REKLAMA

W serialu na podstawie swojej książki gra gościa, który podaje kiełbaski. Z Wojciechem Chmielarzem rozmawiamy o ekranizacji „Żmijowiska” od Canal+

„Żmijowisko” to nowy serial Canal+, który premierę będzie mieć jeszcze w tym roku. To historia oparta na bestsellerowej powieści Wojciecha Chmielarza, która opowiada o zaginięciu nastolatki i skomplikowanych relacjach międzyludzkich. O tym, czego możemy spodziewać się na małym ekranie, rozmawiamy z autorem książki.

zmijowisko wojciech chmielarz
REKLAMA
REKLAMA

Właśnie zakończyły się zdjęcia do serialu „Żmijowisko” w reżyserii Łukasza Palkowskiego. Produkcja oparta jest na prozie Wojciecha Chmielarza – w 2018 roku polski pisarz wydał bestseller o tym samym tytule. „Żmijowisko” to mieszanka dramatu psychologicznego, thrillera i kryminału. Pewnej nocy, kiedy grupa dawnych znajomych jest na krótkim wypadzie, na Pomorzu, znika Ada (Hanna Koczewska), córka jednego małżeństwa, Kamili (Agnieszka Żulewska) i Arka (Paweł Domagała). To wydarzenie zaważy na przyszłości nie tylko ich, ale i całej ekipy znajomych. Sielski wypoczynek przeradza się w dramatyczne chwile, a pożądany i długo wyczekiwany spokój znika na zawsze. Kto jest odpowiedzialny za tę tragedię? I co te straszne wydarzenia mówią nam o ludzkiej naturze?

W serialu zobaczymy m.in. Pawła Domagałę, Agnieszkę Żulewską, Hannę Koczewską, Cezarego Pazurę, Piotra Stramowskiego, Davinę Reeves-Ciarę i Wojciecha Zielińskiego. Zdjęcia powstawały od kwietnia 2019 roku. Autorami scenariusza serialu są Wojciech Chmielarz i Dana Łukasińska.

Wojciech Chmielarz dla Rozrywka.Blog – wywiad o serialu „Żmijowisko” od Canal+

 class="wp-image-309808"

Joanna Tracewicz: Mamy powieść, scenariusz, ale jest też podobno rola w serialu „Żmijowisko”. Jakie jest twoje zaangażowanie w projekt?

Wojciech Chmielarz: Tak, znaleziono dla mnie małą rólkę. (śmiech) Będę mógł wystąpić i pokazać swoją twarz na małym ekranie. Jest to fantastyczna i satysfakcjonująca mnie aktorsko rola człowieka, który rąbie drewno i… podaje kiełbaski na grilla. (śmiech) To jest maksimum moich umiejętności aktorskich. Wszyscy mówią, że skradłem tę scenę, więc myślę, że widzowie będą zadowoleni.

Ma jakąś kwestię ta postać?

Tak! To rola mówiona. Moja kwestia, jeśli dobrze pamiętam, brzmi: „Kurczę, sam sobie w takim razie je porąb!”. W kolejnym ujęciu, kiedy podaję kiełbasy, nie mogłem nic powiedzieć, bo mi zabrali mikrofon.

Nie pamiętam takiego bohatera z twojej książki (śmiech). To jak wygląda sprawa z różnicami pomiędzy serialem „Żmijowisko” a powieścią „Żmijowisko”?

Tak, oczywiście, będą różnice pomiędzy książką a serialem. Wynika to z tego, że język literacki jest zupełnie inny niż język scenariusza, język filmu. W związku z tym są pewne rzeczy, które naturalnie wyglądają na kartach książki, ale nie zdałyby egzaminu na ekranie. Mogę sobie napisać w powieści, że Arek idzie i nagle o czymś sobie przypomina. Ale gdybyśmy mieli scenę, w której Paweł Domagała idzie ulicą i nagle staje, a potem wali się w czoło dłonią i mówi: „Ojej, przypomniałem sobie, że…”, to widzimy, że to nie ma sensu. Trzeba więc napisać to inaczej, inaczej rozłożyć akcenty, żeby to zadziałało i żeby widz wiedział, dlaczego główny bohater doszedł do takich, a nie innych przemysleń.

Mimo różnic, moim zdaniem – jako autora książki i współautora scenariusza, który napisałem wraz z Daną Łukasińską – to jest najwierniejsza ekranizacja tej powieści, jaka mogła powstać.

Od początku chciałeś, aby tak było?

Właśnie nie. To o tyle zabawne, że to w ogóle nie było moim celem, ani niczym celem, jeśli chodzi o osoby z produkcji serialu. Natomiast po prostu – i to jest jakaś moja satysfakcja jako pisarza – ilekroć próbowaliśmy wprowadzać znaczące zmiany do fabuły, okazywało się, że cała intryga się rozwala. To przestawało mieć sens.

Jak to jest przepisywać tak naprawdę na nowo historię, którą tak dobrze się zna? Spędziłeś mnóstwo godzin, pisząc „Żmijowisko”, kreśliłeś, nadpisywałeś, kreowałeś świat, a teraz trzeba to zrobić właściwie jeszcze raz…

I tutaj trzeba wspomnieć o gigantycznej zasłudze Dany Łukasińskiej.

Mogła spojrzeć świeżym okiem na tę historię?

Tak, dokładnie o to chodzi. Ale nie tylko. Dana potrafi pisać scenariusze, a ja tego nie potrafiłem do tej pory. Zresztą cały czas powiedziałbym, że jestem mocno początkujący. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy z producentami, to powiedziałem od razu: „Tak, ja chcę pisać scenariusz, ale… znajdźcie mi jakiegoś dobrego scenarzystę do pomocy”. A nawet nie, inaczej! Powiedziałem: „Znajdźcie mi dobrego scenarzystę, który będzie rządził, a ja mu będę pomagał”.

Od początku miałem takie podejście, że napisałem już książkę i wszystko, co chciałem zrobić w ramach tej historii po swojemu, zrobiłem właśnie w tej książce.

I tak łatwo jest oddać panowanie nad opowieścią, z którą – tak zakładam, że nie może być inaczej – jesteś emocjonalnie związany?

Jasne, jestem emocjonalnie związany z książką, a teraz jestem i emocjonalnie związany z serialem. Natomiast dla mnie najciekawsze jest właśnie to, co z tym dziełem dalej zrobią inni ludzie.

To nie jest trudne?

Nie, to jest najlepsze!

A jak to zepsują?

Po tym co już widziałem – wątpię. Ale najwyżej zepsują! Najbardziej interesujące jest to, jak ktoś patrzy na twoją historię, co z niej wyciągnie. Jakie znajduje w niej tony. Wiem, co chciałem zrobić, co chciałem napisać. Czytelnicy też to wiedzą i to znajdą w mojej książce. To, co jest teraz fascynujące, to jak ta niewiarygodnie utalentowana grupa ludzi wykorzystuje tę opowieść na nowo i co chce nam powiedzieć. Nie interesowało mnie wymyślenie sobie ekranizacji, a potem zrobienie jej tak, jak to od początku założyłem. I dobrze, bo obawiam się, że to byłoby dla widzów cholernie nudne.

Na pewno interesującym przeżyciem, także dla zwykłego widza, jest konfrontacja, już po przeczytaniu książki, z jej adaptacją. Chociaż czasem to potrafi być bardzo bolesne…

Oj, tak, zdecydowanie!

Na ile ta nowa forma opowiadania, mam tutaj także na myśli jakieś odstępstwa fabularne od oryginału, może zaskoczyć widza?

Trudno mi odpowiedzieć na razie na to pytanie, ale myślę, że nawet jeżeli ktoś czytał tę książkę, to będzie miał przyjemną konfrontację z tym, co zobaczy na ekranie. I mam tu też na myśli to, że dostrzeże, że na tę historię można było spojrzeć pod nieco innym kątem. Być może wyciągnie z niej coś nowego dla siebie.

A jak poradziliście sobie z przedstawieniem trzech linii czasowych?

Na etapie pisania scenariusza założyliśmy, że w każdym odcinku pojawi się tylko jeden epizod z każdej lini czasowej. Mamy tylko jedno „wtedy”, „pomiędzy” i „teraz”, i one są zawsze w tej samej kolejności. To przemieszanie tych różnych czasów pozwala stworzyć napięcie, ale też dzięki temu czytelnik posiada dużą „nad-wiedzę”. Gdyby ta książka powstała chronologicznie, to przez pierwszych 150 stron mielibyśmy nudną opowieść o tym, jak grupa trzydziestolatków z Warszawki przyjeżdża na agroturystykę. A tak wyciągamy z tej historii więcej, emocjonujemy się, bo wiemy, że to wszystko prowadzi do jakiejś tragedii. Zwracamy też uwagę na inne elementy, szczegóły. I tak też będzie w serialu. Serial zresztą rozpoczyna się – jeśli nic się nie zmieni – w tym momencie co książka.

Adaoma biegnie…

Nie. Najpierw jest rozdział o Kamili.

O Kamili? Pamiętam dobrze…

Wybacz, ale znam tę książkę lepiej od ciebie. (śmiech)

No nie wątpię! Tak, już pamiętam wstęp o Kamili.

Tak, niby znam lepiej, ale też już minęło trochę czasu, od kiedy ją pisałem. Były takie momenty na planie – a warto dodać, że 14 sierpnia wychodzi moja nowa książka, „Rana” i jestem w niej myślami – że podchodził do mnie ktoś z obsady, przedstawiał się i mówił kogo gra, a ja miałem przez chwilę w głowie: „co, cholera, kogo on gra, o co chodzi?”. Ale potem wszystko sobie przypominałem.

Kiedy pisałeś książkę, myślałeś o tym, że może ktoś ją kiedyś zekranizuje?

