REKLAMA
  1. Rozrywka
  2. VOD
  3. Netflix

Netflix połączył reality show z... apokalipsą zombie. Jak wypadło Zombieverse?

Do biblioteki Netfliksa trafił unikalny koreański projekt, którego twórcy połączyli ze sobą zombie postapo oraz... reality show. Zgadza się: serial „Zombieverse” miksuje koncepcje - próbuje zaskoczyć i wprowadzić coś odświeżającego do typu telewizji, który określa się mianem reality competition lub reality game. 

09.08.2023
20:12
zombieverse 2023 serial netflix opinie reality zombie
REKLAMA

„Zombieverse” to zupełnie nowy koreański projekt Netfliksa, który łączy format reality TV z motywem apokalipsy zombie - a to wszystko w tonie komediowego horroru. Zaczyna się jak zwykły program randkowy w Seulu, na którego plan przedostaje się „wirus”. To właśnie z nim wiąże się pierwsze stawione przed uczestnikami zadanie, które pociągnie za sobą kolejne - nigdzie nie jest bezpiecznie, „śmierć” czyha na członków obsady na każdym zakręcie. Ocalali starają się przetrwać, rozwiązując kolejne zagadki, kryjąc się, zawiązując sojusze lub, przeciwnie, ratując się kosztem innych. Każdy ugryziony uczestnik „umiera” - czyli odpada z gry.

Program obejmuje osiem odcinków, w trakcie których śledzimy rozmaite reakcje i metody działania graczy; obserwujemy, jak decydują się na współpracę lub w pełni solowe działanie, jak wbijają sobie - metaforycznie, rzecz jasna - noże w plecy. Całość ma za zadanie nieustannie zaskakiwać i przyciągać uwagę unikalnym konceptem - który, swoją drogą, jest pochodną nieoczekiwanego, ale spektakularnego sukcesu koreańskiego „The Squid Game”. W show biorą udział gwiazdy: aktorka Lee Si-young („Sweet Home”, „Boys Over Flowers”), Kim Jin-young („Get Out of Single Hell”) czy Fukutomi Tsuki (wokalistka z grupy Billlie).

Czytaj także:

REKLAMA

Zombieverse: reality show Netfliksa

Pierwsze koty za płoty. Koncept, nie ukrywam, interesujący. Może i drzemie w nim jakiś potencjał, ale nawet jeśli tak jest w istocie, to twórcom „Zombieverse” nie udało się go wydobyć i wykorzystać.

Podobno program pozbawiony jest scenariusza - całość to nagrywana na żywo improwizacja (która, rzecz jasna, wymaga od uczestników zawieszenia niewiary i udawania, że rzeczywiście mają do czynienia z epidemią). Słusznie, bo to właśnie ten element jest kluczowy, by naprawdę zainteresować widownię. Momentami, zwłaszcza na początku, idea zdaje się działać. Widzimy szok, zdziwienie; najrozmaitsze reakcje oraz wyrazy twarzy uczestników „programu randkowego”, podczas którego nieoczekiwanie pewna młoda kobieta atakuje i dosłownie gryzie mężczyznę. Rzeczywiście jest w tym coś świeżego i zabawnego zarazem; kluczowy aspekt rozrywkowy sprawia wrażenie samograja, a rozbawiony widz może łatwo się wkręcić. Chęć prześledzenia rozwoju wydarzeń w nietuzinkowym show oraz zwykła ciekawość robią swoje. 

Niestety, produkcja cierpi na masę mordujących frajdę przypadłości. Po pierwsze: chaos. Trudno nadążyć za tym, co dzieje się na ekranie; wyjaśnienia w pierwszym epizodzie są bardzo skrótowe, a niezbędne do zrozumienia rozwoju wydarzeń informacje padają często i nieoczekiwanie - jest je zatem bardzo łatwo przegapić. Zastanawiają też niektóre kwestie logistyczne (np. jak dokładnie wyglądają polecenia wydane przez twórców już ugryzionym zawodnikom czy na jakiej zasadzie do gry została wprowadzona inna grupa), czyli pewne strukturalne niejasności. Dodam też, że początkowo tempo jest wręcz zawrotne i poważnie utrudnia śledzenie wszystkich rewelacji; później - dla odmiany - pojawiają się zadania, które zdają się ciągnąć w nieskończoność.

REKLAMA
Zombieverse

Najmocniejszym elementem „Zombieverse” są aspekty humorystyczne - improwizowane odpowiedzi i zachowania uczestników, których bezceremonialna szczerość potrafi zapewnić kupę frajdy. Poza tym bohaterowie dają się lubić, a co za tym idzie - łatwiej im kibicować (co w przypadku reality show jest dość istotne). Przez większość czasu sprawdza się też realizacja - twórcy dali z siebie wszystko, by inwazja wydawała się wiarygodna - momentami jest wręcz hiperrealistycznie (na tyle, na ile można mówić o realizmie w kontekście zombie). Początkowe sekwencje przypominają zresztą bardziej film niż show tego typu. Niestety, zdarza się też, że cały ten realizm momentami psuje zabawę, a całość zaczyna się wydawać - wbrew zapewnieniom twórców - w pełni reżyserowana.

Dwa ostatnie odcinki, w których dowiedzieliśmy się więcej o uczestnikach i rozgrywce, okazały się zdecydowanie najciekawsze. W gruncie rzeczy jest to jednak przede wszystkim próba, eksperyment - pełen wad, pozbawiony tożsamości i skierowany do nieokreślonego odbiorcy. Mimo oryginalności, nie ma w tym wszystkim wystarczająco dużych pokładów dobrej zabawy, by warto było poświęcić programowi osiem godzin życia. Nie tym razem.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA