REKLAMA

Lepiej nie wiedzieć, jak się robi kiełbasę i referenda. Recenzujemy film „Brexit"

Miałem najgorsze przeczucia, jeśli idzie o „Brexit", nowy film, który możecie obejrzeć w HBO GO. Na szczęście większość z nich się nie potwierdziła.

brexit
REKLAMA
REKLAMA

W polskich mediach też mówiło się o tym dużo. W 2016 roku w Wielkiej Brytanii odbyło się referendum, które miało rozstrzygnąć, czy Brytyjczycy chcą, aby ich państwo pozostało członkiem Unii Europejskiej. Wszyscy wiemy, jak ta historia się skończyła i do czego doprowadziła. Brexit jest z całą pewnością jednym z najgorętszych tematów na Wyspach i jednym z najważniejszych procesów politycznych XXI wieku.

Nie o zmianach, które przyniósł brexit, mówi film.

Toby Haynes, reżyser filmu, opowiada o tym, jak wyglądała kampania poprzedzająca głosowanie. Historia skupia się na technikach, które zastosowali przeciwnicy obecności Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Głównym bohaterem jest tu Dominic Cummings (wciela się w niego Benedict Cumberbatch). Jest on politycznym doradcą i jedna z osób, która miała realny wpływ na wynik referendum. Obok niego poznajmy ważnych aktorów brytyjskiej sceny politycznej. Między innymi Nigel Farage’a, którego udanie portretuje Paul Ryan.

 class="wp-image-240463"

Dostajemy więc film, który opowiada o rzeczach współczesnych i usiłuje zrelacjonować nam to, co działo się w sztabach wyborczych, które nie walczyły o stołki, a o ideę i przyszłość państwa. W centrum wydarzeń staje Dominic Cummings. Widzimy, jak opracowuje strategię, która w przyszłości zmieni rozkład sił i wpłynie na nastroje społeczne. Widzimy, jakim jest człowiekiem, jakie przyświecają mu idee, ale poznajemy go również jako człowieka, chociaż są to tylko przebłyski z jego życia prywatnego.

„Brexit” to produkcja solidna, choć telewizyjna.

Nie ma tu rozmachu, narracja prowadzona jest dość przewidywanie. Brak tu fabularnej przesady, chociaż przyznam, film potrafi zaangażować widza. Nie chodzi nawet o to, że na ekranie oglądamy aktorów, którzy portretują znane osobistości ze świata polityki, a raczej o fakt, iż poważne polityczne decyzje i procesy nie nudzą. A nawet więcej, są na tyle klarownie wytłumaczone i na tyle dobrze opakowane w atrakcyjną formę, że aż trudno się oderwać.

„Brexit” stara się pokazać przełom.

Przełom w brytyjskiej polityce, chociaż przecież te zmiany dotyczą całego świata. Chodzi rzecz jasna o to, jak bardzo zmienia się sposób prowadzenia marketingu politycznego. Jak wiele zależy teraz od tego, czy polityk wie, do kogo mówi. Rzecz jasna chodzi o możliwości, które daje mikrotargetowanie, media społecznościowe i cała masa danych, które politycy mogą pozyskać, aby trafić do nas z jak najskuteczniejszym przekazem.

 class="wp-image-240457"

Drugim biegunem tematycznym „Brexitu” są tu nieuniknione zmiany i transformacje, które przechodzi polityka i to, jak się ją uprawia. Pewne przeobrażenia w retoryce, sposobie formułowania argumentów, rozprzestrzenianiu się informacji mają przecież przełożenie również na naszą polityczną rzeczywistość.

Film niepozbawiony jest moralizatorstwa. Co niestety czasem widać i komuś o zdecydowanych poglądach może wielokrotnie palić się czerwona lampka, gdy zobaczy, jak prezentowani są poszczególni gracze, jakie sądy formują i o jakie wartości walczą. Z drugiej jednak strony mam poczucie, że film nie jest płaski i stara się pokazywać ludzkie historie i motywacje nie oceniając ich jednoznacznie, a jednocześnie tłumacząc pewne mechanizmy.

REKLAMA

„Brexit” nie jest arcydziełem, ale potrafi umiejętnie przeprowadzić nas przez trudności i zawiłości jednego z najważniejszych wydarzeń politycznych ostatnich lat. A to i tak dużo.

„Brexit” obejrzycie w HBO GO.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA