Takie filmy powstają tylko po to, żeby zapełniać serwisy VOD. „Ziemia i krew” - recenzja
Netflix potrzebuje stałego dopływu produkcji. Połączenie ilości z jakością to jednak wyzwanie, któremu największy serwis VOD często w przeszłości nie był w stanie podołać. Część filmów i seriali produkowanych przez platformę to po prostu swoiste zapychacze. A „Ziemia i krew” nawet na ich tle wyróżnia się wyjątkowo negatywnie.
OCENA
Nikt nie twierdzi oczywiście, że Netflix czy jakakolwiek inna firma produkcja musi zawsze trafiać w „dziesiątkę”. To tak naprawdę nie jest możliwe. Nawet Disney w ostatnich latach oprócz wielu produkcji bijących rekordy w box office wypuścił do kin kilka nieprzemyślanych filmów, które kosztowały wytwórnię więcej niż były w stanie zarobić. A przygotowanie oferty serwisu VOD jest tak naprawdę jeszcze trudniejsze. Zwłaszcza odkąd w Hollywood ruszyła moda na zakładania własnych platform streamingowych.
Sprawiło to, że liczba produkcji na licencji pojawiających się w bibliotece serwisu Netflix została znacząco ograniczona. Firma przewidziała jednak ten ruch ze strony konkurencji i zawczasu postawiła na rozwój swojej bazy nowości w Europie i Azji. Czego efektem jest m.in. debiutujący dzisiaj na platformie francuski film „Ziemia i krew”. W teorii zapowiadający się dosyć ciekawie jako połączenie poważnego dramatu i brutalnego kina akcji. Niestety, na teorii się skończyło.
„Ziemia i krew” to film, który nie ma na siebie absolutnie żadnego pomysłu.
Gatunkowe misz-masze to we współczesnym kinie nic nowego. Jest jednak zauważalna różnica między łączeniem najlepszych cech różnych filmowych typów, a wrzuceniem różnych elementów do jednego worka i zamieszanie zawartością na ślepo. W tym drugim przypadku efektem końcowym jest zwykle produkcja pozbawiona własnego stylu, ciekawych bohaterów i emocjonalnej zawartości, a przy tym przeważnie fabularnie przewidywalna. A powyższy opis idealnie pasuje do „Ziemi i krwi”.
Film w reżyserii Juliena Lecclerqa otwiera scena napadu czwórki zamaskowanych przestępców na komisariat policji. Ich celem jest zdobycie torby pełnej czystej kokainy. Akcja okazuje się jednak tylko połowicznym sukcesem, bo towar zostaje okupiony śmiercią dwójki złodziei. Zdesperowani ocaleni postanawiają w tej sytuacji wywinąć numer szefowi grupy przestępczej, który zatrudnił ich do skoku i zamiast tego ukryć towar w tartaku należącym do głównego bohatera produkcji.
Said to mężczyzna w średnim wieku, który właśnie dowiedział się o swojej chorobie nowotworowej, ma też długi i niedosłyszącą córkę z talentem artystycznym. W zamierzeniu twórców jego tragiczna historia ma stanowić bazę dla powagi „Ziemi i krwi”. Problem w tym, że poza wspomnianymi w poprzednim zdaniu informacjami widz nie dowiaduje się o nim nic więcej. A ciągnący się długimi minutami wątek jego problemów finansowych finalnie nie prowadzi do niczego konkretnego.
„Ziemia i krew” trwa zaledwie 80 minut, a mimo to jest przeraźliwie nudnym filmem.
Nie tylko Said cierpi na niedobór charyzmy i odpowiedniej charakteryzacji. To samo można powiedzieć o wszystkich bohaterach, snujących się po ekranie od jednej idiotycznej decyzji do następnej. Jestem przekonany, że po zakończeniu seansu olbrzymia większość widzów nie będzie pamiętała imienia żadnej z postaci. Problem też w tym, że jak na film kreujący się na ambitną, realistyczną i poważną opowieść, „Ziemia i krew” ma bardzo mało do powiedzenia. To tak naprawdę dzieło o niczym, które zdaje się mówić tylko, że zbrodnia nie popłaca. Nie jest to przesadnie odkrywcza lekcja.
Wszystko to byłoby jeszcze możliwe do wybaczenia, gdyby sceny akcji we francuskiej produkcji stały na odpowiednim poziomie. Niestety, każda tego typu sekwencja w „Ziemi i krwi” została nakręcana w sposób staroświecki i bez pomysłu. Finałowa konfrontacja jest też do bólu przewidywalna, a jednocześnie cokolwiek bezsensowna. Gdy były agent wywiadu lub seryjny zabójca bez problemu radzi sobie z siódemką przestępców, to widz nie wątpi w wiarygodność takiego przebiegu zdarzeń. Ale jakie szanse powinien mieć chorujący na nowotwór właściciel tartaku w średnim wieku z grupą uzbrojonych w karabiny maszynowe zabójców? Każdy z nas może łatwo odpowiedzieć sobie na to pytanie. Podobnie niedopasowane do ogólnego stylu produkcji elementy zdarzają się tu zresztą częściej.
W nowym filmie Netflix France znajdziemy dwie niezwykle brutalne sceny, które zaburzają całą estetykę i sprawiają bardzo dziwne wrażenie na tle wcześniejszych minut.
Netflix ma w swojej bibliotece mnóstwo przeciętnych czy najzwyczajniej w świecie słabych produkcji. Ale nawet tym mniej udanym dziełom jak „Grzechotnik” czy „Platforma” nie sposób było odmówić pomysłu na siebie. „Ziemia i krew” jest standardowa do bólu, a jednocześnie nie jest w stanie wypełnić najbardziej podstawowych elementów niezbędnych w dramacie z elementami kina sensacyjnego. Mówiąc wprost, nawet niskobudżetowe produkcje mające na celu wypełnić ramówkę na danym miesiąc, powinny stać na wyższym poziomie.