REKLAMA

Come Sunday od Netfliksa zadaje istotne pytania na temat wiary w Boga – recenzja

Kolejna już oryginalna produkcja Netfliksa, tym razem oparta na prawdziwych wydarzeniach, stawia wprawdzie odpowiednie pytania o naturę wiary i Boga, ale robi to w niezbyt interesującym stylu i formie.

OCENA :
5/10
Come Sunday recenzja
REKLAMA

Bohaterem "Come Sunday" jest znany na całym świecie i uwielbiany przez członków swojego kościoła pastor Carlton Pearson. Pewnego dnia, pod wpływem porażającego reportażu o dzieciach i dorosłych ludziach w Afryce, którzy codziennie umierają w wyniku wojen, chorób i głodu, zaczyna on kwestionować swą dotychczasową wiarę oraz polemizować z biblijnymi doktrynami.

REKLAMA

Sam punkt wyjścia "Come Sunday" jest dość ciekawy.

Jakby na to nie patrzeć, religia, wiara to formy filozofii, tak więc zawsze dopuszcza się w ich obrębie dyskusję. W przypadku wiary w Boga dochodzi jeszcze aspekt związany z tym, że Słowo Boże spisane zostało tysiące lat temu, tak więc pewne newralgiczne kwestie mogły zostać w nim źle wysłowione, bądź nieprawidłowo odczytane.

Pastor Carlton Pearson w "Come Sunday" doznaje właśnie takiego objawienia. Obrazy potworności, jakie dotykają ludzi w Afryce, którzy nie mieli szczęścia urodzić się w kraju dostatku i poznać Słowa Bożego, sprawiły, że spojrzał on na sedno nauk Kościoła z zupełnie innej perspektywy.

Czy Bóg kocha nas wszystkich? Jeśli tak, co dlaczego skazuje niektórych na cierpienie przez całe życie, choć niczym nikomu nie zawinili? Dlaczego jedni mają wszystko, a inni nie mają nawet co jeść? Pastor Pearson znalazł na to odpowiedź - jego zdaniem wszyscy jesteśmy zbawieni już od urodzenia. Na tym polegała ofiara Boga na krzyżu.

Gdy wygłosił przemówienie, oznajmujące, że wszyscy ci cierpiący w Afryce zostaną z automatu zbawieni, jego wierni zaczęli się buntować.

Bo w końcu jak to ma być? Jedni muszą zabiegać całe życie o zbawienie, a inni dostają je tak po prostu, tylko dlatego, że żyją w mniej uprzywilejowanych warunkach?

Praktycznie przez cały seans "Come Sunday" przychodzi nam więc obserwować bijącego się z myślami pastora Pearsona oraz to, jak odwaraca się od niego stopniowo cała parafia. Ale nie tylko, bo również i przyjaciele, a także rodzina.

Jest gdzieś w filmie Netfliksa ta zadziorność i polemika znana z amerykańskiego kina społecznego lat 60. i 70., które surowo kontestowało rzeczywistość i politykę kraju. Niestety, te motywy w wydaniu "Come Sunday" związane z tematyką religijną, ugrzęzły gdzieś w dość mętnym scenariuszu.

Polemika pastora Pearsona z wiarą to samograj, a twórcom skryptu nie wystarczyło już wyobraźni i pomysłów, by ubrać to wszystko w jakąś zajmującą opowieść.

Przyglądamy się więc jak pastor rozmawia z wiernymi i bliskimi, przedstawia swoje racje i wątpliwości, a jego rozmwócy odwdzięczają mu się tym samym.  Dzieje się tu niewiele. I nie oczekuję wcale fajerwerków i wielkich dramatów, ale też nie jestem w stanie przymknąć oka na to, że "Come Sunday" przez lwią część seansu jest zwyczajnie nudny i w gruncie rzeczy płytki.

Film stawia ciekawe pytania, ale nie wchodzi w nie głębiej, tylko mieli je w tej samej postaci do samego końca. No i przede wszystkim, mam wrażenie, że twórcom wydawało się, że sam punkt wyjścia się obroni, więc nie trzeba nic więcej dookreślać i obudować całości ciekawą dramaturgią.

A ciepri przez to cały drugi plan. Danny Glover, wcielający się w wujka pastora Pearsona, pojawia się na ekranie raptem na dwie-trzy minuty. Jason Segel, grający przyjaciela pastora, odtwarza swą postać cały czas na jednej nucie.

Za to prawdziwą gwiazdą filmu jest Chiwetel Ejiofor, który daje w "Come Sunday" naprawdę imponujący popis umiejętności aktorskich.

come sunday film

Znakomicie sprawdza się podczas swoich kazań, kiedy odznacza się charyzmą niemal gwiazdy rocka. Równie dobrze jednak potrafi oddać stan duchowy i emocjonalny swojej postaci, jej zwątpienie, walkę samego z sobą, jak i również z ludźmi wokół, którzy zaczynają w niego wątpić.

REKLAMA

Ale sama znakomita rola Ejiofora to trochę za mało bym mógł z czystym sumieniem polecić wam "Come Sunday". Lata temu, Igmar Bergman m.in. w "Gościach wieczerzy pańskiej" po mistrzowsku podjemował temat wiary i Boga, jednocześnie tworząc fascynujące portrety psychologiczne swoich postaci oraz znakomicie rozpisaną dramaturgię ujętą w ramy fabularne. "Come Sunday" na tle tego filmu jawi się wyjątkowo mizernie.

Tak więc jeśli macie chwilę, którą zamierzacie poświęcić na film o tematyce bliskiej "Come Sunday", osobiście polecam wam "Gości wieczerzy pańskiej" Bergmana. Zrobi na was piorunujące wrażenie, zadając przy tym nawet mocniejsze pytania o naturę wiary i Boga. Jak zawsze jednak wybór pozostawiam wam.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-07-03T12:34:47+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T10:21:42+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T09:48:25+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T09:04:17+02:00
Aktualizacja: 2025-07-03T08:14:20+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T20:21:33+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T19:06:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T18:05:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T17:02:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T14:06:45+02:00
Aktualizacja: 2025-07-02T12:36:39+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T18:51:00+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T15:27:49+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T13:05:35+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T11:57:44+02:00
Aktualizacja: 2025-07-01T08:30:18+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T20:14:11+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T18:18:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T17:17:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T16:12:00+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T15:36:25+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T15:07:50+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T13:57:52+02:00
Aktualizacja: 2025-06-30T13:42:54+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA