Przez ostatnie parę dni coraz ciekawiej dzieje się w naszym kraju - ten tego nagrywa, inny natomiast twierdzi, że wszyscy go podsłuchują... Od dawna idąc za myślą Adasia Miałczyńskiego z "Dnia Świra" mam postanowione, że w te sprawy się nie mieszam, bo nie mam na nie, ani na tych ludzi żadnego wpływu. Natomiast słyszałem dzisiaj w radiu opinię, że to wszystko jest wprost jak z filmu "Życie na podsłuchu" - no i miałem okazję sam doświadczyć, czy rzeczywiście podobieństwa są zauważalne.
Akcja opisywanego dzieła dzieje się na kilka lat przed upadkiem muru berlińskiego we wschodniej części Niemiec. NRD szpieguje wszystkich, którzy sympatyzują z zachodnią stroną i sprzeciwiają się obecnym rządom w jakikolwiek sposób. Początkowe sceny ukazują nam mało ważny dla dalszej fabuły, lecz uderzający obraz przesłuchania, które trwało czterdzieści godzin - do czasu, aż podejrzany w końcu się złamał i u kresu sił wyjawił prawdę, której dotąd się wypierał. Już sam wstęp pokazuje ogólny zarys ówczesnej metody śledztw. Dalej metody bywają gorsze i bardziej drastyczne.
Jedną ze skuteczniejszych metod walki z socjalizmem w tamtych latach było wystawianie w teatrze stosownych sztuk ocierających się o drażliwe tematy. Oczywiście, dochodziło najczęściej do tego, że przedstawienia danego reżysera był zakazywane przez władzę, jak nastąpiło to w przypadku przyjaciela głównego bohatera. W filmie widzimy natomiast jeden szczególny przypadek, dramatopisarz Georg Dreyman wciąż wystawiał swoje dzieła na scenie. Nie wiedział jednak, że mieszkanie, w którym żył wraz z żoną i aktorką - Christą Marie Sieland jest od jakiegoś czasu na podsłuchu. Służby bezpieczeństwa Stasi przeprowadziły błyskawiczną akcję - weszli, podłączyli co trzeba, poukrywali w ścianach kabelki i mikrofony i wyszli nie pozostawiając za sobą żadnego śladu (oprócz obserwującej wszystko sąsiadki, jednak i ta po krótkiej rozmowie zrozumiała, że lepiej zapomnieć, że cokolwiek widziała). Nasłuchem kierowało początkowo dwóch ludzi, lecz dowództwo w tej sprawie objął ciekawy człowiek, Gerd Wiesler, który powoli zaczął coraz bardziej rozumieć zachowania podsłuchiwanej pary i czasami zauważalne może być nawet przeniesienie do jego życia pewnych motywów, które usłyszał będąc "uszami" w cudzym domu.
Po pewnym czasie, posiadając wszystkie informacje o poczynaniach pisarza, agentom brakuje jeszcze tylko dowodów, które zdają się być w mieszkaniu podejrzanego. W całą sprawę powoli zostaje wmieszana żona Georga i sytuacja znacznie się komplikuje. Wszystko to prowadzi do ostatecznej konfrontacji, gdzie następuje jedyny w filmie moment, który odrywa nas na chwilę od obyczajowej otoczki i ukazuje nagły zwrot akcji. Przyznam, że lekko mnie on zaskoczył i postawił przed pewną refleksją dotyczącą poniesienia konsekwencji zdradzania bliskich na rzecz niekoniecznie dobrej władzy i sposobu jej egzekwowania.
Film rozgrywa się spokojnym tempem, ukazując kolejno zmiany, jakie kształtują się podczas powolnego procesu w umysłach zarówno podsłuchiwanych, jak i nasłuchującego. Pod uciskiem nieugiętego ustroju ciężko jest być pewnym wyznawanych dotąd wartości, a odczuwa to zwłaszcza wspomniany już agent Gerd Wiesler, którego doskonale zagrał Ulrich Mühe. Sam jego wygląd pasuje do lekko pedantycznego i oddanego swojej misji w każdym calu człowieka. Tym bardziej zaskakuje coraz wyraźniej rysująca się odmiana w charakterze kreowanej przez niego postaci.
Film nie zawiera w sobie prawie żadnych niespodziewanych zwrotów akcji (naturalnie oprócz tego finałowego, jednak i jego przebiegu uważniejszy widz może się domyśleć), więc cała historia odbywa się nieco leniwie, pokazując pewne rzeczy kilkakrotnie, zwracając na nie większą uwagę. Na pewno jest to cenione dzieło nie tylko dla Niemców, którzy zapewne najbardziej ze wszystkich podchodzą do tego osobiście. O uznaniu przez widzów nie zbliżonych aż tak bardzo z tematem podziału w NRD świadczy chociażby uzyskany Oscar w kategorii dla najlepszego filmu zagranicznego. Oczywiście znajdą się i tacy, którzy po napisach końcowych będą znudzeni i spragnieni bardziej wyszukanej akcji - nie można przecież zadowolić każdego widza. Bądź co bądź, Życie na podsłuchu to naprawdę dobry kawałek kina, poruszający poważne tematy. Nie wszystkim musi się podobać, ale na pewno warto go obejrzeć.