Nie. W trakcie tworzenia nie interesuje mnie etap ekranizacji. Wtedy jestem tylko skupiony na tym, żeby napisać jak najlepszą książkę. Myślenie w kategoriach: napiszę teraz książkę, bo ona będzie dobra do tego, aby potem na jej podstawie nakręcić film/serial, nigdy dla literatury dobrze się nie kończy. Napisałem takie książki, które nadawałyby się na film czy serial, ale napisałem też takie, które moim zdaniem nie sprawdziłyby się przy adaptacji. Ale wszystkie, mam nadzieję, są po prostu dobrymi książkami.

A jakie masz obawy w związku z tą ekranizacją, kiedy to wszystko już dochodzi do skutku?

Boję się jednego, chociaż to nie jest niczym uzasadnione. Od początku mówiłem, kiedy tylko przystąpiłem do tego projektu, że chcę, aby powstał dobry serial. Nie wierny, ale dobry. Więc jeśli czegoś się boję, to tego że ten serial nie będzie dobry.

Boisz się zarzutów czytelników, że stwierdzą „w książce było inaczej / książka była lepsza”? Bo to jest i komplement, i zarzut.

No dobra, boję się, że serial będzie lepszy! (śmiech) A tak na poważnie – nie boję się, że powiedzą „w książce było inaczej”. Znam wszystkie zmiany, które nastąpiły w stosunku do pierwowzoru książkowego, i potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak się stało. I każdą tę decyzję jestem w stanie obronić. Bo nie zrobiliśmy tego tylko po to, żeby „coś zmienić”. Próbowaliśmy pewne rzeczy wyjmować, dodawać, upraszczać, ale się nie dało – kiedy tylko chcieliśmy coś zrobić inaczej, ta historia się rozsypywała.

Miałem też pewne obawy podczas pisania scenariusza. Bałem się, że zrobimy coś, co zrozumieją tylko widzowie, którzy czytali książkę. A tego bardzo nie chciałem. I myślę, że tego nam się udało uniknąć.

Trzeba też uszanować to, że ten serial jest odrębnym dziełem. To jest dzieło Łukasza Palkowskiego i reszty ekipy, aktorów, którzy kreują te postaci i wkładają w nie mnóstwo od siebie. I jasne, nie jest tak jak w książce. Jest inaczej. I może być lepiej. Niech będzie lepiej.

To chyba też kwestia, jeśli takie zarzuty by się pojawiły, przywiązania do pierwowzoru, niezależnie, czy tym „oryginałem” byłaby książka, czy film.

Jasne, że tak. I to też jest miłe.

A wyobrażasz sobie nie uczestniczyć w ekranizacji swojej książki?

Nie, nie wyobrażam sobie tego. Miałbym gigantyczne nerwy, co się z tą historią dzieje.

Że nie masz nad nią kontroli?

Nawet nie chodzi o kontrolę. Chciałem po prostu być tego częścią, móc na bieżąco to obserwować, wiedzieć, w którą to stronę zmierza, bo gdybym tego nie wiedział, doprowadzałoby mnie to do szału.

Myślisz, że to będzie znaczący moment w twojej karierze, krok do przodu?

Mam nadzieję! Serial to jest niewiarygodna dla każdego pisarza okazja, żeby zaistnieć w świadomości odbiorców, którzy do tej pory moich książek nie czytali. Żeby moje nazwisko stało się bardziej rozpoznawalne.

A jest szansa na kontynuację „Żmijowiska”?

To jest bardzo ciekawe pytanie. Do tej pory odżegnywałem się od tego pomysłu, mówiąc, że na pewno nie będzie kontynuacji książkowej. Teraz już nie jestem tego taki pewien. Wracając z planu, miałem pewne pomysły, co mogłoby się jeszcze wydarzyć. Natomiast powiem tak: nie wykluczam kontynuacji serialowej. Gdyby była okazja nakręcić 2. sezon „Żmijowiska”, to jest to projekt, w który bardzo chętnie bym się zaangażował. A już nie jestem pewien, czy bym się chętnie zaangażował ponownie w pisanie książki na ten temat.

Dlaczego serial – tak, a książka – nie?

Bo znowu bym został z tą historią sam. Musiałbym mieć pewność, że ta opowieść jest stuprocentowo świeża, a nie jest to tylko odcinanie kuponów. Szczerość w relacji z czytelnikami jest dla mnie bardzo ważna. Nie chciałbym pisać książki tylko po to, żeby zarobić na niej pieniądze. Za każdym razem chcę opowiedzieć coś interesującego.

REKLAMA

Natomiast jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której siadam ja, siada Dana Łukasińska, siada Łukasz Palkowski i wspólnie się zastanawiamy, w jaką stronę możemy to pociągnąć. I mamy wspólne pomysły, bo oni też jakoś przeżyli tę historię. Tak mogłaby powstać kontynuacja „Żmijowiska”.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA