Polska jako mocarstwo w „Chamie z kulą w głowie” otumania niczym wódka. Oceniamy nową powieść Ziemowita Szczerka
Franciszek Kary jest nie tylko tytułowym chamem z kulą w głowie, ale również bękartem, zdrajcą narodu polskiego i pijakiem. Z takim bohaterem Ziemowit Szczerek wprowadza nas do świata wyjętego z mokrego snu narodowców, w którym Rzeczpospolita jest światowym mocarstwem.
OCENA
Pozycję światowego mocarstwa udało się Rzeczpospolitej zdobyć, bo nie było II wojny światowej. Zamiast podbić Polskę, Hitler spadł ze schodów i się zabił. Zagrozić ładowi demokratycznemu mogli więc już jedynie Rosjanie, ale zachodnie państwa postanowiły wzmocnić nasz kraj, aby oddzielić się od nich najgrubszą z możliwych kreską. Tak trwaliśmy na straży porządku z Warszawą w roli stolicy, która nie musiała odbudowywać się z popiołów, a mogła spokojnie dążyć ku należnemu jej tytułowi Buenos Aires Słowiańszczyzny, w którym Polacy, Żydzi i Ukraińcy bawią się wspólnie pod łukami triumfalnymi.
Jest to, jak już można się domyślić, wizja utopijna, a tym samym nieprawdziwa.
Ziemowit Szczerek trafnie w „Chamie z kulą w głowie” punktuje nasze narodowe przywary ze skłonnością do nienawidzenia inności na czele. Polska w jego wizji była przez lata rozrywana wojenkami domowymi, a co za tym idzie, wciąż wielu chce, aby wszyscy napomknięci wcześniej Żydzi, Ukraińcy i inne mniejszości wróciły do siebie. Albo nawet nie wróciły, tylko zniknęły. W tej historii alternatywnej słychać nie tylko echa naszej prawdziwej historii, ale również wydarzeń aktualnych, dziejących się tuż obok. Zresztą nie tylko takie paralele są sygnalizowane, ale znana nam rzeczywistość jest też zabawnie puentowana, wyśmiewana i parodiowana.
Tym samym świat przedstawiony jest nie tyle obcy, co dziwnie i niebezpiecznie znajomy. Kolejne jego zakamarki i tajemnice przychodzi nam odkrywać za sprawą Franciszka Karego, który, jakby nie było, był przecież komadosem. W ramach zadań specjalnych brał udział w niebezpiecznych misjach, aż w końcu zdezerterował. Chociaż nie jest to takie jednoznaczne, został uznany za zdrajcę narodu. Udało mu się wyjść z więzienia i teraz pracuje jako detektyw. To on próbuje rozwikłać pewną sprawę między jedną a drugą kolejką, między trzecią a czwartą kreską i między piątą a szóstą inną dowolną używką. Nałogi i tabletki zwane Superkogutkami pozwalają mu zwalczyć nieznośny ból głowy wywoływany umieszczoną w niej, w zastępstwie kawałka czaszki, metalową płytką, którą trzeba było wstawić po tym, jak wiedziony pijackim patriotyzmem został w nią ranny.
Przez całą opowieść towarzyszy mu jakaś niezdefiniowana siła, coś co pełni rolę narratora.
Ukrywanie jego tożsamości do samego końca usprawiedliwia znane już z twórczości Szczerka zabawy z językiem. Składnia u autora jest jakaś inna, stylistyka udziwniana, szyk zmieniany a i powtórzeń nie brakuje. Język się rozpada, aby reaktywować skostniałe zabiegi, a wszystko tu staje się przestylizowane. Często przeczytamy chociażby, że Kary jest detektywem, nawet jeśli nosi skóry a nie prochowiec, wyjętym z powieści noir. Autor obnaża w ten sposób konwencję, z której korzysta.
Dzieje się to na zasadach podobnych jak w „Szmirze”, gdzie Charles Bukowski nieraz wprost zwracał naszą uwagę na absurdy, jakimi rządzi się dana konwencja. Szczerek robi to samo, ale jednocześnie odnosi się do nich z sympatią, jeśli nie z uwielbieniem. Korzystając z kolejnych klisz i je uwypuklając, wpuszcza do nich własną oryginalną wrażliwość artystyczną.
Fabuła jest prostsza, niż wydaje się w trakcie lektury.
Szczerek zawija kolejne wątki w pętle, które rozplątuje za pomocą szkatułkowej narracji. W tym mariażu czarnego kryminału, powieści pijackiej i historii alternatywnej główny bohater spotyka się, najczęściej przy kieliszku, z kolejnymi postaciami, a każda z nich skrywa swoją własną, ciekawą historię. Dzięki Żydowi, który postanowił przejść na rzymskokatolicki ateizm, czy Ukraińcowi, który pragnie pozbyć się łatki zagranicznego konstruktu kulturowego, przedstawiana rzeczywistość zdaje się ciągle ewoluującym, żywym organizmem. Wszystko jest tu w jakiś sposób ze sobą połączone kolejnymi nerwami, żyłami i synapsami.
Trudno może być jednak wpaść w rytm „Chama z kulą w głowie” osobom, które nie miały do tej pory styczności z twórczością Ziemowita Szczerka. Jeśli jednak się nie poddadzą, czeka ich całkiem przyjemna lektura, a w świecie przedstawionym zechcą pozostać dłużej niż będzie im to dane.