Escape room chciał być podróbką Piły w nowych realiach, ale podobieństwa skończyły się na niewielkim budżecie.
OCENA
To jednej z najgorszych filmów, jakie miałem nieprzyjemność oglądać w swoim życiu. Jeśli lubisz sprawiać sobie ból, mogę z czystym sumieniem polecić jego seans. Na salę kinową zwabił mnie jednak całkiem udany trailer, który...
...jest bardziej interesujący niż sam film.
Montażyście składającemu zwiastun należą się ogromne gratulacje. Stworzył coś z niczego. Zapowiedź trzyma w napięciu przez 120 sekund, bo i tyle maksymalnie można wycisnąć z tego gniota. Ta krótka zapowiedz bardzo mocno zdradza jednak fabułę horroru, więc jeśli chcecie oszczędzić sobie ponad godzinę godziny nudy, obejrzyjcie poniższe wideo.
Scenariusz z generatora postaci i zdarzeń losowych.
Jesteśmy na kolacji, gdzie poznajemy głównych bohaterów – trzy pary. Jedna z nich jest zakochana po uszy, druga ma przed sobą tajemnice, a trzecia się nie znosi. Filmowi brakuje jednak kilku scen głębszego przedstawienia postaci i ich motywacji, którymi później będą się kierowali, walcząc o życie.
Ni z tego, ni z owego trafimy do vana, który wiezie naszych bohaterów do escape roomu. Zupełnie jakby ktoś podesłał do kina taśmę, z której wycięto fragmenty, pozwalające zrozumieć przyczynowo-skutkowy ciąg historii. Późniejsze „zwroty akcji” są do bólu przewidywalne. Do tego stopnia, że czułem wewnętrzny ból, widząc finałowe rozwiązanie, na które wpadłem po kilku minutach seansu.
Marne dialogi i gra aktorska.
Może to nie do końca wina aktorów. Może dialogi, które przyrównać by można do tych z Klanu, im nie pomagały. Może scenariusz pierwszy raz widzieli na chwilę przed nagraniami. Trudno jednak nie zgrzytać zębami, widząc rozdwojenie jaźni głównego bohatera i niesamowicie hiperbolizowane reakcje. Przez to, że tak naprawdę nie znamy bohaterów, nie wiadomo dlaczego w jednej scenie zachowują się tak, a w drugiej inaczej.
Escape room wieje nudą od pierwszej do ostatniej sekundy. Sceny śmierci w Pile nie pozwalały na oderwanie się od ekranu. Tu zaś prosimy, aby skończyły się jak najszybciej. Przykład? Para całuje się tak namiętnie, że nie zauważa odstającej z ich ciał skóry pod wpływem działania trującego gazu. Inny przykład? Bohater z jakiegoś powodu nie może wyskoczyć z szybu wentylacyjnego i biernie czeka na dekapitację.
Finał również pozbawiony jest sensu, choć – uwaga – twórcy zostawili sobie potencjalną furtkę na kontynuację. Wątpię, aby film na nią zarobił. Już teraz prowizorka wiała z niego w każdej scenie wypełnionej tekturowymi dekoracjami pożyczonymi z polskiego teatru telewizji.
Z niekłamaną trudnością znajduję w swojej pamięci gorzej zrobione filmy.
Może jakieś studenckie etiudy? Może coś z polskiego YouTube’a? Niestety, wolałbym już oglądać cukierkowe let’s playe z Mincerafta. Pewnie znalazłbym w nich więcej napięcia.