wiernych wyznawców Frączyka - co do tego nie mam żadnej wątpliwości.